Czym się pan będzie konkretnie zajmował w Tokio?
Oficjalnie zostałem nominowany jako tzw. event delegate, czyli będę z ramienia IHF (Międzynarodowa Federacja Piłki Ręcznej – przyp. red.) odpowiedzialny za sprawy techniczne i organizacyjne. Na przykład będę musiał dopilnować, co się dzieje na boiskach, czyli sprawdzać, czy przypadkiem podłoga się nie odkleja, takie techniczne rzeczy, które są niezbędne, aby mecz mógł się odbyć bez zakłóceń. To będzie moje podstawowe zajęcie, ale niedawno dostałem maila, że mamy być także delegatami technicznymi, którzy siedzą przy stolikach i pilnują czasu, zachowania ekip, pomagają arbitrom na boisku itp. Więc chyba będę tam występował w podwójnej roli.
Prawdopodobnie organizatorom igrzysk z powodu pandemii COVID-19 brakuje rąk do pracy…
Zdecydowanie tak. Znacznie została ograniczona liczba delegatów technicznych. Na początku miało ich być 20, a skończyło się bodaj na 14. W związku z tym doszli widocznie do wniosku, że trzeba będzie nas wykorzystać także do innych zadań. Trzeba pamiętać, że za wszystko odpowiedzialni są organizatorzy, natomiast my jesteśmy do pomocy z ramienia federacji.
Które to pana igrzyska?
Czwarte. Dwa razy pojechałem jako sędzia, m.in. byłem arbitrem, razem z Mirosławem Baumem, finału olimpijskiego kobiet w Atenach (Dania – Korea Płd. 38:36 po dwóch dogrywkach i rzutach karnych – przyp. red.), w Pekinie sędziowaliśmy półfinał (Rosja Węgry 22:20 – przyp. red.), natomiast już w Rio de Janeiro byłem w tej samej roli co teraz, czyli event delegata – człowieka odpowiedzialnego za przeprowadzenie zawodów.
Jakie są podstawowe obowiązki takiego delegata?
Np. musimy dopilnować organizacji całej ceremonii przed i po meczu, wejścia na boisko, zejścia, wszystko to jest objęte w odpowiednich ramach czasowych. W trakcie olimpiady są pewne ograniczenia dotyczące reklam, to też trzeba przypilnować, chodzi o wielkość banerów, napisów na koszulkach zawodników, emblematów. Ograniczenia dotyczą każdej odzieży. To wszystko jest odpowiednio uregulowane, dokładnie określono, ile centymetrów kwadratowych może być na rękawku, czy czapce albo dresie. Są to czasami naprawdę drobne rzeczy, np. mogą być napisy, a nie może być charakterystycznych pasków, to wszystko jest do przypilnowania.
Czy często musiał pan interweniować?
Pamiętam, że w Rio de Janeiro miałem taką sytuację: podłoga pod wykładziną była chyba dość marnej jakości, po prostu załamywała się, i trzeba ją było wymienić. O godzinie 23 kończyły się mecze, a na drugi dzień wszystko zaczynało się o dziewiątej i należało ją w tym krótkim czasie naprawić. Całe przygotowania trwały kilka dni, a potem trzeba było w ciągu jednej krótkiej nocy to ogarnąć. Należało się sprężać, żeby cała sprawa nie wyszła na jaw. Wszystkie liny, przewody, mikrofony musieliśmy rozłączać, wiele rzeczy podmienić. To są takie sprawy, których ludzie nie powinni widzieć. Czasami koledzy mówią do nas: “A wy nic nie robicie tylko siedzicie”. Kiedyś zrobiliśmy im prezentację, czym się zajmujemy – to nie wierzyli, że tego tyle jest. Generalnie jeśli nic nie robię w czasie meczu, to znaczy, że wcześniej dobrze wykonałem swoją pracę. … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS