Przypomnijmy: Fundacja “Mam kota na punkcie psa” z Czechowic-Dziedzic została w połowie lutego poproszona o sprawdzenie warunków bytowania psa. Było kilkanaście stopni Celsjusza poniżej zera, a pies miał stać na łańcuchu, w zabłoconym kojcu.
Pies nie miał wody, siedział skulony
Na miejsce, do Bronowic, pojechała wolontariuszka fundacji, towarzyszył jej narzeczony. Pies nie był na łańcuchu, ale siedział skulony, bez wody. Dziewczyna relacjonuje, że poprosiła właściciela o świeżą wodę dla psa, zapytała też, czy jest możliwość, żeby zabrać go do domu. Mężczyzna powiedział jej, że pies ma lepsze jedzenie niż ona, kazał jej „wypierd…” i zamknął drzwi. Odchodząc, wolontariuszka głośno zapowiedziała, że w tej sytuacji będzie musiała wezwać policję.
Dziewczynie towarzyszył narzeczony. Relacjonuje, że gdy wsiadła już do samochodu zaparkowanego na poboczu, dwóch mężczyzn zagrodziło auto z przodu i z tyłu. Jej narzeczony, który poprosił o odblokowanie samochodu, został zaatakowany i wciągnięty na posesję. Tam go skatowano, był kopany po głowie i całym ciele. Próbował się bronić, ale napastników było trzech. Od wolontariuszki zażądano wykasowania filmów, jakie nagrała z psem, zabrano jej telefon.
Gdy dziewczyna wykasowała filmy, napastnicy ją puścili. Wolontariuszka wciągnęła ledwo utrzymującego się na nogach narzeczonego do samochodu, z jego ust i nosa lała się krew. W szpitalu lekarze stwierdzili, że ma złamany nos. Potwierdzili pisemnie, że obrażenia mogły być wynikiem pobicia. Sprawa została zgłoszona na policję, poinformowano także burmistrza Czechowic-Dziedzic. Przesłuchano wolontariuszkę i jej narzeczonego.
Sprawa została umorzona
Anna Sztender, prezeska fundacji “Mam kota na punkcie psa”, informuje, że ku zaskoczeniu wolontariuszy, ale także prawniczki, która zadecydowała się pomóc organizacji, dochodzenie zostało umorzone.
– Zarówno poszkodowani, jak i nasza prawniczka mają wrażenie, że sprawa ta była prowadzona w sposób nieobiektywny. Czy dołożono wszystkich starań, by ją wyjaśnić? – pyta prezeska. Policjanci uznali m.in., że obrażenia mężczyzny powstały na skutek upadku. Fundacja złożyła zażalenie, sprawą zajmie się sąd.
To był pierwszy przypadek w historii fundacji, gdy doszło do przemocy fizycznej wobec wolontariuszy fundacji “Mam kota na punkcie psa”. Zdarzają się wyzwiska, ale nie są na szczęście częste. Prezeska zapewnia, że przedstawiciele fundacji nigdy nie wchodzą na zamknięty teren, a jeżeli bramka jest otwarta i nie ma dzwonka, wchodzą na posesję, kierując się od razu do domu właściciela lub opiekuna zwierzęcia, by porozmawiać. Jeżeli taka osoba nie życzy sobie ich obecności, wtedy wzywają straż miejską, policję, inspekcję weterynaryjną czy urzędników.
– Jeśli tylko właściciel zwierzęcia wykazuje taką chęć, może liczyć na pomoc fundacji w poprawieniu jego warunków bytowych – zapewnia Anna Sztender.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS