Dobry mecz obejrzeliśmy dzisiaj w Legnicy. Mecz, w którym nie musieliśmy się denerwować błędami sędziów. Mecz, w którym obie strony chciały grać w piłkę. I w którym dało się w nią grać, bo w końcu nie przeszkadzała w tym murawa. Ani toporność którejś ze stron. Ale przede wszystkim – mecz, w którym główne role rozpisano między Hiszpanów – Luisa Valcarce, który pomógł Miedzi i Daniemu Pinillosowi, który odwdzięczył się tym samym w drugą stronę. No i Fabianowi Hiszpańskiemu, który w przeciwieństwie do wspomnianej dwójki postanowił grać do właściwej bramki.
Czy dziś w Legnicy można było się nudzić? Nie za bardzo. Ledwo rozpoczął się mecz, a Arka już miała na koncie tyle sytuacji, że nikt nie zdziwiłby się, gdyby prowadziła 2:0 po jakichś 10 minutach.
Ale że to Arka, to nikt nie dziwił się, że po 10 minutach było 0:0.
Tak, skuteczność była ostatnio dużym problemem gdynian. Choć z drugiej strony nie dało się przecież przewidzieć, że Dani Pinillos zdoła wybić piłkę z linii bramkowej głową, kiedy Mateusz Żebrowski i reszta zawodników w żółtych strojach już widziała ją w bramce. Zaraz potem do akcji wkroczyła jednak Miedź, która postanowiła skorzystać z tego, że nie otrzymała gonga lub dwóch na start.
I taka wymiana ciosów trwała już do końca spotkania.
Włoskie akcenty
A że obydwie strony „pięściarzy” miały dobrych, to było na co popatrzeć. Momentami mieliśmy wrażenie, że w Legnicy Jarosław Skrobacz motywował swoich piłkarzy, puszczając im mecze włoskich drużyn. Paweł Zieliński ewidentnie chciał dzisiaj naśladować brata – co chwilę widać go było pod bramką rywala, a kiedy uderzył wolejem na bramkę Arki, nawet jego koszulka zrobiła się jakby mniej granatowa, za to bardziej błękitna. Pech chciał, że jego kumpel z drużyny – Krzysztof Drzazga – oglądał nie Napoli, a Juventus. I to chyba nie w meczu z Cagliari, a w spotkaniu z Porto. Bo gdyby oglądał to pierwsze starcie, zobaczyłby, jak zapakować hattricka w stylu Cristiano Ronaldo. Tymczasem nauczył się czego innego – jak stać w murze.
Albo raczej jak w nim nie stać.
Rzut wolny dla Arki, Dani Pinillos faulował Fabiana Hiszpańskiego. Boczny sektor boiska, niezbyt groźna pozycja, raczej można się spodziewać dośrodkowania. Tyle że Christian Aleman miał inny plan. Jaki? Kurwa sprytny Skorzystał z faktu, że Drzazga odskoczył od Joana Romana i właśnie w tę lukę posłał piłkę. W dodatku posłał ją tak, że ta pięknie zakręciła wprost w kierunku bliższego słupka. I wpadła do bramki obok Pawła Lenarcika, który Juventusu raczej nie oglądał, bo nie spodziewał się, że mur może mu się rozjechać jak Morze Czerwone Mojżeszowi.
Więc Arka w końcu objęła prowadzenie.
Hiszpański lepszy od „rodaka”
Ale jak już wspomnieliśmy – to była wymiana ciosów, dlatego na odpowiedź długo nie czekaliśmy. Miedź wyrównała tuż przed przerwą, a w utratę bramki znów zamieszany był lewy defensor rodem z Hiszpanii. Luis Valcarce nie zastawił się jak trzeba, Patryk Makuch go przepchnął, zabrał piłkę i dograł w pole karne, gdzie Krzysztof Drzazga odkupił swoje winy, pokonując Daniela Kajzera. Dla Valcarce jest jednak pewne wytłumaczenie. To w końcu lewy obrońca, tymczasem Dariusz Marzec konsekwentnie wystawia go na środku defensywy. Konkretniej – w roli pół-lewego stopera w trójce obrońców.
Jaki tego efekt? Nie zgadniecie – dwa mecze i dwa razy to Valcarce był zamieszany w stracenie bramki.
Na szczęście dla gdynian w zespole jest jeszcze jeden „iberyjski” boczny obrońca. I on gra już na właściwej pozycji, czyli na wahadle. Fabian Hiszpański, bo o nim mowa, robił dzisiaj mnóstwo zamieszania. Możemy nawet zaryzykować stwierdzenie, że obok Alemana to on był najlepszym piłkarzem na boisku. Wspomnieliśmy o jego roli przy pierwszym golu, a przy drugim było podobnie – Hiszpański znów został sfaulowany, tyle że tym razem w polu karnym. Winowajca? Ponownie Dani Pinillos, który chyba powoli staje się dowodem na to, że dobre CV w 1. lidze wiele nie znaczy. Bo co z tego, że grałeś w Championship, skoro kręci tobą Hiszpański, który dopiero co zasuwał po boiskach trzeciej ligi w Wielkopolsce i okolicach?
Miedź wiosną? Rozczarowanie
Tym oto sposobem Arka zgarnęła trzy punkty, bo z 11 metrów pewnie trafił Mateusz Żebrowski. Oczywiście w międzyczasie trochę się jeszcze wydarzyło – tak Daniel Kajzer, jak i Paweł Lenarcik zaliczyli dwie kapitalne interwencje. Kapitalnego, ale kiksa, zapisał z kolei na koncie Szymon Matuszek, który podczas oblężenia bramki gdynian poślizgnął się tuż przed strzałem i zamiast gola mieliśmy rzut wolny dla gości, bo piłka trafiła upadającego Matuszka prosto w rękę.
Szansa na remis zmarnowana w komicznym stylu, jednak w Legnicy nikomu nie jest do śmiechu. Jakoś tak się bowiem składa, że Miedź znów zaczyna grać dopiero wtedy, kiedy jej łeb ląduje na pieńku i może tylko obserwować szczery uśmiech kata. O ile jednak w poprzedniej rundzie legniczanie często odpowiadali rywalom zaraz po straconym golu, tak teraz tej riposty zabrakło. A bilans Miedzi wiosną wygląda tak:
- 0:2 z walczącą o utrzymanie Sandecją
- 3:0 z GKS-em Bełchatów
- 0:0 z walczącą o utrzymanie Resovia
- 1:2 z sąsiadem w tabeli – Arką
No nie jest najlepiej. Jarosław Skrobacz ostatnio narzekał na murawę, dziś jednak takiej wymówki użyć nie może. Cieszy się za to Dariusz Marzec, bo on w końcu nie musi szukać wymówek. To dobry prognostyk przed meczami z Bruk-Betem i GKS-em Tychy.
Miedź Legnica – Arka Gdynia 1:2
Drzazga 42′ – Aleman 34′, Żebrowski 82′
fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS