Wszystko warte jest tyle, ile ludzie są gotowi za to zapłacić. Przyjmujemy, że w skali globalnej wartość marnowanego jedzenia wynosi 1,3 biliona dolarów rocznie. Można powiedzieć, że tyle pieniędzy na całym świecie trafia wraz z jedzeniem do kosza. Dodatkowo to zmarnowane jedzenie odpowiada za 10 proc. globalnej emisji gazów cieplarnianych, tracimy więc znacznie więcej.
I jak Too Good To Go próbuje odzyskać przynajmniej część tej sumy? Mam na myśli wasz model biznesowy. Jak Too Good To Go zarabia, skoro aplikacja jest dla użytkowników darmowa?
Aplikacja jest darmowa, ale jako konsument, który chce odkupić za jej pomocą jedzenie, musisz za nie zapłacić. My pośredniczymy w tej płatności, za co pobieramy opłatę od sprzedającego jedzenie partnera. Przyjmijmy, że użytkownik – nabywca – kupuje paczkę niespodziankę z jedzeniem za 3,99 euro [średnia cena za paczkę w Polsce to 12,99 zł – przyp. red.]. Pobierając opłatę, niewielką część zachowujemy dla siebie pokrywając m.in. koszty operacyjne, a część przekazujemy partnerowi – który i tak na tym zyskuje, ponieważ w przeciwnym razie musiałby to jedzenie wyrzucić i nie zarobiłby nic.
To ile z płaconej przez nabywcę sumy zachowujecie, a ile bierze partner?
To zależy od używanej w danym kraju waluty, rodzaju posiłku, jak również od indywidualnej umowy z partnerem.
Too Good To Go jest firmą technologiczną. Tutaj, w Kopenhadze, właściwie wszystkie cztery piętra waszego biura zajmują stanowiska pracy specjalistów IT. Również firmy technologiczne odczuwają jednak skutki kolejnych kryzysów nawiedzających Europę: od pandemii COVID-19, poprzez inflację, po wojnę w Ukrainie. Czy te kryzysy miały – lub wciąż mają – wpływ na Too Good To Go?
Najmocniej uderzyły w nas dwa. Pierwszy to COVID-19. Po wybuchu epidemii wielu z naszych ówczesnych partnerów musiało wstrzymać działalność. A kiedy kuchnia w restauracji nie funkcjonuje, to nie ma też nadwyżkowych posiłków. Na początku pandemii nasze obroty w ciągu 10 dni spadły o 60 proc. Udało nam się jednak wyjść z tego kryzysu obronną ręką, gdy postawiliśmy na sklepy i partnerów, którzy w ogóle nie mieli swoich kanałów cyfrowych. Tymczasowo umożliwiliśmy zamawianie przez naszą platformę posiłków w normalnym trybie – a nie tylko ratowanie posiłków niewykorzystanych przed zamknięciem sprzedającego jedzenie lokalu.
Czytaj też: Rozmowy na czas kryzysu. Witold Orłowski: Przygotujcie się do walki
Czyli postawiliście na partnerów, którzy opierali swój dotychczasowy biznes na bezpośrednich relacjach z klientami – a którzy w obliczu pandemii stanęli pod ścianą, bo kontakty „twarzą w twarz” zostały ograniczone?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS