Prawdziwe nazwisko Federico Carboniego włoska opinia publiczna poznała dopiero w dniu jego śmierci, w czwartek 16 czerwca. Wcześniej pojawiał się on w mediach jedynie pod przybranym imieniem „Mario”. Sparaliżowany w wypadku samochodowym, 44-letni mężczyzna przez ostatnie 12 lat starał się o sądową zgodę na śmierć. Bez tego żaden lekarz nie odważył się mu pomóc.
„The New York Times” pisze, że Carboni zmarł we własnym domu w portowym mieście Senigallia, otoczony rodziną i przyjaciółmi. Nie miał żony ani dzieci, a przed wypadkiem pracował jako kierowca ciężarówki. Pozostawił po sobie list, który spisał na miesiąc przed śmiercią.
„Nie mogę zaprzeczyć, że żałuję odebrania sobie życia.Byłoby to nieprawdziwe i kłamliwe, ponieważ życie jest wspaniałe i mamy tylko jedno” – zaczął swoją pożegnalną wiadomość Federico. „Niestety, tak to się jednak potoczyło” – pisał dalej.
Gallo: Wybór Federico będzie wolnością innych
W imieniu zmarłego wypowiadała się także Filomena Gallo, krajowa sekretarz organizacji walczącej o prawo do eutanazji. – Federico chciał skorzystać z prawa wolnego wyboru we Włoszech i był świadomy, że jego opór będzie prawem, wolnością wywalczoną dla wszystkich – mówiła.
W trakcie długiej batalii prawnej Federico Carboni pokonał długą serię ograniczeń i przeciwności. Eutanazja nie jest legalna we Włoszech, a sąd w tym konkretnym wypadku zgodził się na nią pod ścisłymi warunkami. Zwykle mieszkańcy tego kraju w celu skrócenia życia udają się do Szwajcarii. Jest to jednak kosztowne i kłopotliwe w przypadku osób, które nie mają zbyt dużej kontroli nad własnym życiem.
Czytaj też:
Macron zalegalizuje eutanazję? Legendarny Delon wywołał dyskusję o „śmierci na żądanie”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS