Nie może być za dobrze. Co prawda Pogoń z Podbeskidziem przedłużyła do siedmiu passę meczów bez porażki w Ekstraklasie, ale umówmy się, że jeśli grasz z takim rywalem u siebie, to cele masz bardziej wygórowane. „Portowcy” ostatnio byli na fali wznoszącej, koronawirusowa pauza nie wpływała na ich postawę. Najpierw wygrali z Lechią, potem zremisowali z Legią, by niedawno rozbić Jagiellonię po najlepszym występie w tym roku. A wszystko to bez straconego gola. Nic więc dziwnego, że mówiliśmy o zdecydowanym faworycie w starciu z beniaminkiem, który ostatnio zbierał oklep od Warty Poznań i Wisły Kraków.
Sumując wszystkie okoliczności, remis należy uznać za sukces gości. Aby do niego doszło, musiało się wydarzyć kilka ważnych rzeczy.
Po pierwsze – bramkarz
Wreszcie między słupkami Podbeskidzia oglądaliśmy fachowca. Wcześniej ani Martin Polacek, ani Rafał Leszczyński nie pomagali zespołowi, a jeśli już stawali się bardziej widoczni, to dlatego, że coś zawalali. W obliczu kontuzji tego pierwszego skorzystano z furtki w przepisach. Krzysztof Brede po starej znajomości wyciągnął od Michała Probierza doświadczonego Michala Peskovicia, który w hierarchii bramkarzy Cracovii zjechał do miana numeru trzy. Zagrałby tylko w wyjątkowych okolicznościach, za to w Bielsku może się bardzo przydać. Ba, już się przydał.
Pesković trzykrotnie ratował bielszczan. Na początku meczu obronił woleja Sebastiana Kowalczyka (dobitka kapitana Pogoni była niecelna) i zatrzymał uderzającego z bliska Michała Kucharczyka. W doliczonym czasie natomiast odbił piłkę po strzale Mariusza Fornalczyka. 17-letni rezerwowy „Portowców” otrzymał świetne podanie od Kamila Drygasa, stanął przed wielką szansą, ale praktycznie kopnął prosto w Peskovicia. Tak czy siak plusik dla Słowaka, który przy straconym golu przepuścił pikę między nogami, tyle że chodziło o strzał z najbliższej odległości.
Zawalili obaj stoperzy. Dmytro Baszłaj dał się przepchnąć Luce Zahoviciowi, który już upadając zdołał odegrać, a Adrian Benedyczak mimo asysty Milana Rundicia, jakby nigdy nic odwrócił się i zdobył swoją premierową bramkę na najwyższym szczeblu. Rezerwowi gospodarzy robili dziś różnicę w obie strony. Benedyczak ogólnie dawał sporo jakości, za to Fornalczyk psuł wszystko, co się dało. Chłopak na pewno jest szybki, ma potencjał, lecz dopóki nie uspokoi głowy, będzie miał problemy.
Po drugie – duet napastników
Marko Roginić i Kamil Biliński dotychczas w tym sezonie nie występowali ze sobą w ataku. Chorwat albo był kontuzjowany, albo wchodził na zmiany, a jak już obaj wyszli od początku na Lechię, to Roginić został ustawiony na skrzydle. Ten wariant kompletnie się wówczas nie sprawdził. Teraz natomiast grający obok siebie napastnicy Podbeskidzia mieli okazję do współpracy i właśnie w taki sposób beniaminek objął prowadzenie.
Po dalekim zagraniu Baszłaja Roginić wygrał pojedynek główkowy z Zechem, a Biliński nawinął Triantafyllopoulosa i przy płaskim strzale złapał na wykroku Dante Stipicę. I stoperzy „Portowców”, i Stipica mogli zrobić więcej, ale to nie był problem przyjezdnych.
Roginić dawał jakość nie tylko w powietrzu. W drugiej połowie przebiegł pół boiska, trzykrotnie zakręcił Zechem tak, że groziło to jakimś skręceniem, ale na sam koniec zabrakło mu precyzji, uderzył obok słupka. Gdyby wpadło, Jesus Imaz nie mógłby być pewny, czy jego gol zostanie trafieniem kolejki.
Po trzecie – nieskuteczność rywala
Mimo wszystko Pogoń wypracowała sobie dziś tyle sytuacji, że powinna wygrać bez względu na dyspozycję Peskovicia i duetu napastników przeciwnika. Przez pierwszy kwadrans szczecinianie robili z defensywy Podbeskidzia miazgę. Gorgon po akcji Kowalczyka strzelił w słupek, były wspomniane sytuacje Kucharczyka i Kowalczyka, a Zahović po podaniu od Matyni na wolne pole niepotrzebnie podawał zamiast uderzać. Słoweński napastnik ponownie długo rozczarowywał, dziwnie strzelał głową po jednej z niewielu udanych centr Kucharczyka, ale asystą odkupił przynajmniej część win.
Gospodarze nie wykorzystali mocnego początku i z czasem Podbeskidzie zaczęło się odgryzać. Po objęciu prowadzenia stuprocentową sytuację po kontrze Sierpiny zmarnował młody Sitek, do tego dochodzi rajd Roginicia, o którym mówiliśmy. Gdyby Pogoń miała dziś dużego pecha, mogłaby nawet przegrać.
Skończyło się remisem, który cieszy tylko „Górali”. W ich szeregach robiło się już gorąco, ten punkt wlewa trochę optymizmu. Pogoń nie wykorzystała szansy, by mając mecz mniej zrównać się dorobkiem z Górnikiem Zabrze.
Fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS