Dzisiaj, 12 lutego (07:37)
– Mamy do czynienia z początkiem końca pandemii – ogłosił minister zdrowia Adam Niedzielski. Medycy pytają, skąd ten optymizm i wskazują, że w szpitalnych oddziałach wciąż brakuje rąk do pracy – również dlatego, że personel medyczny choruje na COVID-19. – Nie dość, że jest nas za mało w systemie ochrony zdrowia, to jeszcze przez Omikron często trafiamy na izolację i nie możemy pracować. To nadal się dzieje – wskazuje Mateusz Szulca, lekarz i przewodniczący Porozumienia Rezydentów.
Wejherowo. W ubiegły weekend Odział Ratunkowy Szpitala Specjalistycznego im. F. Ceynowy przyjmował jedynie pacjentów z udarami, zawałami, kobiety w ciąży i dzieci. Chorzy wymagający natychmiastowej opieki z tego miasta mogli skorzystać z Nocnej i Świątecznej Opieki Chorych w Wejherowie oraz w pozostałych Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych, m.in. w Gdyni oraz Lęborku.
Przyczyną ograniczenia działania SOR-u była “trudna sytuacja na rynku pracy związana z brakiem dostępności lekarzy, w tym m.in. lekarzy medycyny ratunkowej i innych, niezbędnych w pracy tak ważnego oddziału, a także stan pandemii, odpływ kadr do oddziałów covidowych oraz zapadalność na COVID-19 wśród pracowników“.
– Szpital co do zasady nie planuje kolejnych ograniczeń. Jednak zapewnienie ciągłości pracy zależy od wielu czynników, w tym sytuacji epidemiologicznej, odpowiedzi na toczące się działania rekrutacyjne i ewentualne oddelegowania przez wojewodę personelu – przekazała Interii Małgorzata Pisarewicz, dyrektor ds. Komunikacji Społecznej i Promocji Szpitali Pomorskich. I dodała: – Przy założeniu etatowego wymiaru pracy (160 h miesięcznie) obecne braki to od pięciu do 10 osób, w tym czterech lekarzy medycyny ratunkowej.
Gilbert Kolbe, pielęgniarz i rzecznik prasowy Protestu Medyków, mówi Interii: – Gdzie nie spojrzeć są oddziały szpitalne, które nie funkcjonują tak, jak powinny. Warszawa, Kraków, Poznań, Gdańsk, Białystok, Gniezno, Katowice, Olsztyn. To się dzieje w każdym z tych miast. I my ostrzegaliśmy, że tak będzie, podczas Białego Miasteczka.
– Zamknięcie szpitalnego oddziału ratunkowego i przyjmowanie tylko konkretnych pacjentów to jest już sytuacja skrajnie kryzysowa, ale zazwyczaj chwilowa – na kilka godzin lub dni. SOR-y są elementem państwowego ratownictwa medycznego i ich znaczenie jest kluczowe, to one zapewniają bezpieczeństwo obywatelom w stanach zagrożenia życia. W momencie, w którym jest już tak źle, że nie ma możliwości przeniesienia personelu na szpitalny oddział ratunkowy, to oznacza, że dochodzi do katastrofy – stwierdza Kolbe.
Ocenia, że jeśli pacjenci nie mają gdzie się udać po pomoc, może to narażać bezpieczeństwo mieszkańców danego terenu.
– Mimo że jako medycy jesteśmy w znacznej części zaszczepieni, koronawirus mocno oddziałuje również na nas. Personel medyczny wciąż choruje, więc nie dość, że jest nas za mało w systemie ochrony zdrowia, to jeszcze przez Omikron często trafiamy na izolację i nie możemy pracować – wskazuje Mateusz Szulca, lekarz i przewodniczący Porozumienia Rezydentów.
I dodaje, że te braki są widoczne również teraz, kiedy minister zdrowia Adam Niedzielski ogłasza koniec pandemii. – Wersja Omikron jest tak zaraźliwa, że wirus potrafi szaleć po całym szpitalu, to cały czas się dzieje. Później jest nas za mało, żeby z pandemią walczyć, ale również aby pomagać innym, niezakażonym pacjentom – mówi lek. Szulca.
– Ciężko jest się nie zarazić pracując z pacjentem, nawet przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności. Zdarza się, że całe oddziały przestają przez to działać. W Gnieźnie niedawno była taka sytuacja. Zamknięto jeden z oddziałów, nie miał kto pracować. Personel zdrowy został przeniesiony na inne oddziały, a pacjenci z zamkniętego oddziału do innych szpitali – dodaje Gilbert Kolbe.
W wielu miastach takie “przesunięcia personelu” między oddziałami szpitalnymi są codziennością. – Pielęgniarki przychodzące na dyżur nie wiedzą, na k … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS