– Depresja klimatyczna? Nawet nie wiedziałem, że taka istnieje – przyznaję się Marcinowi Krzeszewskiemu, twórcy Pokazowego Siedliska Permakulturowego w Manasterzu.
Z Przemyśla do Manasterza jest około 40 kilometrów. Mijam Żurawicę, Maćkowice, Pruchnik, Kańczugę, malownicze, po horyzont ciągnące się łagodne wzniesienia Pogórza Dynowskiego. Manasterz, kierunkowskaz: Rzeki 1. Z trudem trafiam pod wskazane przez Marcina Krzeszewskiego siedlisko. – Rozejrzyj się. Jak zobaczysz brzozowy las, to kieruj się w tę stronę – informuje Marcin. Po kilku kamiennych schodkach, potem wydeptaną w trawie ścieżką, trafiam na kilka czerwonych strzałek. Po kilkunastu krokach wśród drzew ukazuje się mały dom. Marcin zbiera orzechy włoskie. Nieopodal w glinianych donicach sadzonki jabłoni. Do rozmowy o permakulturze i o siedlisku przystępujemy niespiesznie. W tym miejscu od razu wyczuwa się inny rytm życia.
Co to jest permakultura?
– Co to jest permakultura? – pytam Marcina. – Nie poczytałeś wcześniej? Przyjechałeś tak „na czysto”? – odpowiada pytaniem na pytanie Marcin. Później, po spotkaniu, wygooglowałem definicję. Permakultura: to nauka projektowania ekologicznie zrównoważonych siedlisk ludzkich. Uzupełniłem też brak informacji, czytając podarowany przez Marcina „Magazyn Ludzi Konstruktywnych WyTwórcy”. Z artykułu Wojciecha Górnego dowiaduję się: „Permakultura zrodziła się z głębokiego niepokoju o losy naszej planety. Poszukuje alternatywnych rozwiązań dla naszego ogrodu, upraw bez nawozów i środków ochrony roślin. Ponadto permakultura postrzegana jest jako etyczna filozofia zrównoważonego rozwoju, bazująca na właściwej dystrybucji surowców, dóbr, pracy, uwagi i informacji”.
Sięga po wszelką znaną ludzkości wiedzę oraz technologie i tak zarządza dostępnymi zasobami, aby dbać o przyszłość naszą i kolejnych pokoleń
Dlaczego tak żyjesz Marcin?
– Siedlisko permakulturowe to jest mój świat w mikroskali – odpowiada. – Mój pomysł na życie. Daje mi poczucie wolności. Nikogo do naśladowania mnie nie zmuszam. Przyjechałem tutaj z przyczepą kempingową wiosną 2015 roku. Z myślą, żeby sobie poradzić z tym, co przyroda zaoferowała mi właśnie tutaj. W tym czasie, na ponad hektarze ziemi, wdrożyłem pewne rozwiązania. Mam maleńką chatkę leśną zbudowaną za 2 tys. zł z kostek słomy i gliny. Nie jestem podłączony do sieci energetycznej. Udaje mi się unikać rachunków. Siedlisko zasilają dwa panele fotowoltaiczne. Zimą chatkę ogrzewam, spalając chrust w masywnym piecu rakietowym. Latem suszę zioła i pożywienie w suszarni słonecznej, z dachów wiat i budynków zbieram wodę deszczową, pitną mam ze źródełka. Wodę podgrzewa prysznic słoneczny. Zbudowałem też kuchnię letnią z piecem chlebowym i wermikompostownikiem, w którym dżdżownice zamieniają wszelkie odpadki na cenny nawóz. Przede wszystkim mam różnorodny ogród. Uprawiam w nim wiele rodzajów ziół, warzyw i owoców. Do tego las obdarza dzikimi warzywami, owocami i ziołami. Mam też swój własny las z jego dobrodziejstwami. Świadomie ingeruję w jego ekosystem. Wszystko domyka się w tym miejscu. Czy potrzeba człowiekowi czegoś więcej? Moje siedlisko traktuję jak „brudnopis”. Teraz mogę przenieść zdobyte w nim doświadczenie na większą skalę.
Siedliska przyjazne środowisku i człowiekowi
– Od lat konsultuję projekty siedlisk w całej Polsce – opowiada Marcin. – Moim zadaniem jest rozmieszczenie elementów w sposób szanujący naturę i wszelkie zasoby (np. czas, energię i pieniądze moich klientów). Siedliska te są przyjazne środowisku i człowiekowi. Czasem zakładam w szkołach ogrody i uczę dzieci, jak siać, pielęgnować i zbierać różnorodne plony. Zachęcam do wprowadzania nauki permakultury od wczesnych klas szkolnych. Namawiam do zakładania w szkołach ogrodów, zbierania deszczówki, a samorządy do zakładania kompostowni miejskich. Pewnego dnia w organizowanych przeze mnie warsztatach wziął udział inwestor, którego zainteresowały moje działania. Zamierza na ponad ośmiu hektarach stworzyć ośrodek edukacyjno-terapeutyczny. Zaproponował, abym mu w tym pomógł. Ma się to spinać ekologicznie i ekonomicznie. Tak, aby nie trzeba było do tego miejsca dopłacać. Zamierzamy przetwarzać wszystkie odpady. Odchody ludzkie możemy kompostować na gorącej pryzmie, neutralizując temperaturą wszystkie patogeny i zamieniając je w bardzo wartościowy nawóz, zamykając tym samym obieg wszystkiego, co w glebie i co trafia poprzez plony do ust w siedlisku. Znaczną część odpadów możemy przerabiać na biogaz. Wszelkie wdrożone technologie mają być proste i dostępne, łatwe do naprawienia (low-tech). Część edukacyjna ma uświadamiać ludzi, jak możemy etycznie projektować, jak praktycznie zadbać o planetę. Jak gromadzić deszczówkę, jak zakładać siedliska, ogrody leśne. Część terapeutyczna będzie przeznaczona dla osób, które zmagają się z depresją klimatyczną, lękami czy uzależnieniami.
Co to jest depresja klimatyczna?
– To stan bezradności. Młode pokolenia, ale też i starsze boją się o swoją przyszłość – wyjaśnia Marcin. – Boją się zmian klimatu, fal migracji, wojen, coraz mniejszych zasobów naturalnych naszej planety. Czują, że są w kropce. Bez nadziei. Permakultura daje poczucie sensu. Wiarę w to, że każdy może być częścią rozwiązania zamiast problemu. Cel jest jasny: troska o ziemię, ludzi i redystrybucja nadmiaru. Permakultura uczy myśleć, jak problem może stać się rozwiązaniem. Można młodym ludziom powiedzieć: słuchajcie, nie jesteśmy w kropce. Jest nas na ziemi tak wiele – niektórzy twierdzą, że populacja jest zbyt duża, a ja uważam, że jak najbardziej odpowiednia, żeby ziemię szybko naprawić.
Ziemię da się naprawić
– Jeżeli tylko każdy poczułby w tym sens, ziemię da się naprawić – zapewnia Marcin. – Są techniki bazujące na obecnych technologiach i wiedzy naszych przodków. Oni bardzo dokładnie obserwowali, jak działa natura. Możemy to połączyć. Sprawić, że ziemia będzie lepszym miejscem do życia. Na wielką skalę robi to już Pani Foundation w Indiach. Na terenach, gdzie przerwa w opadach deszczu trwa 9 miesięcy! Co roku gminy przystępują do 45-dniowych zawodów, w których mają za zadanie wykonać takie prace ziemne, by zatrzymać i zmagazynować jak najwięcej wody. Po trzech latach z pustynnego terenu gminy uczyniły miejsce, gdzie gospodarka i ekonomia kwitną. Wcześniej wioski pustoszały, poziomy wód w studniach opadały, rolnikom brakowało wody do prowadzenia gospodarstw. Ludzie emigrowali do miast. Teraz wracają. Sąsiednie regiony, widząc, jak można prawidłowo gospodarować wodą, podejmują wyzwanie. I tak ma to działać. Czysta woda w rzekach jest wskaźnikiem zdrowej gospodarki. To jest przyszłość.
***
Im dłużej słuchałem Marcina, tym bardziej przypominało mi się dzieciństwo, a naukowo brzmiące definicje permakultury przywołują nie tak odległą przeszłość. Przeszłość gospodarstw, chociażby takich jak moich dziadków, w których absolutnie nic nie mogło się zmarnować. Wykorzystywano tylko i wyłącznie to, co dawała ziemia, przyroda, las, rzeki, strumienie, studnie. A ludzie dla własnego dobra musieli i chcieli żyć w zgodzie ze sobą i naturą. Nadmiarem produktów się dzielili, wymieniali lub sprzedawali. Doceniali rolę hodowanych i utrzymywanych przez siebie zwierząt domowych. Strychy i spiżarki stanowiły najlepsze suszarnie pod słońcem. Pełne zapachu wędlin, mleka, sera, orzechów, suszonych owoców, ziół. Odpady bytowe były jedynym, ale i najlepszym, najzdrowszym nawozem pod uprawy. To było ledwie pół wieku temu. Czy możemy ponownie cieszyć się czystą planetą? Marcin Krzeszewski jest pewny, że tak!
Autor: Artur Wilgucki
/ Życie Podkarpackie
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS