Wszystko co robią ludzie, robią z egoizmu. Nie jestem żadnym wyjątkiem, wyjątki tu nie istnieją. Nie zalicza się do nich nawet coś tak z pozoru altruistycznego, jak głośna ostatnio za sprawą WOŚP działalność dobroczynna. Wiem, trudno nam przełknąć tę prawdę. Piszę to poruszony tekstem Rafała Sroczyńskiego, który opisał swoje rozczarowanie faktem iż etatowi pracownicy, a zwłaszcza zarządy, organizacji charytatywnych biorą duże pieniądze i nieźle z nich żyją. Oryginalny tytuł notki brzmi: O ludziach, którzy wierzą w świętego Mikołaja.
Zacytuję tu jeden smakowity fragment:
Niestety mam (…) takie wrażenie, iż niektórzy ludzie z wiary w świętego Mikołaja nie do końca wyrośli, a jedynie zamienili ją na inną – wierzą w demokrację, w Jurka Owsiaka, w Amnesty International, Gretę Thunberg, szczepionki, wolne sądy, w Unię Europejską, w europejskie wartości, w Stany Zjednoczone…i któż wie w co jeszcze. A ten kolega, ten kolega z podwórka, który mówi, że to wszystko kłamstwo to wróg! Bo ludzie pragną wierzyć, a on – odsłaniający rzeczywistość – on wszystko psuje! Zabija magię, zabija wiarę w dobry świat prawych polityków, kryształowo uczciwych lekarzy, walczących o przyrodę ekologów, bezpieczne szczepionki, bijące się o “wolność” Stany Zjednoczone i wzniosłe czyny europejskich przywódców.
Tak. Dobrze myślicie – nie daje Owsiakowi, nie płacę na WOŚP, choć w czasach liceum nawet sam zbierałem do puszki. Wspieram za to konkretne dzieci na jednym z największych internetowych serwisów, który się tym zajmuje, zdarza mi się kupić jedzenie głodnemu człowiekowi, czy też sypnąć przydrożnemu grajkowi groszem. Ale – w myśl wielu – jestem złym człowiekiem. Bo nie daję na “Jurka“…
Pozornie nic, tylko przyklasnąć! Faktycznie mnóstwo jest niby to poważnych i wykształconych ludzi nadal wierzących w geniusz noblisty Wałęsy, dobrych amerykańskich chłopców niosących światu wolność i demokrację, tudzież nieskazitelność niezawisłych sędziów z Nadzwyczajnej Kasty. Straszni frajerzy, nieprawdaż?
Czy jednak utrata naiwnej wiary w instytucje Systemu musi koniecznie oznaczać, że nie wrzucimy do puszki? W dalszej części swej notki Autor przytacza wysokość zarobków ludzi zarządzających filantropijnym biznesem, podając też procent budżetu jaki tam idzie na pensje. Śmiem wątpić, by był to argument przeciwko tej działalności.
Rozumiem zaskoczenie i rozgoryczenie, że etatowi pracownicy i zarządy organizacji charytatywnych zarabiają pieniądze. W końcu jak charytatywne, to i bezinteresowne – czyż nie?
Niekoniecznie!
Po pierwsze, jeśli praca kadry i zarządu to pełnoetatowe zajęcia, trudno jest oczekiwać że będą uprawiane za darmo. Wielkie organizacje dobroczynne to coś w rodzaju międzynarodowych korporacji i tak na chłopski rozum należy się spodziewać, że ich menadżerowie będą zarabiać pieniądze porównywalne z pensjami ich kolegów w innym globalnym korpo. Oni wykonują poważną robotę organizacyjną i marketingową, a ta jest dzisiaj w cenie. Ci ludzie przecież nie kradną pieniędzy z przysłowiowych puszek, tylko dostają pieniądze za wykonaną pracę! Czy to jest jakieś przestępstwo?
Zarząd i etatowa kadra różni się od wolontariuszy przede wszystkim tym, że ci pierwsi normalnie pracują, a drudzy poświęcają za darmo część czasu wolnego. Wolnego? Tak właśnie, podkreślam: wol-ne-go. A czy na pewno za darmo? Do tego jeszcze wrócimy…
Oczywiście, przytoczona przez Rafała Sroczyńskiego praktyka przeznaczania 56% przychodów na pensje dla pracowników źle świadczy o skuteczności polskiego Greenpeace. Jest jednak druga strona medalu. O ile się orientuję, studenci namawiający ludzi na ulicach do wpłacania na GP również coś za to dostają. To nie jest wiedza tajemna i jeśli wiedząc o tym wszystkim rzucimy im jakieś pieniądze, nie widzę w tym nic złego. To chyba uczciwy deal?
Podobnie jest, zdaje się, z WOŚP. WOŚP nie jest tematem tej notki, ale to dobry przykład, bo bardzo medialny i głośny. Wszystkim zawiedzionym idealistom od razu proponuję porzucić dziecinną wiarę w św. Jurka, który żywi się energią kosmiczną i robi wszystko za darmo. Mamy tu menedżera i frontmana, który nie dość że organizuje cały event, to jeszcze musi się prężyć i pajacować w TV. Robi kawał roboty i dobrze sobie z niej żyje, a przy okazji pomaga. Czy może jednak odwrotnie?
Kto pierwszy rzuci kamieniem?
Bo przecież fakt, że organizatorzy akcji charytatywnych odnoszą ze swej pracy korzyść finansową, nijak nie umniejsza znaczenia ich pomocy dla potrzebujących. Czy takie pomaganie jest brudnym, niegodnym zajęciem? Ja wiem, że można widzieć w tym wszystkim wyłącznie cwaniaków koszących łatwą kasę na bandzie frajerów z puszkami, ale czy to rzeczywiście pełen obraz? Czy dziecko uratowane przez WOŚP jest teraz jakoś mniej żywe, czy jego ocalone życie nagle przestaje się liczyć, tylko i wyłącznie dlatego że OWSIAK WZIĄŁ!?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS