A A+ A++

W listopadzie Dariusz Mioduski ogłosił, że bierze go do Legii, choć do porozumienia z Rakowem było daleko. Marek Papszun podchodzi do tej sprawy na chłodno. – Nie byłem zły, natomiast to było niepotrzebne i kosztowało mnie dużo energii. Powstało przecież duże zamieszanie – powiedział Interii w drugiej części wywiadu trener Rakowa Częstochowa Marek Papszun.

Marek Papszun: Tu pies jest pogrzebany w polskim szkoleniu

Michał Białoński, Tomasz Mucha, Interia: W pierwszej części wywiadu powiedział nam pan, że nie ma dobrych młodych Polaków. To gdzie jest pies pogrzebany ze szkoleniem, skoro idą na niego coraz większe pieniądze, a efektów nadal nie ma? Brakuje nam dobrej kadry trenerskiej, czy zmiana pokoleniowa dotyka piłkę nożną?

Marek Papszun, trener Rakowa: Problem jest wielowątkowy. Ja widzę dwa główne powody: identyfikacja talentów czyli skauting i ścieżka rozwoju dla tych chłopaków, a na siłę upychanie ich w Ekstraklasie zaburza tę ścieżkę. My sami sobie strzelamy w kolano. Drugi powód, to jakość szkolenia, czyli poziom trenerów po prostu.

Czytaj także: Papszun: Od zarania jestem radykalnym przeciwnikiem przepisu o młodzieżowcu

Zamierzacie sprowadzać największe talenty z regionu?

– Jak najbardziej tak, po to właściciel zainwestował tyle w akademię, abyśmy stawiali na wychowanków, jednak w chwili obecnej z różnych względów jeszcze ich nie mamy.

Narzuca się ludziom, którzy wkładają gigantyczne pieniądze w klub, jak oni mają tak naprawdę ten klub prowadzić. To jest narzucenie: “nie, nie możesz tego zawodnika kupić, musisz tego i tego, młodszego. A najlepiej wyszkolić, bo ja ci każę”.

Oczywiście, to jest rozsądne, motywowanie klubów do szkolenia, do tworzenia akademii, bo tylko tak możemy pójść do przodu. Ale nas nie trzeba do tego motywować, bo i tak to robimy. Właściciel wykłada duże pieniądze na szkolenie młodzieży i nie trzeba nas sztucznie do tego stymulować.

Dlatego jesteśmy przeciwnikami przepisu o młodzieżowcu, bo nie ma logicznych argumentów na jego poparcie. Poza tymi, których się domyślamy, a które nie powinny w to wchodzić.

Miał pan żal do prezesa Legii Dariusza Mioduskiego o to, że ogłosił pana nowy trenerem tego klubu od sezonu 2022/2022, a być może nawet już od rundy wiosennej, w momencie, gdy miał pan ważny kontrakt z Rakowem, a między klubami nie doszło do żadnych negocjacji w tej sprawie? “Wierzę, że dołączenie trenera Papszuna będzie dla Legii Warszawa bardzo pozytywną zmianą, a on sam będzie potrafił wykorzystać w pełni potencjał naszego klubu” – te słowa Mioduskiego mogły panu zaburzyć relację z szatnią. Piłkarze mogli pomyśleć: “Jak to, wódz nas zdradza dla Legii?!”

– Nie miałem żalu, nie byłem też zły. Tak zadziałał prezes Mioduski, to był jego plan na tę sytuację. Nie widziałem w nim nic niestosownego. Natomiast nie wiem czy było to rozsądne i w ogóle potrzebne. To jest druga sprawa i nie można tego mylić. Ja ze swej perspektywy uważałem, że to nie było potrzebne. Natomiast co do szatni Rakowa, to temat jest prosty: wyjaśniłem zespołowi, że odejścia przed końcem sezonu nie ma.

Co działo się w ostatniej kolejce naszej Ekstraklasy – sprawdź w naszym programie wideo!

Co pan powiedział piłkarzom?

– “Pracujemy razem do końca sezonu, taki mam kontrakt i możecie być pewni, że ja go wypełnię. Chyba, że mnie zwolnią”. Tak też się stało. Ja jestem odpowiedzialnym człowiekiem i uczciwym. Dlatego to, co powiem wcielam w życie i realizuję. Tu nie było innej możliwości.

Doszło jeszcze do innej sytuacji – wkrótce po tym zamieszaniu przedłużyłem kontrakt z Rakowem i wszystkie kwestie wiążące mnie z Legią się rozwiały. Cieszę się, że ten temat został zamknięty. Dużo mnie to kosztowało energii. Powstało przecież duże zamieszanie wokół tego tematu. Dużo się o tym mówiło i pisało, dzwoniły telefonu.

Czytaj także: Michał Świerczewski: Futbol to narkotyk

Markę w Ekstraklasie wyrobił sobie pan już na dobre. Raków Częstochowa nie robi się dla pana za ciasny?

– Oczywiście, że chciałbym spróbować nowych wyzwań. Nie będę mówił inaczej niż zawsze, czyli prawdziwie. Stąd brały się rozmowy z Legią. Nie ukrywałem ich przed właścicielem Rakowa, z którym mamy relacje znakomite. Michał Świerczewski o wszystkim wiedział, że temat Legii jest, że rozmowy się toczą i były już wcześniej.

Co pana zatrzymało?

– Muszę widzieć, że z drugiej strony jest pełne przekonanie, chęci, że mnie chcą i projekt jest taki, w którym będzie można osiągać sukcesy. Dzisiaj jestem w klubie, który je osiąga. OK, jesteśmy małym klubem w skromnym, dość biednym mieście.

Z szóstym budżetem w lidze.

– Tak jest, na dodatek  z niedużym stadionem i ograniczoną infrastrukturą. To się wszystko zgadza. Ja jednak do tego podchodzę tak, że dla mnie zawsze najważniejsi są ludzie. A ci w Rakowie są świetni! Zbudowałem świetny sztab. Byłem też współautorem budowy tego klubu.

Czyli nie tylko drużyny?

– Tak, również doradzałem przy sprawach infrastrukturalnych, wykorzystania pomieszczeń klubowych, modyfikacji. My naprawdę z tego budynku wycisnęliśmy bardzo dużo. Na przykład w moim pokoju wcześniej znajdowało się pomieszczenie dla sędziów, w którym stał jakiś stolik i była umywalka. Miałem też inne inicjatywy, dotyczące siłowni, czy strefy regeneracji itd. Dlatego z Rakowem czuję się związany także w innej roli niż trener.

Zatem jest pan też gospodarzem klubu?

– Dokładnie tak. Zawsze są zarządzający, choć wiele się osób zmieniło, ale każdy swój wkład wniósł. Ja jestem tu najdłużej, więc siłą rzeczy miałem możliwość zrobienia więcej niż inni i trochę po swojemu. 

Przejście do Legii, która pod względem potencjału, oczekiwań i infrastruktury jest klubem z nieco innej ligi byłoby wyjściem ze strefy komfortu?

– Nie tylko do Legii. Praca w każdym miejscu poza Rakowem będzie dla mnie takim wyjściem. Czy to by była Legia, czy klub walczący o utrzymanie, bo nie wiemy, jak się potoczy historia.

 Najważniejsze, że w Rakowie zbudowaliśmy bardzo dobrze działający pion sportowy. Gdyby mnie dzisiaj zabrakło, to drużyna spokojnie sobie poradzi. Pion sportowy ze sztabem medycznym mają tak wypracowane mechanizmy działania, że ci ludzie dadzą sobie radę nawet beze mnie. Wiedzą, co mają robić i wzajemnie się napędzają. To jest super i tego było mi szkoda: relacji z właścicielem, dających duży komfort pracy. Dlatego zdecydowałem się na przedłużenie kontraktu. Wszyscy widzimy, że nasza praca idzie w dobrym kierunku, przeprowadzamy dobre zmiany.

Były pana bramkarz Jakub Szumski powiedział, że rozwinął się u Marka Papszuna, do którego by wrócił, a jedyne, co by zmienił, to wprowadzenie elementów luzu, radości, zabawowych do niektórych treningów, by wszystko nie było śmiertelnie poważne. Uważa pan, że ma rację?

– Pewnie, że tak! Ja o tym mówiłem. Niektórzy ten wywiad bardzo źle odebrali, ja go wysłuchałem dopiero tydzień temu, gdy szedłem do FootTrucku do tych samych prowadzących na wywiad. Chciałem sprawdzić, jak formuła tych wywiadów wygląda. Ja tam negatywnego wydźwięku nie słyszałem. 

Szumski opowiedział o swej perspektywie, piłkarza, który coś by zmienił w treningach. Tylko, że to jest perspektywa jednej osoby, która nie patrzy na całość i nie może mieć o tym wiedzy. Owszem, można się bawić, ale wtedy zacierają się podstawowe cele. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: “Czego chcesz?”. Każdy odpowie, że chce wygrywać. Tymczasem droga do zwycięstw nie prowadzi przez zabawę i rekreację.

Marek Papszun: Ja nie jestem po to, żeby piłkarze mieli fajnie

Ale chodziło mu o dorzucenie zabawowych elementów do jednego treningu w tygodniu.

– Ja wiem, ale na wszystko trzeba mieć czas, energię i koncentrację. Przychodzimy do klubu w konkretnym celu, po to, … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMożliwe utrudnienia na przystanku Piotrkowska Centrum. Protestować będą pracownicy MOPS
Następny artykułJakie tereny zajmuje zieleń w Tomaszowie i innych miastach regionu? Mamy gdzie odetchnąć?