– Dzień dobry panu. Mam taką sprawę…
– PROSZĘ WYJŚĆ, WRÓCIĆ I POWIEDZIEĆ TAK, JAK NALEŻY!
– To znaczy? Bo nie bardzo rozumiem.
– NIE TAK SIĘ POWINNO DO MNIE ZWRACAĆ!
– Nie „pan?”
– Nie!
– Aaaaa, rozumiem. Jest pan kobietą?
Pyskata, zlaicyzowana licealistka, i do tego sympatyzująca ze środowiskami LGBT+, to dzisiaj chleb powszedni. Jednak dla wielu księży – z zakalcem. Na słowo „pan” duchowni reagują złością, wrogością, impertynencją. Katoliccy duchowni, bo w innych wyznaniach tolerancja jest znacznie większa.
Przyzwyczajenie czy nacisk kulturowy?
Choć zmiana społeczna i językowa dzieje się właśnie w tej chwili, to również u wielu ateistów mówienie do ludzi Kościoła bez tradycyjnych sformułowań „proszę księdza”, „ojcze”, „bracie” czy „ekscelencjo” wywołuje jakiś taki wewnętrzny niepokój. – Jako dziecko byłem co tydzień na mszy, chodziłem na religię. Teraz, właściwie od przeszło 20 lat, nie mam z Kościołem nic wspólnego, a ciągłe afery pedofilskie sprawiają, że czuję do tej instytucji rosnącą niechęć. Mimo to do dziś, gdy do drzwi puka ksiądz po kolędzie, a ja otwieram i mówię „dziękuję panu”, czuję dyskomfort, jakbym zwracał się do niego niestosownie, grubiańsko – mówi Michał z Konina.
Według kulturoznawcy dr hab. Jacka Wasilewskiego to całkiem zrozumiałe poczucie. – W języku posługujemy się wieloma formami rytualnymi. Wydają się one naturalne, gdy są powszechne. Używając świadomie innej formy niż powszechna, musimy włożyć w wypowiedź większy wysiłek i wtedy pojawia się tarcie. To samo dotyczy choćby feminatywów. Ich używanie bywa niewygodne, ale robi się to świadomie, w konkretnym celu, czyli dla pokazania równości płci. W przypadku księdza, jeśli chcemy go traktować jak każdego innego obywatela, zaczynamy używać ogólnej formy „pan”, ale przez historyczne konotacje nie jest to takie oczywiste i proste – mówi Wasilewski.
Naukowiec wyjaśnia, że słowo „ksiądz” nieprzypadkowo jest zbliżone w brzmieniu do słowa „książę”. Wywodzi się ono ze słowiańskiego kъnędzь, które pierwotnie oznaczało naczelnika plemiennego, księcia właśnie. – To więc forma, która w poczuciu niektórych demokratów jest zawyżona. Oczywiście można postulować, by do duchownych zwracano się tak, jak sobie tego życzą. Ale to musiałoby się wiązać z żądaniem, by oni zwracali się do pozostałych tak, jak te osoby sobie życzą. Na przykład osoby niebinarne – konstatuje dr hab. Wasilewski.
„Jakby puścić bąka w towarzystwie”
Klementyna mieszka naprzeciwko kościoła. Ksiądz jest dla niej sąsiadem i tak go traktuje. – Od zawsze mówię „dzień dobry” i „proszę pana”. Przyzwyczaił się, ale dawniej to był szok i niedowierzanie – opowiada kobieta. Objawy napięcia po stronie rozmówcy to najsubtelniejsze oznaki niezadowolenia, jakie czuje większość używających świeckich form w rozmowie z księżmi. – „Osłupione zdziwienie”. Tak nazywam to wyładowanie atmosferyczne wśród obecnych, które choć bezszelestnie, ale błyska przez ułamek sekundy, gdy się odezwę per pan do księżula – zauważa Estera, od jakiegoś czasu apostatka.
Innym kościelnym emigrantom także zdarza się poczuć, jakby zepsuli powietrze w małym pokoju. Konsternacja i grymasy niezadowolenia to jednak mały problem. Znacznie częstsze są znacznie ostrzejsze reakcje.
Wiktoria Suska z Warszawy niedawno straciła ojca. Wybrała się do księdza, bo jej dziadkom zależało, żeby pogrzeb był katolicki. Weszła do kancelarii parafialnej, powiedziała „dzień dobry”, zamiast spodziewanego „szczęść boże”, i od razu się zaczęło. – Ksiądz był bardzo nieuprzejmy. Nie chciał wyprawić pogrzebu. Babcia musiała mu sypnąć niezłą kasą, żeby się zgodził. Ale najgorsze było na samym pogrzebie. Siedziałam, wiadomo, w pierwszym rzędzie i ów ksiądz zauważył, że nie klękam, nie modlę się i tak dalej. Wtedy zaczął swoje kazanie na temat apostazji. NA POGRZEBIE MOJEGO TATY zwracał się bezpośrednio do mnie, widziałam, że się na mnie patrzy – wspomina Wiktoria z wyraźną goryczą.
Prosto w twarz za „pan” prosto w twarz
A lata temu bywało znacznie gorzej. Kasia studiowała na KUL. Pamięta jedną grubą aferę. – Przyszłam na zajęcia, a kobieta od ćwiczeń klęła, że to mafia i skurwiele – wspomina. Okazało się, że jedna ze studentek przytrzymała drzwi windy, żeby zaczekać na kogoś. A w windzie był już pewien ksiądz. – Zaczął na nią krzyczeć, a ona zwróciła się do niego per „pan”, na co on uderzył ją w twarz. Przyszła na wykład zapłakana i wykładowczyni od razu zabrała ją do dziekana – relacjonuje Katarzyna dodając, że sprawa ostatecznie trafiła do rektora. Na uczelni mówiło się, że ten ksiądz miał wcześniej na koncie podobne zachowania, ale „ma zasługi”, więc skończyło się na przeprosinach.
Jacek Wasilewski wyjaśnia, skąd się bierze ciśnienie księży, by tytułować ich „odpowiednio”. – Reagujemy alergicznie, gdy nie uznajemy jakiejś tożsamości, albo gdy nas ktoś pomniejsza. Nie sądzę, żeby księża nie czuli się mężczyznami i dlatego mieli kłopot ze słowem „pan”. Pozostaje więc kwestia umniejszania. Duchowni czują, że pełnią jakąś ważną rolę czy funkcję. Kiedy słyszą „pan”, jak mówi się do każdego równego sobie człowieka, zaczynają się denerwować, bo czują, że przestaje być uznawana władza, jaką rozciągają nad całym społeczeństwem – mówi kulturoznawca.
Za podobny przykład podaje dyrektora w tradycyjnej strukturze firmowej. Gdy ktoś mówi do niego „proszę pana” zamiast „panie dyrektorze”, pokazuje, że nie uznaje jego dyrektorskiej, nadrzędnej funkcji. Jeśli jest to podwładny, takie zachowanie może zostać odebrane jako swoiste wypowiedzenie posłuszeństwa.
Pan z innego kościoła
Żądanie tytułowania hierarchów kościelnych, nawet stojących na najniższym poziomie tej hierarchii, to w Polsce sprawa znana wyłącznie w Kościele katolickim. Michaela Schudricha, Naczelnego Rabina Polski urodzonego i wychowanego w Stanach Zjednoczonych, wręcz dziwi pytanie o formę grzecznościową, jakiej oczekują rabini. „Pan” jest OK. Wierni mówią „panie rabinie”. To też OK.
Ksiądz dr Doroteusz Sawicki – Duchowny Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego – mówi, że w cerkwiach wierzący mówią doń najczęściej „proszę księdza”, ale nie wymaga tego od wszystkich. – „Proszę pana” nikt tu nie odbierze negatywnie. To dla mnie tylko dodatkowa informacja, że mam do czynienia z osobą, która nie zna środowiska prawosławnego lub jest niewierząca. Z kolei jeśli środowisko jest całkowicie prawosławne, to używa się formy nieoficjalnej: batiuszka – mówi pan Sawicki. Uczula jednak, że za pejoratywne uważa się słowo „pop”. – To określenie dawniej nie miało nacechowania negatywnego, ale zaczęło nim obrastać w połowie XIX wieku. Od początku XX wieku jest to słowo, które można porównać z wyrazem „klecha”, czyli uznawanym za zwrot obraźliwy – mówi prawosławny duchowny.
Wpływy Kościoła
Być może u prawosławnych i żydów tolerancja na zupełnie zwyczajne traktowanie duchownych jest większa, bo kościoły te nigdy w historii nie miały tak znacznego wpływu na życie społeczne i polityczne, jak Kościół katolicki. Duchowny jest więc równy wiernym, nie roztacza nad nimi nieformalnej władzy, tylko jest pośrednikiem między ludźmi a absolutem, pozostając jednym z tych ludzi.
Potwierdzają to obserwacje Adama, który wspiera osoby chcące wyrwać się z objęć hierarchów. Pro bono pomaga zdobyć świadectwo chrztu i złożyć akt apostazji. Jego doświadczenie wskazuje, że nadal wiele jest osób, które potrzebują takiej pomocy, bo w kontaktach z księżmi czują się niezbyt pewnie. – W większości przypadków już powitanie „dzień dobry” zapala lampkę ostrzegawczą u księdza. Gdy usłyszy zwrot „pan” prawie zawsze poucza, że do księdza zwracamy się „proszę księdza”. Bo „pan” to ukłucie księżowskiego ego napompowanego poza granice przyzwoitości. Już od seminarium księża są przekonywani o swojej wyższości. Potem w parafiach wszyscy się przed nimi płaszczą, co ich w tym przekonaniu utwierdza. Jeśli więc przychodzi klient, a nie sługa, to jest to dla księdza sytuacja najczęściej nowa i dziwna. Dlatego reaguje agresywnie – konstatuje Adam.
Normalnienie pana
Konstatacja, że wiele się w tej materii zmienia na naszych oczach, nie jest gołosłowna. Jeszcze w 2019 roku prof. Katarzyna Kłosińska z Uniwersytetu Warszawskiego jako kierowniczka Poradni Językowej PWN następująco odpowiadała na pytanie o użycie sformułowania „pan” wobec księdza przez ateistę: „do księdza zwyczajowo zwracamy się ‘proszę księdza’ i na użycie tej formy nie ma wpływu wyznanie (lub bezwyznaniowość) osoby mówiącej. Tytułowanie księdza ‘panem’ uchodzi za niegrzeczne i może być odebrane jako sygnał, iż nie uznaje się statusu danego mężczyzny jako osoby duchownej”.
Już dwa lata później, we wrześniu 2021 roku, zmieniła interpretację. W odpowiedzi na wątpliwość czytelnika językoznawczyni odpisała: „w poradzie dotyczącej zwracania się do księdza przy użyciu słowa ‘pan’ nie przedstawiałam swoich odczuć (te są dla osób korzystających z poradni nieistotne), lecz w miarę powszechne (niedające się jednak zmierzyć żadnymi metodami) przekonanie, oparte na tradycji (…) w poradzie swej starałam się zdać sprawę z normy grzecznościowej usankcjonowanej tradycją, na którą – należy to przyznać – duży wpływ miała obyczajowość wywodząca się z kultury religijnej. Pański list (a także sygnały płynące od innych osób) zdaje się wskazywać na to, że kształtuje się inny paradygmat obyczajowo-kulturowy, w którym dominująca jest perspektywa osoby świeckiej. W tym paradygmacie mówienie do księdza ‘pan’ nie jest sygnałem braku szacunku, a wskazuje jedynie na swego rodzaju równość podmiotów (do wszystkich zwracamy się jednakowo: ‘pan’ lub ‘pani’)”.
Są, choć rzadkie, również świadectwa niewierzących, które potwierdzają, że księża także zaczynają czuć tę zmianę.
Iwona: pracuję w dużej placówce medycznej, w której pacjentami są osoby duchowne. Zawsze zwracam się do nich per pani/pan i nigdy żadne z nich nie zwróciło mi uwagi, że jest to niestosowne. W naturalny sposób kontynuowali rozmowy.
Anita: jestem nauczycielką, wychowawczynią klasy. W związku z tą funkcją musiałam kiedyś porozmawiać z księdzem uczącym w szkole religii. Kilka razy zaczynaliśmy rozmowę, w której zwracałam się do niego „proszę pana”, na co on mówił: „jestem księdzem”. Nie bardzo rozumiałam, o co mu chodzi. A on z uporem, że jest księdzem. Odpowiedziałam mu, że ja jestem nauczycielką. Zaprzestał.
Rozszerzające się poczucie równości dokumentuje również tolerancyjna postawa Szymona. – Ja jestem muzykiem i nie widzę problemu, aby ktoś zwracał się do mnie na „pan”, a nie „maestro” jak to powinno być ze względu na wykonywany zawód. Nawet z dr przed nazwiskiem nie obrażam się na „proszę pana”, zamiast „doktorze” – podsumowuje.
Czytaj też: Polacy coraz częściej decydują się na śluby połówkowe. „Żona jest wierząca, a ja nie chciałem obnosić się tym, że nie poważam Kościoła”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS