Blisko rok czekali na ligową porażkę piłkarze Milanu. W tym sezonie nie zaznali jej ani razu, jako jedyny zespół ze wszystkich czołowych lig w Europie. Prowadzili w tabeli pewnie, z 10 punktami przewagi nad mistrzem Włoch. Ale nic nie może przecież wiecznie trwać. Nawet dzielnie broniący się Galowie musieli w końcu wywiesić białą flagę. Ostatnia wioska padła, Milan w końcu przegrał. Tyle że zrobił to w sposób, po którym nikt nie będzie miał do pretensji. Zdziesiątkowani tak, że musieli łatać dziury w środku pomocy bocznym obrońcą, bez praktycznie żadnego klasowego zmiennika, stawiali opór tak długo, jak tylko mogli.
Mieli jednak podwójnego pecha. I wcale nie mówimy tu o tym, że Federico Chiesa strzelił akurat dwa gole. Bo drugim gościem, który przyłożył rękę do porażki Milanu, był Wojciech Szczęsny. Być może niedoceniany. Być może trochę nieoczywisty. Natomiast to jego klasa uratowała dziś Juventus, gdy Rossoneri podnieśli głowy i ruszyli fino al palazzo.
- 8 interwencji
- uratowanie sytuacji po stracie Bentancura we własnym polu karnym
- wyciągnięcie strzału Leao z ostrego kąta
- kapitalny refleks po tym, jak bliski bramki samobójczej był Bonucci
To najważniejsze wyczyny Polaka między słupkami. Przy straconym golu nie miał nic do powiedzenia – Davide Calabria przymierzył tak, że nawet Czteroręki z Ben 10 by tego nie wyciągnął.
No dobrze, ale koniec końców to nie Szczęsny bramki strzelał. Oddajmy cesarzowi co cesarskie. Chociaż w przypadku Chiesy bardziej pasowałoby powiedzieć – papieżowi co papieskie.
Chiesa zagrał jak na nazwisko przystało
To był najlepszy mecz Federico Chiesy w Juventusie. Bez dwóch zdań. Być może nawet najlepszy w karierze. Dawno nie widzieliśmy zresztą tak porywającego występu skrzydłowego. Chiesa był dzisiaj jak Struś Pędziwiatr i Diabeł Tasmański w jednym. Obrońcy starali się go wybić z rytmu już od pierwszych minut, pamiętając słowa jego byłego klubowego kolegi, że gryząc Chiesę po kostkach na starcie, odbiera mu się chęci do gry. Cóż, brzydkie i ostre wejścia tym razem zadziałały jak płachta na byka. Włoch się rozszalał.
- 16. minuta gry – dopadł do spadającej piłki i huknął z powietrza wprost w słupek
- 18. minuta spotkania – ograł Theo, sklepał z Dybalą i perfekcyjnie przymierzył w dolny róg
- 24. minuta meczu – minął obrońców, huknął z dystansu, Donnarumma musiał wybijać piłkę przed siebie
- 62. minuta gry – znów ograny Theo, znów piękny strzał i znów piłka w siatce
JUVE WYGRA Z SASSUOLO I NIE STRACI GOLA – KURS 2.60 W TOTALBET!
Gdyby nie to, że Cristiano Ronaldo biegał w tym samym czasie gdzieś obok, to pomyślelibyśmy, że Portugalczyk odmłodniał i znów hasa na skrzydle jak za najlepszych lat. Warto przy tym wspomnieć, że Chiesie giermkował przy tym trochę zakurzony ostatnio Paulo Dybala. Argentyńczyk nie mógł się odkręcić po koronawirusie, zarzucano mu, że nie spełnia oczekiwań, a w najważniejszym momencie to on, a nie CR7, wziął zespół na barki. Najpierw kapitalnie asystował piętą, potem precyzyjnym podaniem ponownie obsłużył kolegę z zespołu w akcji bramkowej.
Ronaldo? Też mógł mieć dziś asystę, bo i jego podanie do Westona McKenniego było niezwykłej urody. Problem w tym, że Amerykanin postanowił tamtą sytuację zmarnować, a trafić do siatki dopiero rzutem na taśmę, zamykając tym samym mecz.
Leao walczył z wiatrakami
Skoro już o giermkach i rycerzach, to skupmy się na chwilę na Milanie. Gospodarze naprawdę nie mogli dzisiaj zrobić zbyt wiele. Jasne, nikt nie poddaje się bez wyjścia na boisko, ale z całym szacunkiem – to, że ekipa Stefano Piolego przy takich ubytkach w ogóle odrobiła straty, należy rozpatrywać w kategoriach cudu. Cudu, w którym znacznie pomogli Don Kichot i Sancho Pansa rodem z Lombardii – Rafael Leao i Hakan Calhanoglu. Jedni z niewielu obecnych na murawie liderów nie zwątpili w sens swojej misji. Owszem, Donnarumma też zaliczył dziś kilka parad, natomiast to Leao dał drużynie wiarę. Przede wszystkim wtedy, gdy dograł piłkę do Calabrii po kapitalnej kontrze – choć uczciwie dodajmy, że zaczęła się ona od faulu Hakana, którego nie zauważył sędzia. Ale i w paru innych sytuacjach.
- 3. minuta meczu – groźny, niecelny strzał z dystansu
- 23. minuta spotkania – kolejna bomba, tym razem tuż obok spojenia
- 28. minuta gry – wspomniana przy okazji Szczęsnego okazja z ostrego kąta
MILAN WYGRA OBIE POŁOWY Z TORINO – KURS 2.08 W TOTALBET!
W drugiej połowie Milan opadł już z sił, jednak praktycznie wszystko, co wiązało się z ofensywą Rossonerich przed przerwą, przechodziło przez Leao. Albo przez Hakana, który zaliczył pięć kluczowych podań (praktycznie tyle, ile pozostali piłkarze Milanu zebrani do kupy) i cztery udane dryblingi (stuprocentowa skuteczność).
Trochę się obrońcy Bianconerich z tym duetem namęczyli. Trochę problemów sprawiał im arbiter, tak jak wtedy, gdy odgwizdał faul na Theo i Hakan miał szansę dorzucić do zbioru ważnych bramek w tym sezonie gola z rzutu wolnego na wagę remisu. Jednak koniec końców trud im się opłacił. W Turynie co prawda wciąż -7, jednak nie da się ukryć, że zza chmur powoli zaczęło wyglądać słońce.
AC Milan – Juventus 1:3
Calabria 41′ – Chiesa 18′, 62′, McKennie 76′
fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS