- Pan Marek: 10 dni temu wykryto u mnie koronawirusa, czekam na drugi test, który pokaże, czy nadal jestem chory
- Szpital zakaźny: to niech pan dzwoni do sanepidu, oni mogą panu “odwiesić” na moment kwarantannę; Pan Marek: nie mogę się dodzwonić do sanepidu.
- Szpital: to niech pan przyjedzie, zrobimy test u nas. Pan Marek: nie mogę przyjechać, bo złamię zakaz kwarantanny.
- Według relacji pana Marka, w szpitalu zakaźnym usłyszał, że może przyjechać i zrobić drugi test. Warszawiak pojechał autem do szpitala i taki test zrobił
- Mazowiecki sanepid nie pozostawia na tłumaczeniu pana Marka suchej nitki
Pan Marek (imię zmienione na prośbę naszego rozmówcy) na początku marca z kilkunastoma znajomymi wyjechał do Austrii. Podkreśla, że był to czas, gdzie w Polsce wciąż nie było jeszcze żadnych obostrzeń wz. z koronawirusem, a w większości krajów Europy też “nikt nie mówił głośno o pandemii”. Sytuacja zaczęła zmieniać się jednak na gorsze i pan Marek wspólnie ze znajomymi postanowił wrócić do kraju. Zdążyli przed zamknięciem granic i wprowadzeniem przez rząd obowiązkowej kwarantanny dla osób powracających z zagranicy.
Pan Marek ma 30 lat. Mieszka w Warszawie z współlokatorem, który również był na tym samym wyjeździe w Austrii.
– Mając na uwadze, co działo się za granicą, objęliśmy się sami kwarantanną. Nigdzie z domu nie wychodziłem. Niepokojące objawy pojawiły się u mnie kilka dni po powrocie. Bardzo wysoka gorączka, kaszel, ból w kościach – podkreśla rozmówca Onetu.
“Wynik negatywny, przepraszam pomyłka, jednak jest pan chory”
30-latek próbował uzyskać pomoc. Po kolei jednak odbijał się od telefonicznych infolinii, wreszcie dowiedział się, że musi umówić się na telefoniczny wywiad z lekarzem. – Lekarz poinformował mnie, że jestem z grupy wysokiego ryzyka, więc jest wskazanie, by uzyskać test.
Kolejne telefony wykonywane były do powiatowego sanepidu w Warszawie. Tam trudno było się z kimkolwiek skontaktować. Kiedy się wreszcie udało, pan Marek usłyszał, że ma rozmawiać z lekarzem pierwszego kontaktu. – Taka przepychanka trwała dość długo. Ostatecznie jednak po całym dniu uzyskałem informację, że powinienem skontaktować się ze szpitalem zakaźnym. W szpitalu powiedziano mi, że mam wsiąść w samochód i przyjechać.
Pod szpitalem niewielka kolejka, poczekalnia na zewnątrz, czyli nieogrzewany namiot. W środku pacjenci, którzy mają po 39 stopni gorączki.
Test został zrobiony, a wyniki pojawiły się dopiero po kilku dniach. Zadzwoniono ze szpitala. Najpierw dobra wiadomość – wynik negatywny. Za kilka minut jednak kolejny telefon. W słuchawce tłumaczenie, że zaszła pomyłka i że test jednak jest pozytywny. I że pan Marek ma koronawirusa.
“Nie mogę dodzwonić się do sanepidu”
– 24 marca otrzymałem z powiatowego sanepidu informację o dwutygodniowej izo … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS