A A+ A++

Faworytem spotkania byli siatkarze ze stolicy, którzy z bilansem 8 zwycięstw i 2 porażek plasowali się przed dzisiejszym meczem na 3. miejscu w tabeli PlusLigi. Podopieczni trenera Piotra Grabana byli podwójnie zmotywowani, ponieważ chcieli jak najszybciej zrehabilitować się za niedawną porażkę ze Steam Hemarpol Norwidem Częstochowa.

ZOBACZ TAKŻE: Kolejny skalp pogromców faworytów! Czech przyćmił Wilfredo Leona

Zawodnicy Indykpolu AZS Olsztyn chcieli zaś pójść za ciosem po wyjazdowej wygranej 3:1 nad GKS-em Katowice, którą przerwali fatalną serię czterech porażek z rzędu. Dla drużyny trenera Marcina Mierzejewskiego było to dopiero drugie zwycięstwo w tym sezonie. Olsztynianie z bilansem 2 zwycięstw i 7 porażek w 9 meczach zajmowali odległe, 14. miejsce w lidze.

Pierwszy set był niezwykle wyrównany, a żadnej z drużyn nie udało się odskoczyć rywalowi na więcej niż trzy punkty. Na ataki Moritza Karlitzka, Nicolasa Szerszenia i Jana Hadravy odpowiadali Bartłomiej Bołądź, Jakub Kochanowski i Artur Szalpuk, a dobrze w bloku spisywał się Jurij Semeniuk, który trzykrotnie punktował właśnie tym elementem. Ostatecznie górą byli jednak gospodarze, którzy wygrali tę partię 26:24.

W drugiej odsłonie meczu PGE Projekt nie dał się zaskoczyć już olsztynianom. Stołeczni szybko wypracowali sobie wysoką przewagę, sięgającą aż sześciu “oczek” i spokojnie kontrolowali grę, kończąc seta wygraną 25:22. Tym razem poza liderem zespołu Bartłomiejem Bołądziem z dobrej strony pokazał się również Tobias Christian Brand, autor pięciu punktów.

Trzecia część spotkania rozpoczęła się od dominacji Indykpolu, który prowadził już sześcioma punktami (10:4). Mimo to PGE Projekt potrafił nie tylko dogonić gospodarzy, ale i objąć prowadzenie (19:20, potem 22:21). W pełnej emocji końcówce podopieczni trenera Piotra Grabana zdołali obronić dwie piłki setowe, ale trzecia padła już łupem ekipy z Olsztyna, która wygrała na przewagi 28:26. Szerszenia i Hadravę świetnie wspomagał w tej partii Manuel Armoa, zdobywca 6 punktów.

Czwarty set początkowo należał do gości, którzy odskoczyli na cztery punkty (4:8), ale dobra gra niezawodnego Jana Hadravy sprawiła, że kilka minut później to PGE Projekt musiał gonić ekipę Indykpolu AZS (15:12). Prowadzenie zmieniało się w tej partii jeszcze kilkukrotnie, bo najpierw odzyskali je warszawianie, po chwili – gospodarze, ale ostatnie słowo należało do drużyny z Warszawy, która wygrała 25:23, doprowadzając do tie-breaka. Na pochwałę zasługuje zwłaszcza Bołądź, który w tej partii – podobnie jak w poprzednich – był najlepiej punktującym zawodnikiem PGE Projektu.

W niezwykle wyrównanym tie-breaku żadnej z drużyn bardzo długo nie udawało się odskoczyć przeciwnikom na więcej niż punkt. Sztuki tej dokonał dopiero PGE Projekt, który po serii trzech “oczek” z rzędu wyszedł na prowadzenie 11:9. Niecelny atak i zepsuta zagrywka Bołądzia sprawiły jednak, że do gry wrócili – mimo fatalnego błędu Hadravy, który w prostej sytuacji zagrał w aut – zawodnicy Indykpolu AZS. Ostatnie słowo należało jednak do PGE Projektu, który po dwóch bliźniaczo podobnych akcjach (mocne ataki po palcach blokujących) wygrał – wykorzystując drugą piłkę meczową – 16:14.

MVP spotkania został Bartłomiej Bołądź, zdobywca 22 punktów.

PlusLiga – 11. kolejka
Indykpol AZS Olsztyn – PGE Projekt Warszawa 2:3 (26:24, 22:25, 28:26, 23:25, 14:16)

Indykpol AZS: Szerszeń (22), Hadrava (21), Majchrzak (2), Karlitzek (5), Tervaportti (1), Jakubiszak (8), libero: Hawryluk oraz Jankiewicz, Armoa (10), Janikowski, Cieślik (6), Gąsior,

PGE Projekt: Szalpuk (7), Bołądź (22), Semeniuk (14), Firlej (2), Tillie (12), Kochanowski (5), libero: Wojtaszek oraz Brand (10), Wrona (6), Weber (9), Borkowski, Kozłowski.

Przejdź na Polsatsport.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNarzekania trenera Pogoni Szczecin. “Mieliśmy tyle sytuacji podbramkowych…”
Następny artykułNBA: 40 lat temu w MSG debiutował Michael Jordan! Co to był za mecz!