Stoi na półce od dawna. W płóciennej, zielonej, ale już mocno wyblakłej na grzbiecie oprawie. Ze złotym napisem: „Pismo Święte Starego Testamentu. Tom VII-2. Księga Psalmów”. Kupiłem ją swego czasu w niewielkiej księgarni w Krakowie, gdzie Bracka spotyka Franciszkańską i Wszystkich Świętych. I choć jej pożółkłe kartki pewnie znowu podrażnią skórę moich dłoni alergika, koniecznie muszę z niej skorzystać. Zgłębić tajemnice Psalmu 24. Nie żeby był jakąś skomplikowaną zagadką. Ale choć go znam, choć kilkakrotnie znów go czytam i choć niby wszystko jasne, czuję, że coś istotnego mi umyka. A więc doczytać. I w gąszczu egzegetycznych drobiazgów znaleźć to ważne, którego nie widzę…
Potem zamykam mądry komentarz i znów czytam w dobrze mi znanej Biblii Tysiąclecia.
Dawidowy. Psalm.
Do Pana należy ziemia i to, co ją napełnia,
świat i jego mieszkańcy.
Albowiem On go na morzach osadził
i utwierdził ponad rzekami.
Nie należy? Wielu tak się dziś wydaje. Zwłaszcza gdy mają władzę i uważają, że to oni są bogami, którzy mogą urządzać świat wedle własnych pomysłów. Mogą decydować kto ile może zjeść, ile może zużyć i ile wyprodukować, jakby dobra tego świata do nich tylko należały. Mogą uznać, że kobieta jest mężczyzną, a mężczyzną kobietą. Mogą decydować kto ma prawo żyć, a czyje życie można poświęcić dla choćby tylko tak błahego powodu jak to, że przeszkadza w życiowych planach. Mogą nawet wedle uznania decydować co jest prawdą, a co nią nie jest.
Ale to tak się tylko im wydaje. Świat cały i jego mieszkańcy są Boga. On jest Stwórcą wszystkiego co jest: i materii i wszelkich rządzących nią praw. I On, kiedy będzie chciał, powie, że wystarczy już czasu trwania tego świata, że pora na Nowe Niebo i Nową Ziemię. Głupi ten, kto będąc tylko stworzeniem uważa się za boga.
I czytam dalej:
Kto wstąpi na górę Pana,
kto stanie w Jego świętym miejscu?
Człowiek o rękach nieskalanych i o czystym sercu,
który nie skłonił swej duszy ku marnościom
i nie przysięgał fałszywie.
Taki otrzyma błogosławieństwo od Pana
i zapłatę od Boga, Zbawiciela swego.
Takie jest pokolenie tych, co Go szukają,
co szukają oblicza Boga Jakubowego.
Skąd ja to znam? No tak, z Jezusowego Kazania na Górze.
Nie każdy, który Mi mówi: “Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: “Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia, i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?” Wtedy oświadczę im: “Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7,21-23).
Obnoszenie się chrześcijańskimi emblematami nie wystarczy. Nie wystarczy prorokować mocą Chrystusa, nie wystarczy wyrzucać złych duchów mocą Chrystusa nie wystarczy czynić wiele cudów Jego mocą. Nie wystarczy „mówić językami ludzi i aniołów”, nie wystarczy mieć dar prorokowania i być specjalistą w teologii znającym wszystkie Boże tajemnice. Nie wystarczy nawet umieć wiarą przenosić góry, rozdać swoją majętność na jałmużnę i swoje ciało wystawić na spalenie. By być godnym widzieć Boga, by móc przebywać z Nim, trzeba być człowiekiem o rękach nieskalanych i czystym sercu. Czyli postępować w sposób prawy i mieć zawsze czyste intencje. Trzeba nie skłaniać swojej duszy ku marnościom i nie przysięgać fałszywie. Czyli…
Wszystko jest marnością. Z niczego nie ma pożytku pod słońcem – mówił Kohelet. Mając na myśli… Wiele rzeczy, za którymi człowiek i dziś goni. Bogactwo, znaczenie, władza, przyjemności… A w konkrecie: mniej pracując zarobić więcej niż inni z racji tego, że jest się we własnym mniemaniu wybitnym specjalistę, któremu należy się premia za samo przyjście o pracy. Być gwiazdą, którą świat interesuje się nawet wtedy, gdy smaży rybę. Móc powiedzieć „ja zrobiłem”, choć do tej pracy użyłem tylko wskazującego palca, a i szarych komórek nie wysiliłem, tylko zebrałem pomysły innych… Nie, ten, kto skłania swą dusze ku marnością nie jest godzien zobaczyć Boga.
Podobnie jak ten, kto – jak mówi psalmista – przysięga fałszywie. Czyli bierze Boga na świadka swojego kłamstwa; używa Go, jakby był jakąś rzeczą pożyteczną w realizacji jakichś swoich brudnych interesów… Czyż nie tak bywa, gdy ktoś występując w imieniu Boga próbuje jak najwięcej zagarnąć dla siebie z Bogiem się nie licząc? To grzech nie tylko kapłanów… Nie, taki człowiek nie jest godzien wstąpić na górę Pana, stanąć w Jego świętym miejscu…
I znów czytam dalej. I z autorem Psalmu 24 przenoszę się do Jerozolimy, do czasów króla Dawida. Jest święto. Radosny orszak niesie do miasta Arkę Przymierza. Tę, która wędrowała z Izraelem po pustyni, gdy wyszedł z Egiptu; tę, która dawała mu zwycięstwo na jego wrogami. Teraz ma „zamieszkać” w nowej stolicy, w Jerozolimie.
Bramy, podnieście swe szczyty
i unieście się, prastare podwoje,
aby mógł wkroczyć Król chwały.
«Któż jest tym Królem chwały?»
«Pan, dzielny i potężny,
Pan, potężny w boju».
Tak, otwórzcie się się bramy Jerozolimy, bo oto przychodzi Twój Król. Ten, który stawał, Izraelu, po Twojej stronie. Pan dzielny i potężny w boju.
Bramy, podnieście swe szczyty
i unieście się, prastare podwoje,
aby mógł wkroczyć Król chwały!
«Któż jest tym Królem chwały?»
«To Pan Zastępów: On sam Królem chwały».
Bóg mieszkał wśród ludzi. Król chwały wśród swego stworzenia. Długo w namiocie. Potem syn Dawida, Salomon wybudował Mu świątynię…
A dziś? Bóg ciągle mieszka wśród nas. Jest tam, gdzie „dwóch albo trzech” zgromadzonych jest w Jego imię. Jest w swoim słowie, jest w sakramentach, zwłaszcza tak namacalnie w Eucharystii. Jest w tym małym białym kawałku chleba, który adorujemy wystawiony w lśniących złotem monstrancjach… Ale czy mieszka we mnie?
„Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną”. Otwarłem Mu drzwi mojego serca? Otwarłem bramę mojej duszy?
Wołam więc do samego siebie:
Bramy, podnieście swe szczyty
i unieście się (…) podwoje,
aby mógł wkroczyć Król chwały!
Otwieram drzwi, Boże. Zamieszkaj we mnie. Pomóż mi stawać się człowiekiem o rękach nieskalanych i czystym sercu; człowiekiem, który nie skłania swojej duszy ku marnościom i który szanując Cię nawet nie pomyśli, że mógłbyś się dla mnie stać źródłem jakiegoś przyziemnego zysku. Choć na pewno mój umysł nie potrafi Cię ogarnąć wiem, że jesteś Stwórcą i Władcą całego świata. I mnie, niegodnego też. Ale choć „nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie”, Ty chcesz do mnie przyjść. Wypowiadasz słowo, które uzdrawia moją duszę i sprawia, ż jestem godny. Boś przez krew Twojego Syna uczynił mnie swoim przybranym dzieckiem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS