Dziś (2 października) rano do mieszkania, które od kilku lat najmuję z partnerką, wkroczyła policja, informując mnie, że z numeru IP przypisanego do tego mieszkania wysłano groźby karalne do jednego z posłów polskiego Sejmu.
Dopiero później dowiedziałem się, że groźby otrzymać miał Jerzy Materna, parlamentarzysta PiS z Zielonej Góry, a więc miasta, w którym żyję i pracuję. Policjanci zabezpieczyli modem/router operatora internetu, a także mój prywatny komputer PC i prywatnego smartfona. Wydałem te rzeczy od razu, ponieważ nie mam nic do ukrycia. Dopiero w momencie, gdy funkcjonariusze chcieli zabrać służbowego laptopa, zadzwoniłem do mojego przełożonego po instrukcje, ponieważ laptop nie jest moją własnością, ale spółki Agora, wydawcy “Gazety Wyborczej”, dla której pracuję jako dziennikarz.
Dane w laptopie objęte są tajemnicą dziennikarską. Z tego też powodu jako człowiek nieznający dogłębnie przepisów prawa zdałem się na polecenia przełożonych i adwokata, który zaoferował pomoc prawną. Laptop podobnie jak wcześniej wymieniony sprzęt został zabezpieczony i zabrany przez policję. Nie jestem podejrzany w sprawie ani oskarżony, przesłuchano mnie jedynie w charakterze świadka. Mail z groźbami do posła miał zostać wysłany w minioną środę.
Mam nadzieję, że ta sprawa jak najszybciej się wyjaśni. Nigdy w swoim życiu nie wysyłałem gróźb karalnych do nikogo, w tym polskich parlamentarzystów. Musiałbym być osobą nie tylko pozbawioną kręgosłupa moralnego, lecz także skończonym idiotą, by z domowego adresu IP, którego nie ukrywam (można to zrobić, korzystając z odpowiedniego oprogramowania), wysyłać groźby karalne do kogokolwiek, a już zwłaszcza osób publicznych, w tym przedstawicieli partii rządzącej.
Piotr Bakselerowicz, dziennikarz “Gazety Wyborczej” w Zielonej Górze.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS