A A+ A++

Od wielu lat nie przystępuję do negocjacji, kiedy mój kontrahent lub jego firma nie są dla mnie wiarygodni. Zdarza mi się „wstać od stołu” – tak się wydarzyło po wielomiesięcznych negocjacjach z pewną dużą francuską firmą. Przy każdym kolejnym spotkaniu negocjacyjnym próbowano wprowadzić zmiany do już wynegocjowanych pozycji. W pewnym momencie moja cierpliwość się skończyła.

Pamiętam, jak ktoś próbował pana namówić do przekazania pieniędzy na swoją inicjatywę. Popędzał pana, mówiąc, że inni czekają, aby zająć pana miejsce. Odparł pan, że w takim razie wychodzi z kolejki, ustępując innym miejsca i rezygnuje z dalszych rozmów.

Bo ja nie gram w takie gierki. Nie negocjuję z kimkolwiek, kto wywiera nacisk lub podejmuje próbę szantażu. Dużo szybciej można się ze mną dogadać, mówiąc wprost, z czym ma się problem i jak mogę pomóc w jego rozwiązaniu. Za długo jestem na rynku, żeby nie widzieć drugiego dna w wielu propozycjach.

Czy sposób, w jaki pan negocjuje, zmieniał się na przestrzeni lat?

Bardzo! Kiedy zaczynałem biznes, panowały bardziej uczciwe relacje między kontrahentami i sporo umów zawierałem na słowo. Ustalenia były dotrzymywane, a biznes nie był tak pazerny, jak obecnie. Niestety, dzisiaj kontrakty są zapisywane na kilkudziesięciu stronach, a większość to treści prawne, mające zabezpieczyć strony transakcji. Gdy się w nie wczytamy, to widać brak zaufania między stronami, który może świadczyć o intencjach wykonania umowy.

czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAni my kokoszki, ani wy koguty
Następny artykułW poszukiwaniu sprawczości