Pracownik Służby Bezpieczeństwa w Bydgoszczy: – On ciągle powiększał rzesze słuchaczy. Jak się słuchało tych słów i tej ciszy tysięcy ludzi, to aż ciarki przechodziły. Myśmy naprawdę nie wiedzieli, co ludzie są w stanie zrobić po jego kazaniach. Po tym morderstwie nasze relacje, tak to nazwijmy, z księżmi, znacznie się pogorszyły. Nawet ci, którzy z nami rozmawiali, mówili: jesteście bandytami, wam nawet na moment nie można wierzyć.
19 października 1984r r. Piątek. Ks. Jerzy Popiełuszko, kapelan “Solidarności”, ma zaplanowaną mszę w kościele pod wezwaniem Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy. Przyjechał o godz. 15.
Jego wyprawę z Warszawy trzeba było specjalnie zaplanować. – Miał problemy z podróżowaniem. Gdy wyjeżdżał z Żoliborza, milicja zatrzymywała go i odsyłała na plebanię. Chcieliśmy przechytrzyć milicjantów. Ustaliliśmy, że po księdza Jerzego pojedzie samochód z Bydgoszczy i w trakcie podróży ksiądz się przesiądzie. Udało się. Dotarł szczęśliwie. Łudziliśmy się, że wszystko idzie gładko, spokojnie. Później dowiedzieliśmy się, że w tym czasie zabójcy już byli w Bydgoszczy, jedli obiad na komisariacie Milicji Obywatelskiej – mówił ówczesny proboszcz bydgoskiej parafii, nieżyjący już ks. Romuald Biniak.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS