A A+ A++

Liczba wyświetleń: 438

W ostatniej fazie politycznego uwiądu na piedestał wynosi się nie tyranów, tylko błaznów; w ostatniej fazie kulturowego uwiądu ołtarze stawia się nie dekadentom, tylko „celebrytom”; w ostatniej fazie intelektualnego uwiądu rozwiązań szuka się nie u sofistów, tylko u algorytmów; a w ostatniej fazie duchowego uwiądu natchnienia oczekuje się nie od heretyków, tylko od „modernizatorów”.

Najdoskonalszym wychowankiem propagandy jest ktoś, kto po latach narzekania na jej istnienie zaczyna piać z zachwytu nie wtedy, gdy jej narzędzia zostają zlikwidowane, ale wtedy, gdy przechodzą w ręce propagandzistów, którzy chwilę wcześniej narzekali z nim w jednym chórze.

Klasyczny orwellizm głosił, że wojna to pokój, wolność to niewola, a ignorancja to siła. Innymi słowy, odwracał on znaczenia słów, ale wciąż czynił te znaczenia zrozumiałymi. Tymczasem neoorwellizm – czyli już w pełni dojrzała i dużo bardziej niszczycielska forma wzmiankowanej praktyki – głosi, że mącenie to wyjaśnianie, pustosłowie to treściwość, a bałamuctwo to ujednoznacznianie.

Stąd, o ile przeciwstawianie się klasycznemu orwellizmowi wymagało mówienia bez ogródek, że wojna to wojna, a pokój to pokój, o tyle przeciwstawianie się jego dzisiejszej, jeszcze bardziej wężowej mutacji wymaga mówienia bez zahamowań rzeczy jeszcze bardziej zasadniczej, a mianowicie tego, że tak to tak, nie to nie, a cała reszta to balast z piekła rodem.

Tylko wtedy uniknie się przytłoczenia kociokwikiem celowo rozpętanym i podsycanym przez tych, którzy twierdzą, że co prawda wojna to wojna, ale po odpowiednim „rozeznaniu”, „ukontekstowieniu” i „ponownym odczytaniu” może ona jednak nosić pewne cechy pokoju, a nawet nowego, lepszego pokoju. To zaś jest absolutnie niezbędne, jeśli chce się skutecznie ochronić pokój przed tymi, którzy chcą go zniszczyć przede wszystkim na poziomie nie politycznym i zbiorowym, tylko indywidualnym i duchowym – wiedząc doskonale, że to od rozstrzygnięć na tym poziomie zależy wszystko inne.

Ostateczna faza gnilna „demokracji przedstawicielskiej” ma miejsce wtedy, gdy jej bieżący triumfatorzy nie są już w stanie zaoferować swoim poplecznikom ani żadnej ponętnej wizji świetlanej przyszłości, ani nawet żadnej wiarygodnej obietnicy stabilnej teraźniejszości, a jedynie szydercze celebrowanie usuwania swoich przeciwników, choćby jednych od drugich nic w gruncie rzeczy nie różniło.

Wtedy społeczeństwo ma możliwość ujrzenia „demokracji przedstawicielskiej” w jej nagiej, wolnej od masek postaci: zjawiska służącego nie realizacji „społecznych wizji” czy zapewnianiu „społecznego porządku”, tylko eksploatowaniu społecznych przywar i kanalizowaniu społecznych resentymentów. Wtedy też ma ono być może ostatnią szansę na to, by ta prawda je otrzeźwiła, zawstydziła i wreszcie wyzwoliła: pod tym wszelako warunkiem, że wciąż jest ona w stanie przyprawić wystarczająco dużą liczbę osób o intelektualny niesmak, wyrzut sumienia i duchowe wzburzenie.

Jednym z bardziej rażących przejawów duchowego infantylizmu jest rozpleniające się już od dłuższego czasu w okolicach każdego grudnia określenie „magia Świąt”. Jest ono o tyle rażące w swej niedorzeczności, o ile Święta Bożego Narodzenia nie tylko nie mają nic wspólnego z żadnymi horoskopowymi, tarotowymi, wróżbiarskimi, mediumicznymi czy jakimikolwiek innymi czarnoksięskimi zabobonami, ale wręcz są w swej wymowie całkowicie im przeciwne: Święta te upamiętniają wszakże przyjęcie przez Boga ludzkiej natury, co jest ścisłą odwrotnością dążności do ludzkiego samoubóstwienia, która stanowi podstawę wszelkich poprawnie definiowanych praktyk magicznych.

Stąd warto zadbać o wniesienie swojego osobistego wkładu w wyrugowanie owego określenia z powszechnej przestrzeni językowej, gdyż jest ono rzadkim przykładem wzorcowego połączenia samozadowolonej miałkości z logiczną niedorzecznością, a więc zespolenia intelektualnego szachrajstwa z emocjonalną manipulacją. Im bowiem mniej będzie się bezmyślnie albo matacko pytlować o „magii Świąt”, tym więcej będzie można świadomie i w dobrej wierze powiedzieć o ich radości, wesołości, rodzinności czy doniosłości, których pozostaje życzyć wszystkim jak najwięcej.

Autorstwo: Jakub Bożydar Wiśniewski
Źródło: ProKapitalizm.pl

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć “Wolne Media” finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji “Wolnych Mediów”. Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolecane wycieczki po Gran Canarii z polskojęzycznym przewodnikiem
Następny artykułPowstańcza rocznica w Łąkocinach