A A+ A++

Poranek, południe, popołudnie i wieczór. Tak wygląda każdy dzień. Niektórzy w poszczególne pory dnia pracują, inni tej pracy jeszcze szukają, inni odpoczywają po kilkudziesięciu latach pracy. Jedni jedzą obiad w południe, a drudzy wieczorem. Część ludzi wstaje jeszcze w nocy, a część w południe. A jak wygląda jeden dzień życia księdza? Przypominamy tekst z 2004 roku, obecnie jego bohater, ksiądz Franciszek Misiewicz ma 94 lata i przebywa w Archidiecezjalnym Domu Księży Seniorów w Gnieźnie.

Ksiądz kanonik Franciszek Misiewicz w swój kalendarz wpisuje między innymi terminy pogrzebów i ślubów fot. Remigiusz Konieczka

Ksiądz kanonik Franciszek Misiewicz [ur. 23 VIII 1929 r. – przyp. mr] jest proboszczem parafii pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny jest od 1966 roku. Od chwili kiedy po raz pierwszy jako proboszcz wszedł do budynku plebanii minęło więc 38 lat. Przez ten szmat czasu prawie każdy dzień księdza proboszcza wygląda podobnie. Chyba, że ksiądz wyjeżdża w podróż zagraniczną, aby poznać bogatą przeszłość swoich przodków.
     JUTRZNIA
     Poranna msza święta odprawiana jest o siódmej lub ósmej rano. W zależności od pory roku i tego jak sobie życzą parafianie. Latem poranna msza święta jest wcześniej, a zimą później. Po mszy ksiądz jada śniadanie, a później zajmuje się zwykłymi codziennymi obowiązkami. Proboszcz zajmuje się sprawami porządkowymi czy przygotowaniem mszy. Musi także znaleźć czas na modlitwę.
     Jak mówi ksiądz proboszcz, każdy kapłan w ciągu dnia jest zobowiązany do czytania brewiarza, rozmyślania oraz do odmówienia różańca. Cały brewiarz liczy cztery tomy na poszczególne okresy: Adwent, Boże Narodzenie, Wielki Post, okres wielkanocny i okresy zwykłe. Modlitwy zamieszczone w brewiarzu przewidziane są na każdą porę dnia.  
     – “W brewiarzu mamy czytania na poszczególne godziny. Składają się na nie fragmenty Starego i Nowego Testamentu. Rano odmawiamy jutrznię, później kompleta, natomiast w południe przychodzi czas na modlitwę w ciągu dnia. Na przykład po czwartej po południu odmawiamy nieszpory, a przed snem modlitwę na koniec dnia. Uroczystości i święta rozpoczynają tak zwane drugie nieszpory odmawiane na dzień przed świętem czy uroczystością” – wyjaśnia ksiądz proboszcz.
     Święta spędzane są przez księdza przede wszystkim na pracy. Na Boże Narodzenie odprawiana jest Pasterka, a rano kolejne: o ósmej, dziesiątej, a o piętnastej odbywa się spotkanie przy żłóbku z dziećmi.  
     W latach młodości ks.Franciszek Misiewicz spośród świąt kościelnych lubił szczególnie Boże Ciało i procesje ulicami Inowrocławia w roli ministranta.
     POSŁUGA  
     Ks. Franciszek Misiewicz w trakcie tygodnia musi ustalić terminy poszczególnych mszy. Śluby, pogrzeby, msze okolicznościowe – wszystko musi mieć swój czas. W pokoju, tuż przy oknie stoi małe biurko. Na blacie wśród książek i różnych pism i korespondencji leży kalendarz, w którym proboszcz zapisuje terminy ślubów, pogrzebów i mszy, które zgłaszają parafianie.  
     Tytuły leżących na blacie książek wskazują na teologiczny charakter publikacji. Jak powiedział nam proboszcz korzysta z nich w trakcie przygotowywania kazań. W trakcie głoszenia homilii nie wypada się powtarzać i dlatego w zgromadzonej w plebanii małej bibliotece ks. Franciszek Misiewicz szuka myśli, dzięki której będzie mógł zwrócić się do wiernych podczas mszy niedzielnej, ślubu, pogrzebu czy chrztu. Kapłan żartuje nawet, że z roku na rok jest coraz trudniej, bo księdzem jest już 38 lat i nie wypada przed parafianami mówić ciągle o tym samym.  
     – “Od chwili wprowadzenia ślubów konkordatowych doszło mi trochę więcej obowiązków. Muszę do pięciu dni od udzielenia ślubu zawiadomić Urząd Stanu Cywilnego, aby nastąpiła prawna legalizacja małżeństwa” – powiedział nam ksiądz kanonik.
     Wszelkie sakramenty są odnotowywane w księgach parafialnych. Są księgi małżeństw, bierzmowań, ślubów, chrztów, chorych, pogrzebów i cmentarne.
     Tego wszystkiego musi osobiście dopilnować proboszcz. Oprócz sakramentów konieczne jest spisanie nieruchomości oraz prowadzenie parafialnej księgowości. Oprócz wydatków bieżących związanych z opłaceniem energii elektrycznej, cieplnej, wody, kanalizacji itp. parafia musi odprowadzać określone sumy pieniędzy na przykład na “Caritas” Diecezji Gnieźnieńskiej, Wyższe Seminarium Duchowne, misje czy Katolicki Uniwersytet Lubelski. A zapisywać i ewidencjonować trzeba. Jeśli ksiądz arcybiskup przyjeżdża z wizytacją, to sprawdza między innymi sprowadzenie ksiąg parafialnych.
     NOCNA PODRÓŻ
     Z pracą kapłana związane są sytuacje i chwile trudne, szczególnie trudne są rozmowy z ludźmi chorymi. Ks. Franciszek Misiewicz odwiedza chorych w parafii cztery razy w roku: przed Wielkanocą, Bożym Narodzeniem, odpustem (uroczystością narodzenia Najświętszej Marii Panny) i na Dzień Chorych (oktawa Bożego Ciała). Jak podkreśla ks. proboszcz do każdego chorego trzeba podejść inaczej, ale podczas rozmowy stara się podtrzymać ich na duchu i wlać w serca nadzieję na powrót do zdrowia.
     Jeśli chodzi o wyjazdy do chorych, to kapłan pamięta pewną noc na swojej pierwszej parafii w Łobżenicy: – “Jechałem do kobiety, która przed południem była u lekarza, ale po powrocie nagle źle się poczuła. O północy zawieźli mnie do niej bryczką z namaszczeniem. Jej dom był daleko w polu, światła nie było, ciemność. Jak dojechałem, to była u niej jedna osoba. Wszedłem do izby, w której leżała chora. Zobaczyłem rozdartą koszulę i pierzynę, a kobieta już nie żyła. Umarła w straszliwych boleściach. Widać było, że cierpiała, w cierpieniu skonała i było to widać. Wracałem w ciemnościach. Czułem strach. Tylko drzewa szumiały, a woźnica świstał batem poganiając konia”.
     Ale oprócz takich przypadków i wydarzeń w życiu kapłana są także i wesołe wspomnienia. Wiele z nich wiąże się ze ślubami. Zanim do tego dojdzie młodzi muszą przejść kurs. Ksiądz Franciszek Misiewicz w rozmowach zwraca uwagę młodym przede wszystkim na to, że w przyszłości będą rodzicami. A przyszli rodzice powinni własnym życiem potwierdzać to o czym mówią swoim dzieciom: – “Czasami odwlekają ze ślubem, a później muszą wytłumaczyć się z tego, że mają 25 rocznicę ślubu, a dziecko ma 26 lat. Autorytet rodziców wzrasta wtedy jak są autentycznymi świadkami”.  
     Także z udzielaniem ślubów wiąże się anegdota z udzielaniem tego sakramentu w Inowrocławiu. – “Pani młoda została na stopniach przy ołtarzu, aby otrzymać błogosławieństwo, a pan młody zamiast tylko odsunąć się od ołtarza był tak zdenerwowany ceremonią, że poszedł pod baldachim i klęknął na klęcznikach, a to miejsce przygotowywane jest dla biskupa” – opowiada kapłan.
     SOK Z POKRZYWY
     Dla proboszcza weneckiej parafii pół godziny – od 12:30 do 13:00 – to pora obiadowa. Od przeszło 30 lat obiady przygotowuje gospodyni Gertruda Koplin. Oprócz przygotowywania posiłków do zajęć pani Gertrudy Koplin należą między innymi prace porządkowe na plebanii, w ogrodzie i w kościele. Znajduje też gospodyni czas, aby wyjechać na pielgrzymki do Rzymu do Jana Pawła II, Fatimy, Ziemi Świętej. – “Ja nie byłem w Fatimie, a ona była” – śmieje się proboszcz.
     A co ks. Franciszek Misiewicz lubi najbardziej?  
     – “Zjadam wszystko. Nie mam swojej ulubionej potrawy. Wszystkie są dobre, tylko żeby były zdrowe. Robimy soki. Bardzo zdrowy jest sok wyciskany z pokrzywy i z mleczu. Wiosną jadam sałatkę z liści mleczu. Muszę powiedzieć, że jest bardzo dobry. Smakuje jak zwykła sałata”.
     Kulinarne gusty księdza proboszcza przybliżyła jego gospodyni: – “Ksiądz proboszcz lubi ruskie pierogi ze śmietaną, gotowane mięso, kaszę gryczaną. Trudno coś konkretnego powiedzieć, bo wszystko je”.
     – “I dobre ciacha piecze – wtrącił roześmiany ksiądz proboszcz. – To, że mam tak dobrą pokrzywę i mlecz na sok to jej zasługa”.
     SKOK O TYCZCE
     Okazuje się, że korzenie księdza sięgają Bośni i Czech, a także Kresów Wschodnich. Jego babka ze strony mamy była Czeszką i wraz z mężem zamieszkała na południowych kresach ówczesnej monarchii austro-węgierskiej, w Sarajewie. Stamtąd właśnie pochodziła mama księdza Franciszka. Ojciec księdza pochodził spod Tarnopola. Przyszłą żonę poznał w Sarajewie.
     – “Maja mama miała brata, którego kolega w 1914 roku zastrzelił w Sarajewie wielkiego księcia Franciszka Ferdynanda. Jak to się później skoczyło, to wszyscy wiemy” – mówi z uśmiechem ks. Franciszek Misiewicz.
     Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości rodzice księdza przyjechali do kraju. Przyszły kapłan młodość spędził w Inowrocławiu. Jak sam mówi, został księdzem, bo bardzo mu się to podobało. Zanim jednak to się stało w sezonie 1948/49 został mistrzem miasta w skoku o tyczce. – “Tyczki były wtedy drewniane, lądowało się na piachu” – wspomina.  
     – “Byłem długie lata ministrantem. Uczestniczyłem w trzech, czterech mszach. Ukończyłem Liceum Handlowe w Inowrocławiu. Po małej maturze zostałem skierowany na AWF. Po utracie nakazu pracy miałem jechać do Warszawy, ale zamiast tego poszedłem do seminarium. Miałem więcej szczęścia od mojego kolegi, którego skierowano do pracy w PGR. Wykombinował, że pójdzie do wojska, a że tam go nie przyjęli, to mógł wtedy iść do seminarium. Takie były wtedy czasy” – wspomina proboszcz.
     Był rok 1950 kiedy Franciszek Misiewicz rozpoczął edukację w seminarium duchownym w Gnieźnie. – “Mama była wtedy w Szczecinie i nie wiedziała, że poszedłem do seminarium. Podobało mi się i zostałem. Rodzina miała z tego powodu mniejsze lub większe kłopoty. Na przykład mój brat nie był awansowany w swojej pracy” – mówi kapłan.
     Ukończył seminarium w 1957 roku. Pierwszą placówką młodego kapłana była Łobżenica, gdzie był kapelanem zakładu poprawczego. Po pół roku trafił do parafii Miłosierdzia Bożego w Bydgoszczy. Po trzech latach służby w tej parafii został przeniesiony do gnieźnieńskiej Katedry. W 1966 roku, tuż po uroczystościach związanych z 1000-leciem Chrztu Polski, przyjechał do Wenecji. Obchodząc 25-lecie kapłaństwa ks. Franciszek Misiewicz został kanonikiem.
     NABOŻEŃSTWA W LESIE
     W 2004 roku ksiądz proboszcz oddał się do dyspozycji arcybiskupa Metropolity Gnieźnieńskiego Henryka Muszyńskiego. Taka jest procedura, ponieważ każdy kapłan, który ukończy 75 lat, musi to zrobić. Arcybiskup może wtedy takiego proboszcza odwołać lub pozostawić. Arcybiskup Henryk Muszyński przedłużył o rok posługę kapłańską jako proboszcza weneckiej parafii. Ks. Franciszek Misiewicz – jeśli zdrowie mu dopisze – będzie jeszcze przez rok proboszczem w Wenecji.
     Jak wspomina, posługa w tej parafii zmieniła się przez te 38 lat. Dawniej proboszcz w Wenecji uczył religii w trzech szkołach podstawowych, które znajdowały się na terenie parafii: w Wenecji, Biskupinie i Godawach. – “Pozostało mi tylko to, że w niedziele przygotowuję dzieci do Pierwszej Komunii Świętej. Teraz ani z młodzieżą, ani z dziećmi nie mam kontaktu. Jedynie w okresie letnim w Foluszu celebruję msze święte dla harcerzy i kolonii dla dzieci niepełnosprawnych” – mówi z żalem ksiądz proboszcz.
     MODLITWA NA KONIEC DNIA
     W niedzielę na mszę przychodzą ministranci. W dzień powszedni sporadycznie – szczególnie w maju i październiku kiedy odbywają się nabożeństwa majowe i różaniec – lub wcale. Ksiądz Franciszek rozumie to: – “Rano muszą przecież dotrzeć do szkoły. Po lekcjach czekają na autobus. Jak wrócą do domów, to jest już późno, a zimą jest ciemno. Dotarcie tutaj i powrót kilka kilometrów do domu jest niemożliwy” – mówi.
     Dlatego ksiądz proboszcz – w przeciwieństwie do kapłanów w miastach – sam otwiera kościół, przygotowuje mszę, zapala świece, intonuje pieśni, ponieważ organista Bronisław Gil nie zawsze przychodzi na msze. Same oryginalne organy są stare i zdewastowane i mają drewniane piszczałki. Jeżeli organista przyjdzie, to gra na organach elektronicznych.  
     Wieczorna msza święta – podobnie jak poranna – zaczyna się o piątej, szóstej lub siódmej po południu. Zimą, kiedy robi się szybko ciemno – wcześniej, a latem, jak dzień jest dłuższy – później. Po mszy proboszcz zamyka ponad 100-letnią świątynię i swoje kroki kieruje na plebanię. Tam spożywa kolację. Wieczorem ksiądz proboszcz lubi także obejrzeć telewizję.
     – “Chodzę spać po ostatnich wiadomościach. Lubię oglądać “Panoramę” i sport. Później czas na modlitwę kończącą dzień”.
     – “Muszę przyznać, że tak mi zleciało, że nawet nie wiem kiedy” – podsumowuje ks. proboszcz.

Remigiusz Konieczka
Pałuki nr 666 (47/2004)

Autor: Pałuki

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSylwestrowy manicure. Postaw na błysk w tę wyjątkową noc
Następny artykułBy nikt nie umarł z zimna – specjalna infolinia.