Najprostsze i najbardziej oczywiste wydarzenia polityczne urastają w ich propagandzie do złowieszczych spisków, kryształowych nocy, czystek, dyktatur i reżimów. W tej przesadzie opozycji, która 365 dni w roku ogłasza koniec demokracji, nie chodzi tylko o bieżącą politykę ale i o kształtowanie paranoicznego elektoratu, który będzie odporny na prawdziwe zagrożenia, a jednocześnie podatny na najbardziej prymitywne manipulacje. Wojna PiS i antyPiS kiedyś się zakończy, a jakiś milion tych wyborców pozostanie z nami jak bohaterowie filmu „Świt żywych trupów”.
Tymczasem proste stwierdzenia odróżniające czarne od białego, prawdę od fałszu, nie wymagają wyżyn intelektu.
Krytyka Unii Europejskiej to nie Polexit.
Toast z politykiem PiS na urodzinach u Mazurka to nie hajlowanie z NSDAP.
Opinie Brukseli to nie święte objawienia.
Sprzeciw wobec liberalizmu nie oznacza prorosyjskości.
Strzeżenie granic to nie okrucieństwo.
Pomnik Lecha Kaczyńskiego to nie kult jednostki.
Publiczna pamięć o Janie Pawle II to nie państwo wyznaniowe.
Pamięć o Narodowych Siłach Zbrojnych to nie antysemityzm.
Krzyże w urzędach to nie kościelna okupacja.
Macierzyństwo to nie tortura (ani udręka).
Ubieranie chłopca w spodnie i zabawa w wojnę to nie homofobia.
Suwerenność Polski to nie faszyzm.
Polska to nie „ten kraj”.
Czy powyższe sformułowania są oczywiste?
Wygłaszając je przed wielbicielami totalnej opozycji, można wywołać niezły spektakl paranoi lub nienawiści.
OBEJRZYJCIE TAKŻE NAJNOWSZE BEZ SPINY:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS