Z urodzenia nowotarżanin, od 30 lat zakopiańczyk. Na Podhale24.pl zakończyliśmy publikację powieści Andrzeja Finkelstina pt. “Melina Lenina, czyli o tym jak Wacek odrabiał wojsko w Poroninie”. Wraz z autorem, zachęceni reakcją czytelników, publikujemy kolejne utwory Andrzeja Finkelstina – wybrane opowiadania z tomów pt. „Nokaut” i „Moje podróże autobusikiem”. Są to swobodne opowieści i spostrzeżenia na różne tematy społeczne i psychologiczne w formie opowiadań, często czarno-humorystycznych, zazwyczaj mające drugie dno i morał. Kolejne opowiadania publikujemy co wtorek na Podhale24.pl. Dziś “Krótka historia o młotku, sierpku i użytkownikach”.
1. Pewnej kwietniowej nocy, dosyć dawno temu, a konkretnie w drugiej połowie XIX w., w nikomu nieznanym azjatyckim zaścianku w rodzinie uszlachconego nauczyciela i jednocześnie inspektora szkół ludowych urodził się długo oczekiwany syn. Ku ogromnemu zdumieniu rodziców miał wyjątkowo mocne azjatyckie rysy, chociaż po matce był koktajlem szwedzko, niemiecko, żydowskim, a po ojcu typowym wschodnioeuropejskim indoeuropejczykiem. Niestety były to czasy, kiedy nikt jeszcze nie znał się na aberracjach chromosomowych, objawiających się nadliczbowym chromosomem pary 21-szej. Dostrzeżono, więc u chłopca jedynie efekt końcowy owego błędu, to jest zmarszczki fałdu powiekowego oraz wyraźnie rzucające się w oczy skośne ustawienia szpar powiekowych nadające twarzy wygląd przypominający rysy rasy mongolskiej. W późniejszych latach wyszły na jaw jeszcze inne wady, takie jak niedorozwój umysłowy, szerokie i krótkie dłonie, zaburzenia linii papilarnych i niedorozwój narządów płciowych – który to zadecydował o wątłym zainteresowaniu płcią przeciwną i braku potomstwa. Mankamentem tamtych czasów było to, że nie zorientowano się o błędzie genetycznym u chłopca, bowiem nauka zajmująca się taką problematyką jeszcze nie istniała. Zaletą zaś było to, że pomimo braku podobieństwa do rodziców, ostatecznie przeszło się z nad problemem do porządku dziennego. No, może poza jednym, historycznie nieistotnym, szczegółem. Otóż, ojciec, dostojny inspektor szkół ludowych, chciał zabić matkę za to, że oddała się jakiemuś Mongołowi, chociaż nie wiedział jak do tego mogło dojść, gdyż po pierwsze nie było w okolicy żadnych Mongołów, a po drugie wiedziony chorobliwą zazdrością, zaraz po ślubie zamontował jej wiecznie rdzewiejący pas cnoty. Bijąc ją, popychając i targając z furią za włosy, nie dawał wiary wyjaśnieniom i zapewnieniom o wierności, dając jednocześnie upust swej frustracji i zranionej męskiej dumie. Cóż, uznał, że cuda niepokalanego poczęcia się nie zdarzają. No może jeden, jedyny raz w historii, ale to bardzo odległy w czasie temat. Ostatecznie pogodził się z myślą o przyprawieniu sobie rogów, przyjął na łono swej rodziny, jak mniemał bękarta i postanowił wychować jak swojego. Dziecku dał na imię Władimir. Chłopiec od samego początku przejawiał dziwne i mocno odchylone zachowania. Jego ulubionymi zabawkami były młotki. Nikt w rodzinie nie był w stanie przewidzieć, do czego to w przyszłości doprowadzi. Młotek – jedno z najstarszych narzędzi używanych przez człowieka, służące do uderzania w materiał w celu jego obróbki, stał się nieodłącznym atrybutem małego Wołodii. Chłopiec nieustannie z pietyzmem i czułością tulił go do serca. Obuch i zintegrowany z nim trzonek, stanowiły najlepszą na świecie zabawkę dla Wołodii. Kiedy podrósł i wreszcie przemówił, jego pierwszym wypowiedzianym słowem był rzeczownik: młotek. Młotek, młotek i młotek, nic tylko młotek! Ojciec dostawał szału na widok dziecka z młotkiem. W końcu jednak odpuścił i pozwolił na poszerzenie wiedzy chłopca w tematyce młotków. Z czasem nawet zaczął zabierać go na wycieczki do różnych kuźni i fabryk, gdzie podstawowym narzędziem pracy były młoty. W salonie swego, niezbyt dużego urzędniczego, mieszkania urządził mu kolekcjonerski gabinet. Zgromadził w nim dziesiątki różnych młotków. W kolekcji znalazły między innymi: młotek blacharski, młotek ciesielski, młotek murarski, młotek stolarski, młotek kuchenny, młotek rzeźbiarski, młotek jubilerski, młotek kamieniarski, młotek zegarmistrzowski, młot bojowy a nawet sierp i młot. A wszystko to było pięknie oprawione i opisane.
2. Jakimś dziwnym trafem, wbrew naturze i współczesnej wiedzy, chłopiec się rozwijał jako tako, żeby nie rzec nieźle. Rozwijał się może trochę wolniej niż inne dzieciaki i może w trochę innym kierunku, ale jednak. Udało mu się nawet skończyć szkołę średnią, być może dzięki wpływom swojego ojca nauczyciela i jednocześnie inspektora szkół ludowych. Szokiem jednak było to, że dostał się na studia, choć oczywiście nie bez problemów. Tymczasem w jego pokręconym genetycznie umyśle lęgły się przeróżne nierealne teorie i idee. Ciągle mówił o jakiejś dziwnej równości mas dzierżąc w dłoni młotek tak mocno, że sok z trzonka wyciskał. By móc zrealizować te teorie, trzeba by wyciąć w pień setki tysięcy ludzi i dopóki były to teorie opóźnionego studenta, nikomu nic nie groziło. Jednak pewnego dnia, oczarowany działaniami swego – wydawać by się mogło, normalnego – brata Olka, został działaczem rewolucyjnym. Gdy więc banda nawiedzonych głupków przyłączyła się do niego założył ugrupowanie polityczne, a jej symbolem został sierpek i młotek. Sierpek i młotek jako znak ludowładztwa symbolizować miał ideę dyktaury, realizowaną poprzez rządy młotowatych robotników i sierpowatych chłopów. Zatem, gdy uznano go za wroga ówczesnej władzy przyjął tajny, nikomu nieznany pseudonim, a utworzył go od nazwy syberyjskiej rzeki Leny płynącej w innym niż Wołga – północnym kierunku. I w taki oto sposób nasz Wołodia z powodu nadliczbowego chromosomu został teoretykiem i ideologiem odioideomizmu i jak się później okazało jego teorie nie wzięły się znikąd.
3. Tymczasem w innej, bardziej cywilizowanej i nieco milszej części świata, a konkretnie na terenie dzisiejszych Niemiec, żyło dwóch nieco starszych od naszego Wołodii luzaków. Obaj panowie byli raczej całkowicie normalni, chociaż – co dziwne – jeden utrzymywał drugiego wraz z rodziną i nie wiadomo czy to z miłości, zwyczajnej filantropijnej dobroci, czy też z jakiegoś innego powodu. Jako, że chcieli być sławni, a nie chciało się im zbytnio pracować zaczęli wymyślać różne populistyczne teorie. Starszy z nich Karol, luteranin z żydowskim korzeniem był wykształciuchem, lubił kobiety, wino i śpiew. Młodszy, Fryderyk, bardziej ascetyczny, był synem właściciela zakładów włókienniczych w Anglii, a że nie skończył żadnej przyzwoitej szkoły poza podstawówką został twórcą socjalu nieukowego. Mało tego stworzył pojęcie materiału dietetycznego dla mas. Jak wiec wynika z naszej opowieści twórcą tak ważnego nurtu w teorii mas został nieuk i próżniak. Dowiedziawszy się o nich nasz wschodni bohater Wołodia, przeczytał wszystkie ich zamajaczone i zagmatwane wypociny. Niestety wziął je zbytnio do siebie, zaadoptował i zastosował we wschodnich warunkach. Dzięki tej wiedzy opanował, spragniony populizmu lud kraju, w którym mieszkał. Rozpętał wszechobecny terror, rozstrzelał większość opozycjonistów, burżujów, duchownych i innych zbędnych w społeczeństwie wykształciuchów. Upaństwowił przemysł i zniósł gospodarkę rynkową. Krótko mówiąc spieprzył wszystko, co można było spieprzyć. Mało tego, dążył do zniesienia, tak ukochanego przez wszystkich, pieniądza. Na szczęście nie udało mu się to. Niestety za pomocą bandy zacietrzewionych i mściwych głupków, przy wykorzystaniu zagarniętej władzy i uznanej za swoją, teorii Karola i Fryderyka, zniweczył przyszłość sporej części świata. I szkoda tylko, że miał tylu wiernych, pełnych zapału naśladowców i modyfikatorów, chociażby takich jak: Lew, Róża, Karl, Antonio, Anton, Feliks, Józef, Mao, Josip, Ernesto i Fidel.
Jak można się domyślić, wszystkiemu winny okazał się splot różnych okoliczności; specyficzny pasztet złożony z ciemnoty ludzkiej, z żądzy władzy, zacietrzewienia, nienawiści, ubóstwa, głodu, marzeń, lenistwa, braku sprawiedliwości społecznej i dobrej władzy, i być może z dodatkowego chromosomu 21-szego.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS