Kampania wyborcza się rozkręca. Kandydaci na radnych obeszli wiele domów, zbierając podpisy poparcia na listach. Teraz patrzą na nas z banerów, rozdają ulotki, gazetki i skromne prezenciki: ciasteczka, rzeżuchę na święta, kwiatki, cukierki itp.
W oczach dwoją się, a nawet troją, nazwiska kandydatów na banerach. Jest ich tym razem wyjątkowo dużo. Gdyby płoty umiały mówić, opowiedziałyby pewnie nie jedną historię walki o miejsce. Na niektórych płotach mamy nie jeden baner, ale całe galerie. Trzeba się dobrze wczytać chcąc wiedzieć do jakiej rady startuje dany kandydat, albo do kogo należy serce będące leitmotivem tej kampanii w wielu miastach Polski.
Kto korzysta z tzw. mediów społecznościowych, ten wie, że to, co tam się dzieje, jest trudne do ogarnięcia. Setki filmików, rolki, tworzone na potrzeby kampanii autobiografie, wywiady z samym sobą, twarze wymuskane przez photoshopa, fotografie z sesji zdjeciowych, nowe zdjęcia profilowe podbite lajkami fanów i postami pełnych zachwytu fanek. Można się tam poczuć, jak w prawdziwym świecie celebrytów.
Przyglądając się temu wszystkiemu, rodzi się pytanie: kogo my właściwie mamy 7 kwietnia wybierać: burmistrzów i radnych czy jakieś gwiazdy?
Niektórzy samorządowcy w tym internetowym celebryckim świecie ulokowali się już dawno. Autopromocji poświęcają mnóstwo czasu od pięciu lat. I tylko od wyborców zależy, czy takich właśnie gospodarzy chcą mieć nadal. Do celebryckiego świata samorządowego dołączają niektórzy kandydaci na radnych.
Dziennikarz z Tychów, Jarosław Jędrysik, o kandydatach na radnych napisał w swoim felietonie tak: “Nie spodziewam się po kandydatkach i kandydatach większych konkretów w tej kampanii samorządowej, bo też prawie nikogo one nie interesują. Chciałoby się powiedzieć: taka kampania, jacy wyborcy… Celebryctwo kandydatów nie jest jednak jeszcze najgorsze. Najsmutniejsze jest to, że oni nie rozumieją, jaka jest rola radnych. To przede wszystkim kontrolowanie poczynań wójta, burmistrza, prezydenta czy starosty. Czuwanie, m.in. poprzez komisję rewizyjną, jak wydaje pieniądze. Radny ma być niezależny i konstruktywnie krytyczny. Tymczasem, odkąd umocniła się władza włodarzy (wójtów, burmistrzów, prezydentów), wybieranych w bezpośrednich wyborach na kilka kadencji, funkcje kontrolne radnych zanikają. Do rad gmin, miast i powiatów pchają się ludzie zależni zawodowo od wójta, burmistrza czy prezydenta. Po co mi radni, którzy będą obawiać się patrzeć na ręce włodarza, bo ten wypłaca im co miesiąc pensję?
Kolejne pytanie brzmi: czy kandydaci na radnych, którzy z banerów zachęcają mieszkańców do głosowania na siebie, po wyborze postawią się lokalnej władzy (narażą się jej), kiedy ci mieszkańcy przyjdą do nich z problemem spowodowanym przez tę władzę? Jeśli nie, to po co mi tacy radni”.
Z takimi refleksjami zostawiam Czytelników na kolejne dni kampanii.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS