A A+ A++

Stosowanie na potęgę witamin dla koni, sprowadzanie z krajów azjatyckich mieszanek ziół o nieokreślonych składnikach, pozyskiwanie bez konsultacji lekarskiej leków na „profilaktyczne” odrobaczanie, stosowanie drogich nalewek na bazie mocnych alkoholi albo całkowita rezygnacja z warzyw – z takimi dietetycznymi “wynalazkami” dr Emilia Kałędkiewicz spotyka się w codziennej praktyce. Dlaczego tak się dzieje? Nie weryfikujemy treści z internetu, przyjmujemy, że ktoś popularny na pewno przekazuje właściwe informacje, a to często naprawdę nie idzie w parze. Dla pacjenta onkologicznego warto przygotować rzetelną, zindywidualizowaną propozycję żywieniową, która wesprze go na wielu etapach procesu leczenia – dodaje ekspertka. Jak to zrobić i na co warto zwrócić uwagę?

Młodsi częściej szukają w sieci samodzielnie, starsi są z reguły motywowani przez otoczenie. Skąd warto czerpać wiedzę o odpowiedniej diecie, a skąd na pewno NIE WARTO?

To jest dobre pytanie i cieszę się, że od niego zaczynamy. Źródła, z których czerpiemy wiedzę z zakresu medycyny i żywienia są niezwykle istotne ze względu na potencjalne zagrożenia dla zdrowia, a nawet życia. Ja z następstwami złych wyborów źródeł wiedzy mam do czynienia w zasadzie każdego dnia: stosowane na potęgę witaminy dla koni, sprowadzane z krajów azjatyckich mieszanki ziół o nieokreślonych składnikach, pozyskiwane bez konsultacji lekarskiej leki na „profilaktyczne” odrobaczanie, drogie nalewki na bazie mocnych alkoholi to tylko wierzchołek góry lodowej. Do tego coraz powszechniejsze diety ketogeniczne, często komponowane na własną rękę i z uwzględnieniem jedynie bilansu tłuszczów, a nie jakości
składników, które ów tłuszcz niosą – dwie kiełbasy wołowo – wieprzowe, sześć plastrów wysokotłuszczowego żółtego sera, cztery jajka smażone na maśle z dodatkiem boczku oraz miska tłustego twarogu, do tego kawa z czubatą łyżką masła – to śniadanie osoby, z którą miałam konsultację w poprzednim tygodniu. Wszystko w myśl osiągnięcia stanu ketozy. Dodatkowo mamy coraz więcej samozwańczych ekspertów bez wykształcenia kierunkowego. Bardziej zuchwali potrafią wypowiadać się ubrani w biały fartuch tworząc przy tym mylne wrażenie uprawiania zawodu medycznego. Znaczna część z nich intencjonalnie skupia się na kontrowersyjnych hasłach, aby zaistnieć w sieci. Przykładem ostatnich tygodni jest namawianie do niejedzenia warzyw z uwagi na ich potencjał kancerogenny. Brzmi jak nieśmieszny żart. Są jednak osoby, które głoszą podobne “mądrości” i są otoczone internetowymi fanami.  W poprzednim miesiącu działania takiego samozwańczego medyka zgłosiło mi kilkunastu pacjentów, którzy prosząc o weryfikację przedstawianych przez niego treści, byli przekonani, że jest on lekarzem. To bardzo niebezpieczne zjawisko. Poza chemioterapią, radioterapią, immunoterapią i innymi rodzajami leczenia onkologicznego chorzy chcą sobie pomóc na wielu frontach. Co tam na wielu – na wszystkich możliwych. Aktywność, dieta, sen, joga, oddech, CBD, ashwaganda, grzyby reishi, suplementy. Nie ma w tym nic złego, o ile jest to pomoc pod kontrolą specjalisty z danego obszaru, czyli dieta u dietetyków, aktywność u trenerów, rehabilitacja u fizjoterapeutów, sen u psychoterapeutów itd.

Jak w takim razie szukać wiedzy?

Warto dobierać źródła oparte na faktach. Doskonały tutaj byłby Pubmed, ale nie każdy odnajdzie się w medycznej nomenklaturze. Dobrze, jak pod artykułem, który czytamy, podane jest źródło – to już coś. Niestety, tymi źródłami też dość łatwo manipulować, dlatego dobrze sprawdzać, kim jest wypowiadający się na dany temat specjalista, jakie ma wykształcenie, praktykę.Jeśli chcemy porozmawiać o żywieniu podczas leczenia onkologicznego wybierzmy dietetyka, który specjalizuje się w chorobach nowotworowych, pracuje z pacjentami w trakcie terapii onkologicznej lub będącymi w remisji. Jeśli okaże się, że osoba, która chce nam podpowiadać w kwestii żywienia z wykształcenia jest sportowcem, aktorem lub tancerzem – zachowałabym ostrożność. Tutaj też pojawia się wątek celebrytów promujących konkretne diety czy suplementy. Takie osoby mają w social mediach masę obserwatorów, którzy nieświadomie przekładają rozpoznawalność na zaufanie. Podsumowując: szukajmy specjalisty z wykształceniem medycznym i doświadczeniem w obszarze danej dziedziny. Szukajmy literatury i prasy popartej badaniami – mamy na to określenie EBM – Evidence Baseb Medicine, czyli medycyna oparta na faktach, dowodach.Zachowajmy czujność wobec poglądów i rozwiązań, które wydają nam się kontrowersyjne. Weryfikujmy, sprawdzajmy.

Wielu pacjentów onkologicznych po diagnozie “rozpada się” emocjonalnie, są w rozpaczy. To chyba nie jest idealny czas na plany żywieniowe.

Z tym jest różnie. Spotykam osoby, które działają na chłodno, zadaniowo i po diagnozie rozpisują plan działania – psychoonkolog, dietetyk, rehabilitant itp. Trafiając do mnie często proszą właśnie o przygotowanie spersonalizowanego planu żywienia na każdy dzień tygodnia. Rzadko się na to zgadzam, ponieważ w trakcie leczenia może to nie mieć większego sensu. Dlaczego? Leczeniu onkologicznemu, jakim jest chemioterapia, radioterapia czy zabiegi operacyjne towarzyszy wiele skutków ubocznych. Mogą pojawić się nudności, wymioty, brak apetytu, biegunki, dysfagia czy metaliczny posmak w ustach. W takich sytuacjach rozpisywanie planu żywieniowego byłoby z mojej strony zwyczajnie nieuczciwe i nadużywałoby nieświadomość pacjenta. Utrzymanie konkretnego schematu żywienia na etapie intensywnego leczenia może być niezwykle ciężkie, wręcz niemożliwe, dlatego warto z tym zaczekać. Jednak tak reagująca na diagnozę grupa pacjentów jest w mniejszości. Częściej mam do czynienia ze wspomnianym przez Panią scenariuszem, w którym pojawia się rozgoryczenie, rozpacz, poczucie niesprawiedliwości, niechęć do działania, zwątpienie. Wówczas ważniejsze wydaje mi się nawiązanie współpracy z psychoonkologiem, który do konsultacji z dietetykiem nas przygotuje. W takiej sytuacji również rozpisywanie planów żywienia nie jest dobrym pomysłem – bardziej wyznaczenie prostych kroków dotyczących żywienia, omówienie tego, co może się zadziać i jak w danej sytuacji postępować. Przygotowanie na potencjalne skutki uboczne, oszacowanie ile mogą one potrwać, uprzedzenie co powinno nas zaniepokoić, a co dobrze zaakceptować. Przykładem z mojej praktyki może być tutaj często obserwowana reakcja pacjentów na zmieniające się w wyniku leczenia wyniki morfologii. Wiele osób rozpoczynając chemioterapię nie ma świadomości, że krew bardzo mocno reaguje na podawane leki i jest to wpisane w schemat leczenia. Spotykając się z pacjentem jeszcze przed rozpoczęciem leczenia, mam możliwość uprzedzenia o tym, przygotowania, uspokojenia. To bardzo pomaga. Niestety są również osoby, które trafiają do mnie po zakończeniu leczenia. Często z bólem wspominają skutki uboczne terapii, którym byli poddawani. Z wizytą u dietetyka onkologicznego czekali do chwili, aż dolegliwości wynikające z leczenia ustąpią, układ pokarmowy zacznie prawidłowo funkcjonować i będą mogli jeść tak jak przed chorobą. Brak świadomości, że opieka i wsparcie żywieniowe wdrożone jeszcze przed rozpoczęciem leczenia mogą łagodzić skutki uboczne terapii sprawia, że spotykamy się dopiero na ostatnim etapie leczenia. To duży błąd. Wdrożenie odpowiedniego żywienia jest tym skuteczniejsze, im szybciej nastąpi. Podobnie jak z wykryciem choroby nowotworowej. Im szybciej zostanie postawiona diagnoza i wdrożone leczenie, tym większe są szanse na powrót do zdrowia.

Co powinno być fundamentem diety pacjenta onkologicznego? Czy da się wyznaczyć takie najważniejsze elementy?

Przede wszystkim dostosujmy żywienie do skutków ubocznych leczenia oraz starajmy się słuchać własnego ciała i tego, co nam podpowiada na danym etapie. Jeśli po wypiciu superodżywczego i bardzo popularnego podczas leczenia onkologicznego soku z buraka mamy biegunkę – oznacza to, że ów sok nie jest dla nas dobrym rozwiązaniem. Przynajmniej nie na tym etapie leczenia lub nie w tak dużej ilości. Możemy spróbować zmniejszyć jego porcję lub czasowo wykluczyć. Reagowanie na skutki uboczne wydaje mi się kluczowe. Jeśli dokuczają nam zaparcia spróbujmy włączyć więcej błonnika i pamiętajmy o odpowiedniej ilości wypijanych płynów. Jeśli ciało na to pozwala, pójdźmy na spacer – ruch jest tutaj
świetnym lekarstwem. Gdy pojawiają się biegunki sięgajmy po potrawy zapierające – jasny chleb orkiszowy, kasza jaglana, płatki owsiane z duszoną gruszką. Na jakiś czas zapomnijmy o tym, że żytnia, pełnoziarnista kanapka z rukolą, awokado, kiszonym ogórkiem i hummusem byłaby bardziej odżywcza niż biały ryż z duszonym jabłkiem – oczywiście, że by była, ale nie w sytuacji, w której zjedzenie jej będzie pogłębiać biegunkę oraz skutkować bólem brzucha lub wymiotami. Jeśli leczenie nie przysparza nam problemów z przewodem pokarmowym starajmy się jeść duże ilości różnokolorowych warzyw – tam są antyoksydanty, witaminy, substancje aktywne. Możemy jeść je na surowo w postaci surówek i sałatek lub/oraz w postaci kremowych zup z brokułów, pomidorów, kalafiora, cukinii – ilość opcji jest niemal nieskończona. Do tego dobre źródła białka – również w postaci roślin strączkowych np. delikatnej i bardzo odżywczej czerwonej soczewicy, która może być obecna w diecie osoby leczonej onkologicznie i nie zawsze trzeba ją wykluczać. Do tego źródła wielonienasyconych kwasów tłuszczowych, a także błonnik usprawniający trawienie. Pojawić się również powinny różnorodne kasze i pełne ziarna będące źródłem złożonych węglowodanów – ich również potrzebujemy podczas leczenia onkologicznego. Kropką nad „i” niech będą zielone liście natki pietruszki lub jarmużu oraz garść orzechów i pestek – jeśli sprawiają problem, możemy je wcześniej namoczyć oraz zmiksować w koktajlu lub zupie. Do tego rozsądna suplementacja, która będzie dopełnieniem całości.

Mamy wiele wskazówek i porad, czas na pytanie o wyniki. Bywa, że udaje się faktycznie zmienić funkcjonowanie pacjenta m.in. dzięki edukacji żywieniowej?

Takich osób było wiele, ale w tej chwili przed oczami mam panią Anię, lat 58, pacjentkę w trakcie leczenia raka piersi. Pani podczas rozmowy przyznała mi się, że przyjmuje właśnie wspomniane wcześniej witaminy dla koni. „Dlaczego dla koni, a nie takie dla ludzi?” – zapytałam. „Bo te dla koni mają wyższe dawki i przez to szybciej zadziałają, a ja nie mam czasu, aby czekać” – odpowiedziała. „Dobrze, a czy poziom suplementowanej witaminy był wcześniej oznaczany we krwi, czy był zdiagnozowany niedobór i jaki?” – zapytałam. Pacjentka odpowiedziała, że poziom był badany i wyszedł poniżej normy, stąd suplementacja. Ucieszyłam się, że został oznaczony, to już coś, ale gdy zapytałam co dalej, kto zlecił zakup tego suplementu i od kiedy go przyjmuje, usłyszałam, że Pani bierze go od pół roku codziennie. Osobą, która doradziła konkretny suplement i jego dawkę była znajoma, z którą Pani Ania spotykała się podczas chemioterapii. Opisana sytuacja była niebezpieczna, ponieważ wysokie dawki suplementu (dla koni dawki są potężne), a jednocześnie przyjmowane przez dłuższy czas bez kontroli (moja pacjentka brała je pół roku) mogą mieć działanie toksyczne, co w efekcie nie pomoże w leczeniu, ale znacznie je utrudni. Oto co było dalej: poprosiłam o oznaczenie poziomu witaminy D i moje przypuszczenia się potwierdziły – stężenie witaminy osiągnęło poziom toksyczny. Na moją prośbę Pani Ania odstawiła suplementację witamin dla koni oraz kilku innych preparatów wielowitaminowych, które jak się okazało w składzie również miały witaminę D. Już po kilku tygodniach pacjentka zauważyła, że dolegliwości, które wcześniej łączyła z chemioterapią zaczęły ustępować – częste oddawanie moczu, bóle brzucha i bardzo dokuczliwe nudności zaczęły się wyciszać. Dzięki temu mogłyśmy rozszerzyć dietę i włączyć do niej wiele produktów, które z uwagi na wcześniejsze bóle brzucha pacjentka wykluczyła z jadłospisu. W diecie na nowo pojawiły się surowe warzywa, koktajle owocowe, orzechy i kiszonki. Na dalszym etapie włączyłyśmy również żytni chleb na zakwasie i grube kasze. W efekcie Pani Ania odzyskała energię, co pozwoliło włączyć dłuższe spacery z kijkami. Ostatecznie bardzo dobrze przeszła przez leczenie. Teraz jest w remisji. Witaminę D na nowo suplementuje, ale w dawce już nie końskiej, a ludzkiej – pod moją kontrolą. Poziom witaminy na moją prośbę regularnie sprawdza, aby utrzymać optymalne stężenie.

Dr Emilia Kałędkiewicz, dietetyczka kliniczna, osoba z wieloletnim doświadczeniem w pracy z pacjentami onkologicznymi. Założycielka poradni Profilaktycznej Dietetyki Onkologicznej NutriV. Autorka badań dotyczących wpływu sposobu żywienia na powstawanie i rozwój nowotworów piersi u kobiet w ramach pracy doktorskiej prowadzonej na Warszawskim Uniwersytetem Medycznym. Twórczyni artykułów naukowych ukazujących się w wielu polskich i międzynarodowych wydawnictwach medycznych. Jej zawodowy cel i główny motywator to zmiana nawyków żywieniowych tak, aby mniej osób doświadczało chorób nowotworowych. Prywatnie fanka windsurfingu i biegania. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicjanci z drogówki zatrzymali kierowcę audi za przekroczenie prędkości o 74 km/h
Następny artykułRodzinne spotkanie z Witkacym w MOK już w tę niedzielę