A A+ A++

Mindestlohn – tak po niemiecku nazywa się płaca minimalna – jest podnoszone okresowo we wszystkich branżach. Na podwyżkę mogą liczyć także pracownicy branży opiekuńczej.

Jak podaje faz.net, do 1 kwietnia 2022 stawki dla opiekunów niewykwalifikowanych wzrosną z 10,85 euro (na wschodzie Niemiec) i 11,35 euro (na zachodzie) do 12,55 euro w całym kraju. Wykwalifikowani pracownicy dostaną od 1 lipca 2021 r. po 15 euro na godzinę, a od 1 kwietnia 2022 r. – 15,40 euro.

Radykalna podwyżka, która będzie kosztowała niemiecki budżet miliardy euro, ma pomóc w znalezieniu rąk do pracy. Niemcy to jedno z najszybciej starzejących się społeczeństw. Z 83 mln mieszkańców już co piąty ma co najmniej 65 lat. Tymczasem opiekunów brakuje.

Obejrzyj: Exodusu Ukraińców do Niemiec nie będzie

Niemieckimi seniorami bardzo często zajmują się Polacy. Wg oficjalnych statystyk może chodzić o 200 tys. osób. Jednak gdyby zsumować to z tymi, którzy pracują “na czarno”, mogłoby się okazać, że w Niemczech jest pół miliona polskich opiekunów.

Na Facebooku są grupy stworzone przez takich pracowników. Największa ma 38 tys. członków. Gdy zapytałem forumowiczów, czy cieszą się z zapowiadanej podwyżki płacy minimalnej, włożyłem kij w mrowisko.

“To wszystko ładnie, ale to dotyczy niemieckiego personelu, z niemieckimi uprawnieniami do wykonywania zawodu” – napisała pani Katarzyna.

Pani Lidia skomentowała: “O d… rozbić tę debatę. Polskie opiekunki pracują na granicy prawa polskiego i niemieckiego”

“Dobrze jest tylko firmom, które nas zatrudniają za marne grosze i jeszcze mają czelność mówić, że to są dobre stawki” – odpisała pani Maria.

Okazuje się, że wielu osób podwyżka nie obejmie, ponieważ nie mają niemieckich etatów. Są delegowani do pracy zagranicą na podstawie umów zlecenia przez polskie agencje. Na rynku działa nawet kilkadziesiąt takich firm. To one dyktują warunki współpracy. Niekiedy patologiczne warunki.

– Jestem w zawodzie od 15 lat. Gdy zaczynałam były umowy o pracę. Gdy weszły umowy zlecenia sytuacja stała się nieciekawa – opowiada pani Marlena.

– Nie mamy pensji minimalnej, tylko dostajemy stawkę za zlecenie. Im cięższa oferta tym większa pensja. Umowa zlecenie mimo opłacania składek nie liczy się do lat pracy, a składki są w bardzo sprytny sposób omijane – dodaje.

Co godzinę na forach pojawiają się nowe oferty. W opisach zleceń są informacje o pacjentach, miejsce i czas trwania zlecenia (od jednego do kilku miesięcy), wymagania wobec opiekuna i stawki: od 1300 do 2000 euro.

O co chodzi z omijaniem składek? Wystarczy zajrzeć do umowy. Kwota wpisana jako wynagrodzenie za wykonaną pracę wynosi 40 euro za 160 godzin miesięcznie. Reszta jest rozliczana jako dieta za pracownika delegowanego. Opiekunka dostaje na konto tyle, ile pojawia się w ogłoszeniu. Dzięki temu agencja może opłacić za pracownika możliwie najniższą składkę na ZUS.

(Archiwum prywatne)

Kwota wpisana jako wynagrodzenie za wykonaną pracę wynosi 40 euro za 160 godzin miesięcznie. Reszta jest rozliczana jako dieta za pracownika delegowanego. (Fot: Money.pl)

Pracownicy godzą się na takie warunki, bo mają obietnice względnie wysokich zarobków. Pani Marlena przyznaje, że w Polsce na taką pensję musiałaby pracować trzy miesiące. Ale coś za coś. Nasza rozmówczyni przyznaje, że aby zarobić 1500 euro musi się naprawdę naharować.

– W umowie mam zapisane, że pracuję 42 godziny tygodniowo. Ale reszta to czuwanie i bycie w gotowości niesienia pomocy. Ta praca potrafi być wyczerpująca fizycznie i psychicznie – wyjaśnia.

Na forach niektórzy żartują, że gdy agencja ma w nazwie 24, to trzeba się przygotować na pracę przez całą dobę. Na miejscu często okazuje się, że trzeba się zajmować nie tylko pacjentem, ale też jego pupilami. Z kolei sami podopieczni wymagają niekiedy szczególnej uwagi. Chodzi np. o osoby z zaburzeniami psychicznymi, które stanowią zagrożenie dla siebie i innych.

– Czasem tak naprawdę jedziemy w nieznane. Stan zdrowia podopiecznego, jak i warunki panujące na miejscu bardzo często odbiegają od tego, co zostało przedstawione przez firmy – wyjaśnia pani Ula.

– Spędziłam dwa tygodnie w miejscu, które było brudne. Wyglądało tak, jakby nikt tam nie sprzątał od 10 lat. Ze ścian zwisały pajęczyny i odpadały tapety. Z toalety nie dało się korzystać. Dodatkowo nie miałam przerw, bo podopieczny non stop wymagał mojej uwagi – dodaje.

Panu Ula opowiada, że pacjent potrafił krzyczeć i być wulgarny. Kobieta poinformowała o wszystkim agencję, w której pracowała. – Co zrobiła firma? Wysłała kolejna opiekunkę na moje miejsce, a mi potrąciła z wynagrodzenia pieniądze za podróż, bo zrezygnowałam.

(Archiwum prywatne)

Często w umowach o współpracy pojawiają się zapisy o wypłacie odszkodowania, gdyby doszło do odwołania zlecenia z winy zleceniobiorcy. (Fot: Money.pl)

To i tak najlżejsza z możliwych “kar”, jakie mogły spaść na panią Ulę. Często bowiem w umowach o współpracy pojawiają się zapisy o wypłacie odszkodowania, gdyby doszło do odwołania zlecenia z winy zleceniobiorcy. Wysokość kary? 4000 euro.

Wątpliwych praktyk, których dopuszczają się agencje jest znacznie więcej. Problemem jest nadużywanie prawa do delegowania pracowników. Zgodnie z unijnymi przepisami taki pracownik powinien część swoich prac wykonywać w Niemczech, a część w Polsce. Chodzi np. o usługi marketingowe, promocyjne czy szkoleniowe. To wszystko to fikcja.

– Firmy zawsze dają do podpisania dokumenty dotyczące pracy w Polsce. Tzn. pracuję dwa miesiące w Niemczech i oprócz umowy dotyczącej konkretnego zlecenia, dostaje do podpisania kolejny dokument z fikcyjnymi danymi, że oprócz pracy w Niemczech pracowałam też w Polsce – opowiada pani Ula.

I wreszcie, opiekunowie z którymi rozmawialiśmy nie mają złudzeń, że ich praca przypomina etat i wedle takiego stosunku powinna być regulowana. To zdanie podzielają również eksperci. Radca prawna dr Katarzyna Styrna zwraca w swoich publikacjach uwagę na to, że w umowach zleceniach opiekunek są zapisy charakterystyczne dla umów o pracę.

Przykład? Podleganie wskazówkom i poleceniom zleceniodawcy, obowiązek osobistego świadczenia pracy, rozliczanie czasu pracy, zapewnienie bezpłatnego zakwaterowania i wyżywienia na miejscu. Także niemieckie urzędy kwestionują fikcję samozatrudnienia pracowników.

Dla polskich agencji oznaczałoby to, że powinny opłacać pełne składki za opiekunki. Aby osiągnąć niemiecką pensją minimalną przy wynagrodzeniu netto 1470 euro do niemieckiego ZUS-u powinno trafiać od pracodawcy 2440 euro.

komentarze

irytujące

Napisz komentarz

1h temu

IgaW życiu nie pojechała bym opiekować się Niemcami. Zawsze mieli nas Polaków za nic i nadal tak jest. Trzeba mieć w życiu honor, pieniądze to nie … Czytaj całość

2h temu

Beata GlińskaChyba trzeba wyraźnie powiedzieć.. to POLSKIE agencje pracy oszukują te kobiety!!!

2h temu

EmigrantNiemcy dbaja i pilnuja swoich przepisow dla tego biora pl agencje bo w tym kraju to wolna amerykanka i polak polaka w lyzce wody utopi za eurasia.

Rozwiń komentarze (92)

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJan Paweł II o pracy w 1983
Następny artykuł2 mld złotych rekompensaty dla TVP. Sejm podjął decyzję