A A+ A++

– Usyk to najlepszy bokser jakiego widziałem w życiu. On jest niesamowity. Sprawił, że to był mecz bokserski, a nikt na świecie nie wyboksuje Usyka. Nikt! zachwycał się w sobotę nowym mistrzem wagi ciężkiej Tony Bellew. Wiedział, co mówi – sam trzy lata temu przegrał z Ukraińcem przez nokaut w ósmej rundzie, kiedy ten walczył jeszcze w wadze cruiser. Bo rzeczywiście, przeciwnik może być większy i cięższy od Oleksandra Usyka (19-0, 13 KO) – w królewskiej kategorii wagowej o to nawet nie trudno. Może być szybszy i lepiej przygotowany kondycyjnie. Jednak pod względem umiejętności czysto bokserskich wielu renomowanych pięściarzy nie ma do niego podjazdu. Równać się z nim mogą tylko nieliczni. I to biorąc pod uwagę wszystkich bokserów, bez podziału na kategorie wagowe.

EGZAMIN ZDANY NA PIĄTKĘ

A przecież przed sobotnią walką niewielu stawiało na Ukraińca. Bo jest niższy i dysponuje mniejszym zasięgiem ramion. Bo wydawało się, że w swoim poprzednim pojedynku z Dereckiem Chisorą (32-9, 13 KO) rozczarował. Wreszcie, bo naprzeciwko siebie miał Anthony’ego Joshuę (24-1, 22 KO). Wielkiego mistrza, znacznie bardziej medialnego od pretendenta. Oczywiście, możemy mówić, że prezencja nie gra roli. Lecz na tle łysego, ledwo dukającego po angielsku kozaka z tradycyjnym wąsem i przerwą między zębami, której nie powstydziłby się Tomasz Karolak, elokwentny Joshua ze swoją muskulaturą i śnieżnobiałym uśmiechem prezentował się niczym bokserski arystokrata.

Ale być może właśnie walka z Chisorą zakrzywiła obraz Usyka. Oczywiście, pięściarz pochodzący z Zimbabwe jest boksersko o klasę gorszym zawodnikiem od AJ-a. Lecz jego agresywny styl i chęć wywierania ciągłej presji wydaje się najlepszą taktyką, jaką tylko można podjąć przeciwko Ukraińcowi.

Joshua wprawdzie jest bokserem lepszym od Derecka, ale przy tym wyraźnie innym stylowo. Cierpliwie czekającym na swoją szansę, trzymającym rywala na dystans, nie forsującym tempa. Można powiedzieć, że to był przeciwnik idealnie pasujący pod Usyka – ruchliwego mańkuta, którego trudno kontrolować za pomocą lewego prostego. Rzecz jasna jego uderzenia, nawet jeżeli wyglądały na wyprowadzane dość leniwie, wciąż sporo ważyły. Lecz najpierw musiał trafić ukraińskiego pięściarza. A to zdarzało się niezwykle rzadko.

Nie będziemy tu opisywać szczegółowo całej walki. Kto jej nie widział – niech żałuje. To był popis Usyka, który zdeklasował swojego rywala – głównie za sprawą genialnej techniki.

Lecz po tym starciu nasuwa się jedno, ważne pytanie…

CZY USYK ZUNIFIKUJE PASY WAGI CIĘŻKIEJ?

Na temat możliwych scenariuszy w dalszej karierze Usyka porozmawialiśmy z ekspertami – Maciejem Miszkiniem, byłym bokserem, którego często możecie posłuchać w Kanale Sportowym, oraz Piotrem Momotem, zastępcą redaktora naczelnego portalu ringpolska.pl. Wiemy, że jednym z zapisów kontraktowych w przypadku wygranej Usyka jest rewanż z Joshuą. I to najbardziej prawdopodobny scenariusz. Wydaje się, że drugi pojedynek może być znacznie bardziej wymagający dla Ukraińca. Pomimo, że wyraźnie wygrał z byłym już mistrzem, Joshua to dalej bardzo dobry pięściarz, który potrafi wyciągać wnioski z przegranego pojedynku. Jeżeli będzie potrafił zmienić swój styl na tyle, by zaryzykować i bardziej się otworzyć, ale też wywrzeć presję na Usyku, wcale nie skreślalibyśmy Brytyjczyka.

– Joshua może pokonać Usyka w rewanżu. Z Ruizem pokazał, że potrafi boksować inaczej niż pierwszej walce, jest analityczny i ma mocną psychikę, aby unieść takie obciążenie. Jeżeli chodzi o aspekty bokserskie, powinien zaboksować bardziej agresywnie. Uważam, że Anglik nie boksował fatalnie w tej walce, tylko brakowało mu… pójścia za ciosem, kiedy już trafiał. Według mnie Usyk odczuwał te uderzenia. Zatem w rewanżu kluczowe będzie pójście za ciosem i stłamszenie Ukraińca fizycznie, bez kalkulowania w kwestiach kondycyjnych. To oczywiście niesie za sobą ryzyko porażki przed czasem. Ale przy stylu walki Usyka musi zaryzykować – twierdzi Maciej Miszkiń.

Momot, choć zgadza się z diagnozą byłego boksera, to jednak jest pewien co do zwycięzcy walki rewanżowej:– Podczas sobotniej walki polscy komentatorzy DAZN powiedzieli, że Joshua nie był sobą. Nie zgodzę się z tym – on właśnie był sobą i to go ograniczało. Boksując z Usykiem na środku ringu w zasadzie przyjął jego warunki. Próbował wyboksować zawodnika, który jest od niego lepszy technicznie, szybszy, bardziej mobilny na nogach. Taki plan był z góry skazany na porażkę. W rewanżu musiałby boksować do przodu, na wysokiej presji, z dużą intensywnością ciosów i spychaniem rywala do lin. Ale to się wiąże z ryzykiem, bo Joshua pokazał, że nie ma aż tak twardej szczęki. Jeżeli mam być szczery, nie wyobrażam sobie scenariusza w którym Anglik będzie w stanie pokonać Usyka w rewanżu. W drugiej walce z Ruizem zaboksował ostrożnie, wręcz minimalistycznie. Taki boks z Ukraińcem to prosta droga do kolejnej porażki.

Oczywiście, AJ może też wziąć pojedynek na przetarcie ze słabszym rywalem. Lecz prawdę powiedziawszy, ta opcja byłaby najnudniejszą, jaką kibice mogliby sobie wyobrazić. Bo kto byłby w tym momencie zainteresowany oglądaniem angielskiej gwiazdy w pojedynku z kimkolwiek innym, niż z mistrzem? Na szczęście, do takiego scenariusza nie dojdzie. Oleksandr Krasjuk poinformował, że obóz Anglika już oficjalnie aktywował klauzulę rewanżu.

Piotr Momot:– Myślę, że nawet bez kontraktu Usyk chciałby dać Joshule rewanż. Paradoks polega na tym, że Anglik, pomimo bycia pretendentem, dalej jest magnesem, który przyciąga ludzi. Usyk broniący tytułu z kimś innym – oczywiście, poza Wilderem i Furym – nie wywołałby zainteresowania w ujęciu globalnym. Pomimo ogromnego sukcesu wciąż nie jest aż tak rozpoznawalnym nazwiskiem.

SPRAWDŹ OFERTĘ ZAKŁADÓW BUKMACHERSKICH W FUKSIARZ.PL!

Oleksandr zapewne wyczekuje również dziewiątego października i rozstrzygnięcia kolejnego – po swoim pojedynku  z AJ-em – hitowego starcia wagi ciężkiej. Mowa o trzeciej walce Tysona Fury’ego z Deontay’em Wilderem. To pojedynek o pas federacji WBC, więc gdyby w razie udanego rewanżu z Joshuą zwycięzca rzucił wyzwanie Ukraińcowi, to w końcu doczekalibyśmy się walki o unifikację czterech tytułów mistrzowskich. Biorąc pod uwagę styl obu pięściarzy, zarówno starcie z Gipsy Kingiem jak i Bronze Bomberem zapowiadałoby się pasjonująco.

Amerykanin to bokser surowy technicznie, przez kibiców złośliwie nazywany futbolistą – pierwotnie uprawiał właśnie futbol amerykański. Jednak dysponuje absolutnie najmocniejszym ciosem na świecie. Nawet jeżeli trafia rywala nieczysto, potrafi takim uderzeniem zdobić krzywdę – Artur Szpilka coś o tym wie. Usyk, odczuwający ciosy Joshuy, byłby narażony na nokaut jak nigdy wcześniej. Z drugiej strony, różnica w umiejętnościach czysto bokserskich przemawiałaby za nim jeszcze bardziej, niż w pojedynku z Joshuą.

 – Jeżeli jakimś sposobem Wilder wygrałby z Furym, to moim zdaniem Usyk spokojnie wyboksowałby Amerykanina. Przy swojej pracy nóg, inteligencji i czytaniu ringu nie miałby problemów, żeby wygrać z nim w dokładnie taki sam sposób, jak z Joshuą – mówi Momot.

Lecz naszym zdaniem najtrudniejszym przeciwnikiem dla Ukraińca byłby Tyson Fury. To bokser o warunkach fizycznych jeszcze lepszych od Joshuy – posiada aż 216 centymetrów zasięgu ramion. W dodatku jest ringowym cwaniakiem, potrafi się dostosować do rywala, czego w sobotniej walce zabrakło jego rodakowi. Jest też nieźle wyszkolony technicznie, choć nie ma za sobą kariery amatorskiej opiewającej w setki stoczonych pojedynków. Nasi eksperci są zgodni w tej kwestii:

Momot:– Fury jest trochę większą wersją Usyka. To gość, który ma warunki jak ciężki, ale porusza się niczym zawodnik z kategorii co najmniej półciężkiej jeżeli chodzi o pracę nóg czy refleks, poruszanie się w defensywie czy balans tułowiem. To talent, jaki trafia się raz na sto lat. Ale nie jest wielkim puncherem, więc raczej przewidywałbym wygraną na punkty. On byłby absolutnym koszmarem dla Usyka – jego lustrzanym odbiciem, tylko dużo większym. 

Miszkiń:– Fury jest najtrudniejszym ze wszystkich zawodników kategorii ciężkiej – dla mnie dalej numerem jeden w tej wadze. Ma niewygodny styl dla przeciwnika, gabaryty, poziom mentalny. Ale i jemu też pewne elementy w boksie Usyka mogłyby nie pasować. Na przykład szybkość – zwykle to Anglik ma przewagę w tym elemencie, ona determinuje jego luz w obronie.

Tu dochodzimy do być może największego przeciwnika obecnie panującego mistrza trzech federacji w wadze ciężkiej. Jest to upływający czas, związany z eksploatacją organizmu obecnie panującego mistrza. Usyk ze względu na bogatą karierę amatorską może znacznie szybciej spuścić z tonu. Kiedyś jego ciało po prostu się zbuntuje i powie dość. Tym bardziej, że już nie omijają go kontuzje. Jego debiut w wadze ciężkiej został przesunięty ze względu na uraz. Z tego samego powodu zmieniono też termin walki z Dereckiem Chisorą.

Może okazać się, że rywale spróbują go po prostu przeczekać. Oczywiście, nie odmówią walki jeżeli otrzymają taką propozycję, lecz mogą starać się maksymalnie przesunąć taki pojedynek. I to byłby chyba najgorszy możliwy scenariusz. Zarówno dla nas, kibiców, jak i samego Oleksandra.

CZY USYK TO NAJLEPSZY BOKSER BEZ PODZIAŁU NA KATEGORIE WAGOWE?

Na wstępie zaznaczmy, że rankingi bokserskie to rzecz bardzo subiektywna. Na czele z tym najsłynniejszym, opracowywanym przez magazyn The Ring. Ba, nie dość, że są one subiektywne, to jeszcze prowadzą do pewnych paradoksów. Przykład Usyka najlepiej to obrazuje. Według magazynu The Ring Ukrainiec zajmuje drugie miejsce na liście najlepszych bokserów bez podziału na kategorie wagowe. Pierwszą pozycję niezmiennie okupuje Saul Alvarez.

Ale poza zestawieniem P4P ten sam magazyn prowadzi też listy dla poszczególnych kategorii wagowych. A tam mistrzem, czyli najlepszym zawodnikiem wagi ciężkiej jest… Tyson Fury, posiadacz pasa The Ring. Przekładając tę sytuację na język piłki, to trochę tak, jakby w rankingu najlepszych piłkarzy świata Lewandowskiego umieścić na drugim miejscu za Messim, i jednocześnie na liście najlepszych środkowych napastników również dac go na drugim miejscu, zaraz za Haalandem. Absurd.

Ale czy po wygranej Usyka można powiedzieć, że Ukrainiec jest obecnie najlepszym pięściarzem bez podziału na kategorie wagowe, czy może jednak musi jeszcze udowodnić coś w tej kwestii?

– Trudno nad tym dywagować, ponieważ nie wiemy co Alvarez i Usyk zrobią w kolejnych pojedynkach. Moim zdaniem wciąż jedynką jest Canelo, ale kolejne pojedynki to zdeterminują. Ja cenię sobie wyżej zwycięstwo Meksykanina nad Gołowkinem, niż wygrają Usyka z Joshuą. Kazach był w trójce najlepszych pound for pound, Anglik już nie. Alvarez zdecydowanie łatwiej przeskakuje kategorie wagowe. Usyk mógłby wysunąć się na pierwsze miejsce gdyby wygrał z Furym i zunifikował pasy. Ale z drugiej strony Saul może zaraz bić się z Biwołem i Bietierbijewem w kategorii półciężkiej, posiadając wszystkie pasy w wadze super średniej. Usyk będzie go gonił, lecz Alvarez ma większe szanse na wygrane w wyższej wadze, niż Oleksandr na zwycięstwo z Furym – mówi Maciej Miszkiń.

– Rankingi bez podziału na kategorie wagowe to o tyle ciekawa kwestia, że ciężko porównywać takich zawodników. Usyk od debiutu poszedł osiemnaście kilogramów w górę i zmienił tylko jedną kategorię wagową. Manny Pacquiao zdobywał pasy w ośmiu kategoriach, a w tym czasie zmienił wagę o szesnaście kilogramów. Jeśli Usyk wygrałby rewanż z Joshuą, po czym pokonałby Fury’ego, to mógłby być uważany za numer jeden bez podziału na kategorie wagowe. Z drugiej strony, gdyby Fury wygrał z Usykiem, to czy byłby uznawany za najlepszego boksera pound for pound? Pewnie nie, bo jest większy i wielu ludzi powie, że tak miało być. To taki paradoks – twierdzi Momot.

Mimo wszystko, Oleksandr Usyk to aktualnie bokserska elita i wielki pięściarz. A jego klasa nie wzięła się znikąd.

PRAWIE JAK BRACIA

Usyk nie jest jedynym reprezentantem naszych wschodnich sąsiadów, którzy należą do grona zawodników wybitnych. Dziesięć lat temu waga ciężka była zdominowana przez braci Kliczko. Witalij, alias Doktor Żelazna Pięść, kończył karierę z bilansem 45 zwycięstw, w tym 41 przed czasem, przy zaledwie dwóch porażkach. Zawiesił rękawice na kołku w 2012 roku, jako mistrz federacji WBC. Jego pięć lat młodszy krewny o równie sympatycznej dla rywali ksywce – Doktor Stalowy Młot – panował jeszcze dłużej, dzierżąc pasy WBA, IBF i WBO do 2015 roku. Z tronu wagi ciężkiej zrzucił go dopiero Tyson Fury. Następnie marzeń o powrocie na szczyt pozbawił go Anthony Joshua.

Lecz wówczas ukraiński boks posiadał kolejnych dwóch godnych następców braci Kliczko. I chociaż nie są ze sobą spokrewnieni, to łączy ich dużo więcej, niż tylko narodowość. Bez wątpienia obaj oddaliby za siebie życie. Dość powiedzieć, że jeden jest ojcem chrzestnym w rodzinie drugiego z nich i vice versa.

Oleksandr Usyk i Wasyl Łomaczenko (15-2, 11 KO). Pierwszy z nich urodzony na Półwyspie Krymskim, dokładnie w Symferopolu. Drugi pochodzi z oddalonego o trzysta kilometrów w linii prostej Białogrodu nad Dniestrem – niewielkiego miasta położonego nieopodal Odessy. Obydwaj pojawili się w ukraińskiej kadrze bokserskiej w podobnym czasie, w połowie lat dwutysięcznych.  Ich dalsze losy na ringach amatorskich to pasmo sukcesów, naznaczone mistrzostwami świata, Europy, czy wreszcie złotymi medalami igrzysk olimpijskich. Walczący wadze ciężkiej Usyk zdobył go w Londynie. „Łoma” londyński turniej kończył ze złotem w lekkiej, a cztery lata wcześniej nie dał szans rywalom w Pekinie, walcząc w piórkowej.

NIE MOC WIELKA, LECZ TECHNIKA ZROBI Z CIEBIE ZAWODNIKA

O dokonaniach w boksie amatorskim obu pięściarzy poza tytułami najlepiej świadczą ich rekordy. Licznik Usyka zatrzymał się na stanie 335-15. Ten Łomaczenki jest jeszcze bardziej imponujący – wynosi 396-1! I tu dochodzimy do wniosku, co sprawia, że obaj Ukraińcy są tak wybitnymi pięściarzami. To solidne bokserskie fundamenty w postaci doświadczenia na amatorskich ringach oraz nie zbaczanie z raz omierzonego celu. Usyk postanowił, że zawodową karierę rozpocznie jako mistrz olimpijski. Żadne pieniądze nie skłoniły go do zmiany decyzji.

Po Oleksandra już wcześniej ustawiała się cała kolejka promotorów, chętnych skaperować bokserski talent do swojej stajni. Ale on każdemu z nich konsekwentnie odmawiał. Na zawodowym ringu zadebiutował dopiero w wieku dwudziestu sześciu lat. A przecież mógł zostać profesjonalnym pięściarzem znacznie wcześniej i zamiast okładać się za śmieszne państwowe stypendium, od razu podnosiłby z ringu dziesiątki tysięcy dolarów. Lecz czy wtedy doszedłby do aż takiej maestrii technicznej, jaką obecnie prezentuje w ringu? Śmiemy wątpić.

W walce o złoty medal olimpijski w Londynie Oleksandr Usyk (z prawej) pokonał Clementa Russo. Tym samym zrewanżował się Włochowi za porażkę w olimpijskim ćwierćfinale podczas igrzysk w Pekinie.

Usyk to wypracował. I to kolejny jakże ważny element jego rzemiosła. Etos pracy, którego jest nauczony od dziecka. Z domu rodzinnego wyniósł przekonanie, że aby coś dostać, musi na to harować – nie ma drogi na skróty. Już w dzieciństwie pomagał mamie zatrudnionej na wielkiej farmie krów. Chłopiec musiał je doić, karmić czy wyprowadzać do zagrody. Wykonywał te obowiązki codziennie po szkole.

– Mój ojciec też tam pracował. Razem przygotowywaliśmy drewno na zimę, żeby ogrzać dom. Wspólnie robiliśmy mnóstwo rzeczy. Wtedy myślałem, że to fajna zabawa. Bo to rzeczywiście jest fajna rzecz, kiedy od dzieciństwa rozumiesz czym jest praca, ile ona kosztuje i jak wiele wysiłku musisz w nią włożyć. Teraz haruję na treningach i w ringu, żeby moje dzieci mogły uczyć się w szkole, zdobywać wiedzę i nie musiały pomagać mi w pracy – powiedział w materiale Matchroom Boxing, pokazującym przygotowania Usyka do walki z Anthonym Joshuą.

Takie podejście wyrobiło w obecnym mistrzu świata kolejną istotną cechę. Szacunek do autorytetu. To twardy charakter, lubiący postawić na swoim. Z jednym, istotnym wyjątkiem – nie w sali treningowej.

– Wiecie, co lubię w jego postawie? On trzyma się planu. Ufa swoim trenerom i tak długo, jak się z nimi zgadza, oddaje im całego siebie. Tak, jakby mieli joystick do jego prowadzenia. Daje się sterować od pierwszego dnia obozu, do końca walki. Usyk, będąc wielką osobowością i utytułowanym zawodnikiem, polega w całości na pracy swojego zespołu. Zdaje sobie sprawę, że ci ludzie robią wyniki. To prawdziwy sekret jego sukcesu. On ufa ludziom, a oni robią to, co do nich należy. Tak to działa – twierdzi promotor zawodnika, Oleksandr Krasjuk.

DO TAŃCA I DO RÓŻAŃCA

Ludzie z jego otoczenia podkreślają jednak, że Ukrainiec pod względem osobowości to duże dziecko. Oczywiście, kiedy przychodzi czas pracy na treningach, nie podchodzi do niej na pół gwizdka. Ale to nie znaczy, że robi wszystko na niezdrowej spinie. Przeciwnie, często się wygłupia, a jeżeli ma chwilę przerwy to gra z kolegami z zespołu w siatkonogę albo koszykówkę. Lubi każdą formę aktywności i między innymi z tego względu nie jest zawodnikiem jednowymiarowym. Jego styl poruszania się w ringu wynika nie tylko z treningów stricte bokserskich. Do swoich zajęć wprowadza elementy… tańca. I choć na filmach wygląda to jak wygłupy w wolnych chwilach, również przyczynia się do świetnej koordynacji pomiędzy linami.

Sam zaczynał przygodę ze sportem od piłki nożnej. Lecz jego piłkarska kariera zakończyła się, kiedy w jednym ze spotkań – o ironio – znokautował gracza drużyny przeciwnej, który go obrażał. Trener drużyny postawił mu ultimatum – przeprasza swojego rywala, albo wylatuje z zespołu. Nie przeprosił. Wyrzucono go, więc młokos zaczął uczęszczać na treningi bokserskie, które miały jeszcze jedną zaletę. W przeciwieństwie do szkółki piłkarskiej, odbywały się za darmo.

Lecz przedstawianie ukraińskiego boksera wyłącznie jako osiłka-śmieszka byłoby dla niego krzywdzące. Chociaż nigdy nie uchodził za wybitnego ucznia, to dzięki swojemu uporowi, a także dobrej opinii u nauczycieli i kolegów, w szkole osiągał zadowalające stopnie.

– Mój ojciec powiedział mi kiedyś niemiłą, ale ważną rzecz: kiedy jesteś głupi, nikt cię nie potrzebuje. Dlatego byłem solidnym uczniem, dostawałem czwórki, czasami nawet piątki – wspominał po latach.

Po igrzyskach w Londynie ukończył nawet studia na Akademii Wychowania Fizycznego we Lwowie. Poza tym w wolnym czasie czyta poezję (zdarza mu się cytować fragmenty utworów Borisa Pasternaka), samemu pisze wiersze, komponuje piosenki czy też grywa w szachy. Nie jest typem bokserskiego skandalisty, który po wygranej walce będzie rozbijał się krzykliwą furą po mieście, razem z tabunem dziewczyn na tylnym siedzeniu. Usyk wróci do domu, do kochającej żony i trójki dzieci.

Ponadto, Oleksandr jest człowiekiem silnej wiary. Jego rodzice nie byli religijni, lecz Ukrainiec trafił do kościoła prawosławnego w wieku dziesięciu lat, za namową swoich babć.

– W moim życiu nie będzie nic silniejszego od wiary. Musimy wierzyć w Boga. Ludzie pytają mnie „jak możesz w niego wierzyć, skoro go nie widzisz?”. Teraz siedzę tutaj i spoglądam jak wiatr porusza koronami drzew. Nie widzimy wiatru, ale widzimy jego działania. Tak samo jest z wiarą. Jeżeli pytają mnie, dlaczego wierzę, nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Ja po prostu wierzę. Bo mi to pomaga. Bo wiele razy w życiu czułem, jak Bóg odciąga mnie od złych rzeczy, jak mnie chroni.

POD SKRZYDŁAMI K2

A było go przed czym chronić. Bo chociaż z boksu amatorskiego przybył sportowiec wybitny, to zawodowa odmiana pięściarstwa wykracza daleko poza wydarzenia mające miejsce wyłącznie na ringu. To poruszanie się w meandrach układów i układzików. Ponad głowami pięściarzy są starcia promotorów, wśród których każdy chce udowodnić, że jest największym graczem w bokserskim biznesie. W tym świecie czasami nawet genialna postawa na ringu nic nie da, jeżeli za plecami nie ma się odpowiedniego protektora. Przekonywali się o tym nawet najwybitniejsi zawodnicy – na czele z Mannym Pacquiao, który został obrzydliwie skręcony w Australii, podczas walki z Jeffem Hornem.

Usyk po przejściu na zawodowstwo związał się z K2 Promotions, czyli grupą braci Kliczko, której dyrektorem ukraińskiego oddziału jest nie kto inny jak Oleksandr Krasjuk. Ukraińcy mieli przed sobą ciężkie zadanie. Oczywiście, w ich stajni zagościł świetny bokser, lecz sam zainteresowany przyznawał, że kariera bokserska nie trwa wiecznie i ma zamiar spędzić na zawodowstwie dziesięć, góra piętnaście lat.

Trudno się dziwić takiej postawie. Zwłaszcza z jego amatorskim przebiegiem, który dał mu umiejętności, ale zabrał też sporo zdrowia. Zaczynając zawodową karierę w wieku dwudziestu sześciu lat po prostu nie było czasu na mozolne budowanie jego rekordu w oparciu o pojedynki z kelnerami. Trzeba było działać zdecydowanie. Tym bardziej, że zapis w kontrakcie pięściarza stanowił, że jeżeli w przeciągu trzech lat nie dostanie walki o mistrzostwo świata, stanie się wolnym zawodnikiem.

HISTORIA KOZACKICH WYPRAW

Nie zgadniecie, co wtedy się wydarzyło… 17 września 2016 roku, niecałe trzy lata po swoim debiucie Usyk z dziewięcioma walkami na koncie – wszystkie wygrał przed czasem – zawitał w Gdańsku, gdzie stanął naprzeciwko Krzysztofa Głowackiego (26-0 16 KO), mistrza federacji WBO. I chociaż nie udało mu się znokautować naszego mistrza, to swoją nieuchwytnością w ringu oraz precyzją zadawania ciosów pewnie wygrał na punkty.

Od tego momentu Ukrainiec boksuje wyłącznie na wyjeździe. I jak do tej pory z każdej podróży powraca z kolejnym skalpem. Po zwycięstwie w Polsce ruszył na podbój Stanów Zjednoczonych, gdzie wygrał kolejne dwie walki – z Thabiso Munchu (17-2, 11 KO) oraz groźnym Michaelem Hunterem (12-0, 8 KO). Lecz później powrócił do Europy. Jak twierdził, nie znalazł za oceanem niczego nadzwyczajnego – w Europie w wadze junior ciężkiej czekały go o wiele lepsze pojedynki. A to za sprawą World Boxing Super Series. Turnieju, dzięki któremu mógł zrealizować swój cel – zunifikowanie wszystkich pasów czterech najważniejszych federacji. Oraz oczywiście zarobić spore pieniądze.

Zaczęło się od pokonania w Berlinie Marco Hucka (40-4-1, 27 KO). Można mówić, że w 2017 roku z Niemca bośniackiego pochodzenia zostało już tylko nazwisko, lecz wciąż była to uznana marka na tamtejszym ringu. Tymczasem Oleksandr obijał rywala przez dziesięć rund, nie pozostawiając doświadczonemu sędziemu ringowemu Robertowi Byrdowi wyboru. Ten w końcu przerwał walkę, chroniąc w ten sposób Hucka przed zbliżającym się nokautem.

Następnie przyszła pora na wyjazd do niegościnnej Rygi i walkę z mistrzem federacji WBC – Mairisem Briedisem (23-0, 18 KO). Obaj pięściarze dali tam świetną walkę, stoczoną na zabójczej intensywności i bez wątpienia jedną z najlepszych, jaką fanom boksu było dane oglądać w wadze junior ciężkiej. To jak do tej pory była najcięższa przeprawa Ukraińca w jego zawodowej karierze. Wynik mógł pójść w każdą stronę, wygrana Łotysza nie byłaby tu wielką kontrowersją. Lecz świetną końcówką walki to Ukrainiec wywarł na trójce sędziowskiej lepsze wrażenie, którzy wytypowali minimalne zwycięstwo: 114-114, 115-113 i 115-113.

Tym samym dostał się do finału WBSS. Walki, która na Ukrainie z racji przeciwnika wykraczała daleko poza ramy zwykłego widowiska sportowego. Usyk pojechał do Moskwy na pojedynek z Muratem Gassijewem (26-0, 19 KO).

Jak powszechnie wiadomo, od czasu aneksji Krymu Ukraina i Rosja nie żyją ze sobą w zgodzie. Mało tego, podobno Rosjanie we wczesnych latach kariery Usyka czynili zakusy, by przekonać go do walki pod ich flagą. Lecz on wybrał Ukrainę. Bo chociaż urodził się na krymskiej ziemi, to już we wczesnych latach jego familia przeniosła się w rodzinne strony matki, do wsi Rybotin, położonej na północny wschód od Kijowa. Wszystko ze względu na zły stan zdrowia dziecka – chorował na gruźlicę, stąd lekarze zalecili zmianę klimatu na bardziej kontynentalny. Oczywiście, z ważną adnotacją – niech wybije sobie z głowy jakąkolwiek aktywność fizyczną.

Tymczasem on, będąc już dorosłym, ponad trzydziestoletnim mężczyzną, wręcz zdeklasował rosyjskiego pięściarza, stając się bezdyskusyjnym mistrzem wagi cruiser. Dziecko z poważną chorobą płuc, która – tak przynajmniej twierdzi – ustąpiła dopiero po jedenastu latach, przerodziło się w ringowego potwora, imponującego przygotowaniem kondycyjnym.

WĄTPLIWOŚCI W KRAINIE GIGANTÓW

Po zawładnięciu kategorią junior ciężką Usyk nie miał już w niej wyzwań. Był najlepszy i to nie tylko współcześnie. W tak mocno obsadzonej wadze coraz częściej pojawiały się głosy, że Ukrainiec jest najwybitniejszym cruiserem w historii – lepszym nawet od legendarnego Evandera Holyfielda. I podobnie jak słynny Amerykanin, a po nim chociażby David Haye czy nasz Tomasz Adamek, Usyk również postanowił przejść do królewskiej wagi ciężkiej. To tam czekały na niego prawdziwie wielkie walki toczone za olbrzymie kwoty. Lecz on sam nie chciał wyłącznie dobrych gaż. Łaknął pasów. A większość z nich posiadał nie kto inny, jak Anthony Joshua.

Z tego też względu nawiązał współpracę z Eddiem Hearnem – jednym z najpotężniejszych promotorów na świecie i właścicielem grupy Matchroom. Ale przy tym wciąż głównym promotorem Usyka pozostawał Krasjuk. Jednak taki ruch pozwolił mu ładnie przedstawić się kibicom z Wysp na zawodowych ringach. W swojej ostatniej, pożegnalnej walce w wadze junior ciężkiej znokautował Tony’ego Bellew (30-2-1, 20 KO).

Lecz w królewskiej kategorii zaczęto powątpiewać w to, czy jego umiejętności wystarczą na walkę z – dosłownie i w przenośni – gigantami ringu. Pierwszy pojedynek z Chazzem Whiterspoonem (38-3, 29 KO) w USA nie był właściwie żadnym wyznacznikiem. Ot, Ukrainiec pokonał przeciętnego boksera, który znajdował się już po drugiej stronie rzeki.

Więcej emocji wzbudziła druga walka, rozegrana w Londynie z Dereckiem Chisorą (32-9, 23 KO). Rzecz w tym, że wśród nich przeważały uczucia zwątpienia postronnych obserwatorów. Owszem, Usyk wygrał ten pojedynek dość pewnie, lecz liczono na deklasację. Okazało się jednak, że Brytyjczyk, który potrafi boksować agresywnie i w dobrym tempie, postawił rywalowi twarde warunki gry. A skoro Usyk wypadł w tak nieprzekonujący sposób na tle trzydziestosześcioletniego Chisory, to co w ringu zrobiliby z nim znacznie lepsi i więksi Deontay Wilder, Tyson Fury czy wspomniany Joshua?

Jak miało się okazać, walka z pięściarzem pochodzącym z Zimbabwe była najcenniejszą lekcją, jaką Anglicy mogli udzielić całemu ukraińskiemu obozowi…

ODROBIONA PRACA DOMOWA

Choć Usyk zaczął współpracować z Hearnem, to bynajmniej nie został potraktowany w tej walce uczciwie. Robiono wręcz wszystko, aby utrudnić mu zwycięstwo na tyle, na ile to tylko było możliwe. Na przykład zmniejszono rozmiary ringu tak, aby ruchliwy Ukrainiec miał jak najmniejsze pole manewru. Przy czym liny otaczające pole walki były bardziej śliskie, uniemożliwiając lepsze opieranie się na nich. W dodatku Chisora w ostatniej chwili wymienił rękawice bokserskie na sprzęt marki Fly. Takie rękawice mają wewnątrz mniej wyściółki i powszechnie są uważane za lepiej nadające się do znokautowania rywala.

Chociaż Usyk wygrał tę walkę przez jednogłośną decyzję sędziów, to przy samym werdykcie również nie obyło się bez kontrowersji, co jest wręcz angielską klasyką. Dwóch arbitrów punktowych zanotowało wynik zaledwie 115-113 na korzyść Ukraińca. Jeden nokdaun, jeden lucky punch Chisory i walka zakończyłaby się skandalicznym remisem.

Lecz po takiej walce Usyk nie zrezygnował ze współpracy z Hearnem. Dobrze zdaje sobie sprawę z tego, jak działa bokserski biznes. Wiedział, że chociaż sam jest utytułowanym zawodnikiem, lecz rozumiał zamysł angielskiego promotora. W razie doprowadzenia do pojedynku Joshuy z Tysonem Furym – a wtedy wszystko wskazywało na to, że taka walka odbędzie się w pierwszej kolejności – Eddie już chciał mieć w zanadrzu możliwość stworzenia kolejnej walki, która w Wielkiej Brytanii sprzedawałaby się lepiej, niż angielskie śniadanie w niedzielny poranek po suto zakrapianej sobocie.

– Okej, [Eddie Hearn] to mój promotor. I co z tego? Wielu ludzi nie jest zainteresowanych moim zwycięstwem, ale nie zwracam na to uwagi. Nadal będę z nimi pracował. Takie są zasady biznesu. Zwracam uwagę wyłącznie na to, czy nasza współpraca jest opłacalna – powiedział Usyk w wywiadzie na swoim kanale na platformie Youtube.

Kiedy Deontay Wilder (42-1-1, 41 KO) za sprawą wymuszenia na Tysonie Furym (30-0-1, 21 KO) ich trzeciej walki pokrzyżował plany angielskiego magnata boksu, ten nie miał innej opcji. Zdecydował się zestawić swojego mistrza z Ukraińcem, który był obowiązkowym pretendentem do walki o pas WBO. Obóz Usyka w osobach głównego promotora Oleksandra Krasjuka oraz managera Egisa Klimasa, nauczony doświadczeniem po walce z Chisorą, tym razem odrobił lekcję. Nie dopuścili do kombinacji z rozmiarem ringu. Nie było zmiany rękawic w ostatnim momencie. Wywalczyli nawet, by jeden z trzech sędziów punktowych był z Ukrainy (skład uzupełniali Brytyjczyk i Amerykanin). Innymi słowy, zminimalizowali ryzyko potencjalnego przekrętu, jak tylko mogli.

Cała reszta pozostawała w rękach i nogach genialnego Ukraińca. A on swoim sobotnim występem zaklepał sobie miejsce w Międzynarodowej Galerii Sław Boksu – co do tego nie ma żadnych wątpliwości.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDąbrowa Górnicza. Pijany kierowca autobusu potrącił kobietę. Został aresztowany
Następny artykułSiedem osób chce rządzić cmentarzem. Przed nimi rozmowa kwalifikacyjna