SANOK, WARSZAWA. – Udało się! Jest decyzja o podjęciu śledztwa w sprawie zabójstwa dziennikarza Marka Pomykały – napisał wczoraj w mediach społecznościowych Krzysztof M. Kaźmierczak, dziennikarz z Poznania, który na stronie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich opublikował jako jeden z pierwszych tekst na temat ewentualnego zabójstwa dziennikarza z Sanoka.
Dorota Mękarska
Temat podjęli dziennikarze z różnych mediów, w tym TVP3, Magazyn Śledczy Anity Gargas, dzienniki i tygodniki. Portal eSanok również ujawnił kulisty związane z tajemniczym zaginięciem Marka.
– Udało się w wyniku starań dziennikarzy z różnych mediów. To dowód na to, że warto podejmować trudne sprawy i nie odpuszczać – napisał poznański dziennikarz.
– Decyzję Prokuratury Krajowej przyjąłem z wielką radością – mówi Kazimierz Pomykała, ojciec Marka i dodaje. – Dzięki mediom ta sprawa nabrała wielkiego rozgłosu.
Będą wykonane dodatkowe czynności procesowe
Za sprawą Krzysztofa M. Kaźmierczaka akta umorzonego w Rzeszowie śledztwa trafiły do Prokuratury Krajowej w Warszawie. Tam poddano je analizie.
– Departament Postępowania Przygotowawczego Prokuratury Krajowej zakończył analizę materiałów sprawy, która wykazała potrzebę wykonania dodatkowych czynności procesowych. Z tych też względów konieczne było podjęcie umorzonego śledztwa – poinformował nasz portal Dział Prasowy Prokuratury Krajowej w Warszawie.
Po dziennikarzu ślad zaginął
Marek Pomykała zaginął pod koniec kwietnia 1997 roku. Był wówczas dziennikarzem Gazety Bieszczadzkiej, ale wcześniej pracował w Tygodniku Sanockim i Echu Sanoka. Pracował też jako korespondent terenowy gazet sportowych.
W dniu zaginięcia kontaktował się z wysoko postawionymi funkcjonariuszami policji, ówczesnym komendantem wojewódzkim policji w Krośnie i jego zastępcą. Wieczorem wyszedł z domu i już do niego nie powrócił. Jego auto, fiata 126 p znaleziono po dwóch dniach w pobliżu zapory solińskiej. W baku nie było kropli paliwa. Oględzin samochodu nigdy nie dokonano.
Ciała nie odnaleziono
W sprawie zaginięcia wszczęto śledztwo. Policja przyjęła wersję o samobójczej śmierci dziennikarza. Krzysztof M. Kaźmierczak uważa nawet, że ta wersja była przez policję forsowana. Rodzina, która od początku miała wątpliwości co do tej tezy, nie miała szans na dowiedzenie swoich racji. Rodzina nigdy jednak nie zaprzestała starań, by prawda wyszła na jaw.
Ciała Marka Pomykały nie znaleziono. Nie można więc było zrobić sekcji zwłok. Wiadomo też było, że Marek Pomykała miał problemy osobiste. Zbieg tych okoliczności pozwalał forsować tezę o samobójczej śmierci.
Nie wzięto pod uwagę, że dziennikarz wieczorem w dniu zniknięcia zapowiadał w rozmowie z redaktorem gazety, że będzie nazajutrz w pracy i przyniesie artykuł o policji.
Świadek: zabił policjant
Wątpliwości organów ścigania pojawiły się dopiero w 2014 roku. Wtedy zeznania złożyła sanoczanka, znajoma kobiety związanej z emerytowanym policjantem. Kobieta ujawniła, że dowiedziała się od przyjaciółki, że Marek Pomykała został zabity przez jej konkubenta.
Partnerka policjanta została przesłuchana. Zeznała także, że emerytowany policjant przyznał się jej, że zamordował wcześniej kolegę milicjanta i spowodował śmiertelny wypadek w 1985 roku. Pełnił wówczas wysoką funkcję w jednej z komend na Podkarpaciu.
Trzy ofiary – co łączy ich śmierć?
To właśnie wypadek w Łączkach miał spowodować cały ciąg makabrycznych zbrodni.
Emerytowany policjant miał przyznać się partnerce, że będąc pod wpływem alkoholu spowodował wypadek, w którym zginął człowiek. Nigdy za tę sprawę nie odpowiedział, gdyż winę wziął na siebie jego ojciec, a sprawę zatuszowano. Nie chciał pogodzić się z tym milicjant Krzysztof P., który był świadkiem wypadku i wiedział, kto siedział za kierownicą. Odgrażał się, że wszystko ujawni. Według zeznań kobiety jej konkubent go zabił. Ciało milicjanta znaleziono w Jeziorze Solińskim. Uznano to za nieszczęśliwy wypadek.
Trzecią ofiarę policjanta miał być Marek Pomykała, który prowadził dziennikarskie śledztwo. Zdradził koledze, że zajmuje się sprawą wypadku w Łączkach. Podał więcej szczegółów, które są w tej sprawie istotne. Łączą się one w jedną całość. Nigdy jednak artykułu na ten temat nie opublikował, gdyż zaginął.
Śledztwo umorzono po roku
W 2014 roku Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie wszczęła śledztwo, ale już nie w sprawie zaginięcia, ale zabójstwa dziennikarza.
Dokonano przeszukanie domu byłego policjanta, już emeryta. Zabezpieczono plik – jest to projekt pisanej przez niego książki, w której mężczyzna odnosi się do minionych tragicznych wydarzeń, ale nie do osoby Marka Pomykały. Były policjant nie został jednak przesłuchany, nawet w charakterze świadka.
Z uwagę na brak dowodów przemawiających za tym, że dziennikarz został zabity, śledztwo po roku umorzono.
Prokuratura Krajowa rozważy, czy nie przenieść śledztwa
Czy zrobiono wówczas wszystko co można było zrobić w tej sprawie? Decyzja Prokuratury Krajowej wskazuje, że raczej nie.
W jednym z emitowanych materiałów na temat zabójstwa Marka Pomykały emerytowany policjant przyznał się do spowodowania śmiertelnego wypadku w Łączkach. Mógł to zrobić bez szkody dla siebie, gdyż sprawa uległa przedawnieniu. Jednakże zabójstwo ulega przedawnieniu dopiero po 40 latach. Jest więc szansa, by odkryć prawdę. Decyzja Prokuratury Krajowej to umożliwia.
Nie ma jednak pewności, czy podjęte śledztwo na pewno będzie prowadzić Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie.
– Rozważone zostaną również okoliczności dotyczące istnienia przesłanek do przekazania sprawy innej jednostce prokuratury – informuje Dział Prasowy Prokuratury Krajowej w Warszawie.
– Mam nadzieję, że w sprawie nastąpi przełom, ale moja wiara nie jest na sto procent – mówi Kazimierz Pomykała. – Nie wierzę, że tyle dobrej woli jest w wymiarze sprawiedliwości. Wszystko zależy od ludzi, którzy nie idą na łatwiznę, ale chcą sprawę wyjaśnić do końca.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS