Od dzieciństwa chodziłem dość regularnie główną alejką miechockiego cmentarza. W okolicach studni rzucał się w oczy stary grób ojca Jordana, który ze zrozumiałych względów przykuwał moją uwagę. Bo Jordanów w ogóle nie ma zbyt wielu, a w Tarnobrzegu to chyba jedyny, którego spotkałem, nawet jeśli tylko na epitafium. Pod tablicą widać zdjęcie młodego mężczyzny z bystrym spojrzeniem, ubranego w biały habit.
Na epitafium nie ma takiej informacji, ale od rodziców już w dzieciństwie słyszałem, że ojciec Jordan utonął kąpiąc się w Wiśle, czemu towarzyszyły rodzicielskie ostrzeżenia żeby uważać na wszelką wodę, a na Wisłę szczególnie, bo to rzeka niebezpieczna, zdradliwa i zdecydowanie nie do kąpania. Zaraz po tym następowała historia jak to mój tato kąpiąc się w Wiśle nieomal utonął, bo połączone linkami pływaki, które miały mu pomóc w unoszeniu się na wodzie, zsunęły mu się na nogi, jednocześnie je plącząc i trzymając na powierzchni.
Kiedy jakieś 20 lat później zainteresowałem się lokalną literaturą, trafiłem na wspomnienia o ojcu Jordanie, ale tylko w kontekście jego utonięcia. Kojarzy mi się, że czytałem o tym gdzieś jeszcze, pewnie u Schabowskiego, ale że nie znajduję na szybko, to pozostanę przy cytacie z „TaPiMy” Juliusza Kydryńskiego. Trudno w to uwierzyć, ale cały poniższy cytat to raptem jedno zdanie. Wcześniej autor wspomina festyn w ogrodzie przy Sokole i strumień myśli towarzyszący mu przy grze w „Koło Szczęścia”.
„Zaraz pomyślałem, że albo ktoś z nas umrze, albo zachoruje bardzo ciężko i zostanie kaleką, albo stanie się coś takiego, co nawet trudno wyobrazić, ale co będzie najokropniejsze z wszystkiego, przelatywały mi także przez myśl rozmaite koszmarne obrazy, przypominało mi się np. jak zeszłego roku utopił się w Wiśle ojciec Jordan od dominikanów i widziałem, jak go wyłowili i nieśli go na kocu, nagiego i spuchniętego, i sinego zupełnie, i zacząłem bać się śmierci w ogóle, a przede wszystkim tego, że ktoś z nas może umrzeć, a najbardziej bałem się o matkę i wciąż chciałem uciec od tego KOŁA SZCZĘŚCIA, które obracało się już ledwie, ledwie, ale wciąż nie mogłem ruszyć się z miejsca.”
Wiemy zatem, że ojciec Jordan utonął w Wiśle, a z odnowionej kilka lat temu tablicy, dowiadujemy się dodatkowo co następuje:
- urodził się 16 stycznia 1900 roku
- 29 czerwca 1923 roku przyjął święcenia kapłańskie
- zasnął w Panu równo 7 lat później, czyli 29 czerwca 1930 roku
- był katechetą w Szkole Powszechnej w Tarnobrzegu
Po krótkich poszukiwaniach udało mi się dodatkowo znaleźć oryginalną klepsydrę z 1930 roku.
Z klepsydry dodatkowo dowiadujemy się, że:
- był katechetą szkoły żeńskiej
- pogrzeb odprawiono 1 lipca na cmentarzu w Miechocinie
- nabożeństwo żałobne zaplanowano na 7 lipca w Krakowie
Wciąż trochę mało i wszystko w kontekście jego nagłej, a niespodziewanej śmierci.
Szukając trochę dalej, udało się znaleźć kolejne informacje. Publikacja Piotra Jaworskiego na temat wizytacji u sióstr dominikanek w USA, została opracowana na podstawie sprawozdania siostry Rozariany Mikiewicz, również dominikanki i, jak się okazuje, rodzonej siostry ojca Jordana, w dodatku urzędującej przez wiele lat w Wielowsi, w klasztorze leżącym obecnie na terenie Tarnobrzega.
Matka Rozariana Mikiewicz urodziła się 11 lipca 1901 roku w Wadowicach, jako siódme z dziesięciorga dzieci Bolesława i Katarzyny z Węclewskich. Ojciec dominikańskiego rodzeństwa był adwokatem, pracującym kolejno w Wadowicach, Czortkowie, Inowrocławiu i Krakowie, gdzie rodzina mieszkała przy ul. Kanoniczej 22. Z życiorysu siostry Rozariany dowiadujemy się, że w młodości brała lekcje fortepianu u profesora Dieza, działała w stowarzyszeniu „Imeldek” przy dominikańskiej bazylice Świętej Trójcy, a do zgromadzenia wstąpiła jako uczennica seminarium nauczycielskiego, w wieku 17 lat.
Niedługo później siostra Rozariana udała się do Wielowsi, odbywając praktykę nauczycielską, w prowadzonej przez siostry szkole. W roku 1928 matka Rozariana uczestniczyła w kursie psychologiczno-pedagogicznym we Lwowie, w 1930 ukończyła Państwowy Kurs Wakacyjny Polonistyczny w Wilnie, a później uczyła się kobiecych robót ręcznych i prowadzenia gospodarstwa domowego, w tym organizacji kół gospodyń wiejskich i organizowania wsi.
Od 1925 roku była nauczycielką szkoły w Wielowsi, a później została jej kierowniczką, sprawując tę funkcję do 1947 roku. W czasie okupacji, gdy szkoła była zajęta przez wojsko, tajne nauczanie odbywało się w klasztorze. Wielu bezdomnych, ściganych i wysiedlonych znalazło tam swoje schronienie, a siostry świadczyły pomoc materialną, sanitarną i duchową. Siostra Rozariana pracowała w tym czasie dodatkowo w sandomierskim szpitalu jako pielęgniarka.
W 1958 roku matka Rozariana Mikiewicz uzyskała absolutorium z filozofii chrześcijańskiej na KUL, nawiązując przy okazji serdeczne kontakty z ks. prof. Karolem Wojtyłą, późniejszym papieżem Janem Pawłem II.
Przez 24 lata, czyli cztery kadencje, z sześcioletnią przerwą, matka Rozariana Mikiewicz pełniła funkcję przełożonej generalnej. W tym czasie do nowicjatu przyjęła 214 sióstr, założyła 49 placówek w Polsce i 5 za granicą, postarała się o zatwierdzenie prowincji amerykańskiej, z własnym nowicjatem. Po złożeniu urzędu przełożonej generalnej, od lata 1977 r do śmierci w 1981 roku siostra Rozariana przebywała w klasztorze w Białej Niżnej.
Pełen tekst o matce Rozarianie i jej inspekcji w USA znajduje się pod tym linkiem:
https://ojs.tnkul.pl/index.php/sp/article/download/16716/15871/
Ciekawostki
Powyżej wspomniałem o znajomości matki Rozariany z Janem Pawłem II, który odwiedzał ją w Białej Niżnej. Żeby udowodnić jaki ten świat mały, dodam, że w cytowanej „TaPiMie” również wspomniany jest Karol Wojtyła, z którym Juliusz Kydryński pracował w kamieniołomach Solvay w czasach okupacji, działał z nim w podziemnym krakowskim teatrze, a czasem nawet dożywiał go przywiezioną od rodziny z Tarnobrzega wałówką.
Ojciec Jordan Mikiewicz zginął w podobny sposób, co wybrany przez niego dominikański patron, czyli błogosławiony Jordan z Saksonii. Ten historycznie drugi generał zakonu, (został nim zaraz po założycielu wspólnoty, świętym Dominiku Guzmanie), zginął na morzu u wybrzeży Syrii, wracając z Ziemi Świętej. Jego ciało zostało wyrzucone na brzeg i pochowane w Akce. A samo imię Jordan oznacza pędzącą, spadającą w dół wodę, stąd nazwa rzeki Jordan.
I tym kończę opowieść o urzędującym w Tarnobrzegu dominikańskim rodzeństwie, Jordanach, małym świecie i śmierci przez utonięcie.
Pamiętajcie – uważajcie, na Wisłę, bo to wyjątkowo zdradliwa rzeka. Tak mówią.
Dziękuję, że doczytaliście do tego miejsca.
Jeśli ktoś ma ochotę, to może postawić mi kawę.
Autor: Jordan Gonciarz
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS