Zdjęcie w tle: SpaceX
Wczoraj, tj. 13 października, o godzinie 14:25 z kosmodromu Starbase w Boca Chica wystartowała, już po raz piąty, najpotężniejsza rakieta w historii – Starship. Tym razem, w zestawie znalazł się Booster 12 i Ship 30, które w całości i bezbłędnie wypełniły swoją misję.
Pojazd Starship
Zanim przejdziemy do szczegółów misji, pokrótce wyjaśnić należy, czym właściwie jest Starship? To najpotężniejsza rakieta nośna w historii, o sile ciągu prawie dwukrotnie większej niż Saturn V. Składa się ona z dwóch stopni, oddzielonych od siebie przez HSR (hot staging ring) umożliwiający ich separację w locie. Rakieta ta waży 5000 ton, ma wysokość 121 metrów i zasilana jest przez 33 silniki Raptor, które należą do najbardziej zaawansowanych silników rakietowych, jakie kiedykolwiek zbudowano. Starship stawia przed sobą nadzwyczajnie skomplikowane zadanie – pełen odzysk wszystkich stopni, z minimalnym czasem pomiędzy ich ponownym wykorzystaniem. Strategie do tego celu wyznaczone i realizowane są więc zawrotnie ambitne, ale, jak się właśnie przekonaliśmy – zupełnie realne.
SpaceX, podczas czwartego testu tej rakiety próbowało bowiem wylądować Boosterem w Zatoce Meksykańskiej, na „wirtualnej” wieży, czyli zwolnić nad powierzchnią wody tak, jakby rzeczywiście istniała tam infrastruktura do lądowania, a następnie zatonąć. Cel ten został osiągnięty z niesamowitą precyzją zaledwie połowy centymetra (o czym wiemy dzięki pomiarom z kilku boi umieszczonych w orientacyjnym miejscu lądowania), co skłoniło przedsiębiorstwo do próby złapania następnego Boostera już na rzeczywistej wieży, tej samej, z której wystartował.
Kolejny lot
Start, oznaczany jako IFT-5 (Zintegrowany Lot Testowy nr 5), przebiegł bez zarzutu. Wszystkie 33 raptory pierwszego stopnia się włączyły, a następnie nieprzerwanie pracowały aż do momentu ich planowanego wyłączenia. Plan lotu zakładał następnie wystrzelenie całego systemu i separację metodą Hotstaging’u, czyli włączenia silników drugiego stopnia podczas gdy te z pierwszego wciąż działają. Gazy wylotowe tak powstałe wydostają się przez szczeliny w pierścieniu łączącym oba człony, czyli hot staging ringu, a niedługo później drugi człon oddziela się od reszty. W tej fazie gazy wylotowe silników wciąż są sprytnie wykorzystywane przez pierwszy człon. Służą one do jego obrócenia, dzięki olbrzymim lotkom trwale umiejscowionym na jego szczycie. Hot staging ring jest odrzucany od Boostera, przez co wpada do Zatoki Meksykańskiej i nie może być wykorzystany ponownie, ale w przyszłych wersjach systemu ma on być z nim trwale połączony.
Kiedy pierwszy człon jest obrócony, silniki, oddzielonego już Shipa, zmieniają jego trajektorię, dzięki czemu może on wrócić na platformę, z której wystartował. Kiedy zwolni on w wystarczającym stopniu, tj. do prędkości równej około 1200 kilometrów na godzinę włącza on 3 ze swoich 33 silników i miękko ląduje na wieży, dzięki tzw. Mechazilli – olbrzymich ramionach, będących jednocześnie dźwigiem służącym do integracji wszystkich elementów rakiety przed startem i w trakcie testów naziemnych.
Spróbujmy to sobie wyobrazić: olbrzymi, 275-tonowy walec o wysokości 70 metrów i dziewięciometrowej średnicy, ląduje pionowo, po tym jak właśnie dokonał skoku na wysokość 97 kilometrów i mu się to udaje! Widok, który do wczoraj wydawał się wyjęty wprost z science-fiction, staje się realnością na naszych oczach. Osiągnięcie, którego dokonało wczoraj SpaceX, nie jest usprawnieniem obecnych pojazdów, ale największym przełomem dla eksploracji kosmosu od czasów pierwszych rakiet nośnych klasy ciężkiej. Lądowanie to jest bowiem kluczem do eksploracji całego Układu Słonecznego i załogowych misji na orbitę Ziemi, Księżyc i Marsa. Naprawdę trudno nie patrzeć dziś na przyszłość z ogromną dozą optymizmu.
Nie zapominajmy jednak o drugim członie, który tymczasem zakończył swoje manewry i wszedł na trajektorię zbliżoną do orbitalnej, wykluczającej ryzyko niekontrolowanego wejścia w atmosferę. W związku z tym, 48 minut po starcie Ship rozpoczął procedurę lądowania. Warto tu także nadmienić, że przez cały ten czas komunikacja, a nawet nagrania z pokładu były nieprzerwanie transmitowane na żywo dzięki technologii Starlink – w innych statkach, podczas wejścia w atmosferę, w związku z silnie zjonizowaną plazmą powstałą wskutek kompresji powietrza, przesyłanie sygnałów nie wchodzi w grę. Jeżeli jednak nasza stacja komunikacyjna znajduje się „z drugiej strony”, na przykład dzięki konstelacji satelitów komunikacyjnych to problem ten nie wystąpi. Mogliśmy się dzięki temu przekonać, że o ile umocnione lotki znacznie lepiej poradziły sobie z trudnymi warunkami re-entry w porównaniu z poprzednim lotem (gdzie jedna z nich przepaliła się na wylot i w dużej mierze odpadła), to problem ten wciąż istnieje; lotka znów się przepaliła, ale pozostała w większości w jednym kawałku. Mimo tych problemów podobnie jak podczas poprzedniego testu Ship i tak miękko wodował w oceanie w wyznaczonym miejscu.
Podsumowując całą misję, możemy powiedzieć, że był to ogromny sukces i olbrzymi krok naprzód dla całego programu Starshipa, Artemis, SpaceX i setek nadchodzących lotów, które pewnego dnia zawiozą na Marsa pierwszych ludzi. Z zapartym tchem czekamy więc na następne starty i sukcesy tego pojazdu.
Korekta – Zofia Lamęcka
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS