A A+ A++

Franciszek, nie mogąc nawracać ogniem i mieczem, postanowił robić to… słowem (na il. stoi przed obliczem sułtana Egiptu al-Kamila).

Wielomiesięczne oblężenie Damietty zdawało się nie mieć końca. Co gorsza – 29 sierpnia 1219 roku wymęczeni i niezdyscyplinowani krzyżowcy omal nie doprowadzili do klęski piątej krucjaty. Spodziewając się najgorszego po przegranej bitwie pod murami miasta, ujrzeli, jak biedny mnich przedziera się przez chrześcijańskie straże i dumnie kroczy, by spotkać się z… sułtanem.

Okrutny czas wypraw krzyżowych nie był najlepszym momentem na heroiczne czyny. A jednak – po ponad stuletnich zmaganiach nasiąknięta chrześcijańską i muzułmańską krwią Ziemia Święta stała się świadkiem takiego właśnie, wręcz epokowego wydarzenia. Co ciekawe, jego sprawcą nie był żaden z pragnących sławy rycerzy czy królów, tylko zakonnik – dzisiaj znany jako św. Franciszek z Asyżu.

W młodości on również marzył, by zostać rycerzem i wziąć udział w krucjacie. Podobnie jak wielu chrześcijan w owym czasie był przeświadczony, że umierając w walce z niewiernymi, stanie się męczennikiem. Ta chęć poświęcenia się w imię wiary pozostała z nim przez długie lata.

Kiedy próby realizacji marzeń za pomocą oręża zawiodły (w czym decydujący udział miało słabe zdrowie niedoszłego rycerza), Franciszek wybrał drogę ewangelicznej miłości bliźniego i zapragnął nawracać muzułmanów słowem. Była to postawa niezwykle nowatorska, a przede wszystkim – podważająca sens ruchu krucjatowego i to mimo faktu, iż w XIII wieku wyprawy rycerskie zaczęły tracić na popularności.

Nadal jednak mówiono o świecie chrześcijańskim jako zwartej całości społecznej i religijnej pod przewodnią władzą cesarstwa i papiestwa. W tym świecie nie było miejsca dla kogoś, kto nie wyznawał ortodoksyjnej wiary. Poza granicami krajów chrześcijańskich żyli niewierni, a nawrócenie było synonimem podboju – i to im krwawszego, tym lepiej widzianego przez Boga.

W takim podejściu do kwestii światopoglądowych krzyż i półksiężyc stały się symbolami dwóch przeciwstawnych i wykluczających się wzajemnie obozów. Tu nie było miejsca na rozmowy.

Czytaj też: „Jedni umierali powoli, inni szybko, atoli każdego czekał taki sam los”… Krwawa historia trzeciej krucjaty

Podjęcie wyzwania

Pierwszy krok na drodze do swoistego dialogu między chrześcijanami a muzułmanami Franciszek postawił w 1212 roku. Czas tragicznej w skutkach tzw. krucjaty dziecięcej zdawał się dla biedaczyny z Asyżu najlepszym momentem na podjęcie własnej krucjaty – duchowej. Jak pisze jego biograf św. Bonawentura:

[…] zdecydował się w szóstym roku od swego nawrócenia, płonąc pragnieniem męczeństwa, udać się do Saracenów i innych niewiernych w okolicach Syrii, aby im głosić wiarę chrześcijańską i pokutę.

Franciszek postanowił dostać się tam drogą morską, ale „z powodu przeciwnych wiatrów wylądował na brzegu Dalmacji”. Rozgoryczony chciał wrócić do Italii i dlatego też „prosił żeglarzy udających się do Ankony, aby z miłości do Boga wzięli go z sobą. Ci uparcie wzbraniali się, gdyż mieli małe zapasy żywności. Wówczas mąż Boży ufając w dobroć Pana, po kryjomu wsiadł na okręt razem ze swoim towarzyszem”.

Podjęta przez Franciszka misja zmuszała go do licznych podróży.

Podjęta przez Franciszka misja zmuszała go do licznych podróży.

Mimo szalejącego sztormu wszyscy pasażerowie, w tym ci na gapę, oraz załoga dotarli szczęśliwie do portu w Ankonie. W czasie długiej podróży „za łaską i mocą boską” nie zabrakło im też prowiantu.

Niezrażony niepowodzeniem przyszły święty już rok później wyruszył do Maroka, aby tamtejszemu sułtanowi Muhammadowi al-Nasirowi i jego ludowi „głosić Ewangelię Chrystusową i tak osiągnąć upragnioną palmę męczeństwa”. W drodze jednak po raz kolejny dało znać o sobie słabe zdrowie krzyżowca pokoju. Po dotarciu do Hiszpanii Franciszek ciężko zachorował i „nie mógł wypełnić tego, czego tak bardzo pragnął”.

Do trzech razy sztuka

Godne podziwu samozaparcie w dążeniu do osiągnięcia celu doprowadziło w końcu do trzeciej wyprawy. Tym razem celem Franciszkowej wędrówki był Egipt. 24 czerwca 1219 roku wypłynął wraz z posiłkami krzyżowców z Ankony. Po drodze dołączyli do niego brat Eliasz oraz znający język arabski brat Illuminat z Rieti.

Chociaż Franciszek nigdy otwarcie nie sprzeciwiał się krucjatom – nazywając je „świętym przedsięwzięciem”, które słusznie przywróciłyby chrześcijaństwu jego najważniejsze miejsca – to teraz jechał tam z zamysłem doprowadzenia do zakończenia krwawych zmagań.

W tym celu starał się nawet o zgodę legata papieskiego na udanie się do saraceńskiego obozu. Kardynał uznał ten pomysł za szalony, ale, przychylając się do prośby, ostrzegł, że nie bierze odpowiedzialności za śmierć Franciszka. A ta zdawała się tylko czyhać na biedaka z Asyżu, gdyż sytuacja, jaką zastał pod obleganą przez chrześcijan Damiettą, nie napawała optymizmem.

Oblężenie Damietty podczas piątej krucjaty

Oblężenie Damietty podczas piątej krucjaty

Przekazy wspominają nawet o wydanym przez sułtana Malika al-Kamila edykcie, że „jeżeli ktokolwiek przyniesie głowę jakiegoś chrześcijanina, to w nagrodę otrzyma złotą monetę”. Zatem zagrożenie było bardzo realne.

Sułtan zaproponował również pokój krzyżowcom, którzy w zamian za opuszczenie Egiptu mieli odzyskać Jerozolimę i relikwię Świętego Krzyża. Jednak legat papieski odrzucił te warunki i w ten sposób „trwała wówczas nieubłagana wojna pomiędzy chrześcijanami a Saracenami” – pisze św. Bonawentura.

Franciszek nie mógł się pogodzić z takim stanem rzeczy, a kiedy w noc poprzedzającą jedną z bitew miał proroczy sen, w którym widział klęskę krzyżowców – postanowił działać. Jak wspomina jego współbrat i pierwszy biograf Tomasz z Celano: „Święty pośpieszył i natarł na chrześcijan za pomocą zbawiennych upomnień, broniąc przed walką, wieszcząc zagładę”. Zadufani i pewni zwycięstwa dowódcy krucjaty jednak go nie wysłuchali. Niestety, przepowiednie się spełniły – wojska chrześcijan zostały 29 sierpnia 1219 roku zdziesiątkowane, a powodzenie piątej krucjaty zawisło na włosku.

Czytaj też: Rycerze Templum. Sekrety najbardziej tajemniczego zakonu rycerskiego w dziejach

Przed obliczem sułtana

Sponiewierane i wykrwawione walką szeregi krzyżowców tylko czekały na ostateczny cios ze strony Saracenów. Ten jednak nie spadł na ich głowy. Zbrojne zastępy al-Kamila również dotkliwie odczuły trudy bitwy, a ponadto sułtan był zajęty nieoczekiwanym gościem.

Oto bowiem pojawił się przed nim Franciszek ze słowem Bożym na ustach. Towarzyszył mu prawdopodobnie brat Illuminat, który miał być tłumaczem. Misja asyskiego mnicha była bardzo ryzykowna, gdyż nie było możliwości przedostania się na teren wojsk sułtana bez narażenia się na śmierć. Tak naprawdę strony walczące jedynie zapadły na swoich pozycjach dla złapania oddechu przed dalszą konfrontacją. „Jednak Franciszek, nieustraszony żołnierz Chrystusowy, zdecydował się iść. Nie zrażało go niebezpieczeństwo śmierci, przeciwnie – pobudzało pragnienie” – pisze św. Bonawentura.

Zdumione i zapewne przerażone straże wypuściły go na skrwawioną ziemię niczyją, patrząc, jak biedak z Asyżu i jego towarzysz zmierzają do obozu potężnego Malika al-Kamila. Zanim zdołali dotrzeć przed oblicze sułtana, zostali schwytani przez muzułmanów, pobici i zakuci w kajdany. Jak podkreśla Tomasz z Celano Franciszek jednak „nie dał się zastraszyć groźbami tortur, ani nie uląkł się zagrożenia śmiercią”.

Franciszek na potwierdzenie autentyczności prawdy ewangelicznej i tego, że jego wiarę należy uznać za pewniejszą i bardziej świętą, chciał przejść razem z muzułmańskimi duchownymi po rozżarzonych węglach

Franciszek na potwierdzenie autentyczności prawdy ewangelicznej i tego, że jego wiarę należy uznać za pewniejszą i bardziej świętą, chciał przejść razem z muzułmańskimi duchownymi po rozżarzonych węglach

Niektóre źródła podają, że miał wówczas wołać: „Sułtanie, sułtanie”, dopóki nie został doprowadzony przed jego majestat. Natomiast biskup Jacques de Vitry wspomina, że:

schwytany na drodze przez Saracenów powiedział: »Jestem chrześcijaninem, zaprowadźcie mnie do waszego pana«. Gdy Franciszek znalazł się przed obliczem sułtana, dzikie i pełne grozy spojrzenie władcy zmieniło się w samą łagodność, bo dostrzegł w nim męża Bożego. Przez kilka dni pozwolił Franciszkowi głosić wiarę Chrystusową sobie i swoim ludziom i uważnie mu się przysłuchiwał.

Historycy do dziś zastanawiają się nad fenomenem tej audiencji, gdyż według przekazów sułtan jest co prawda przedstawiany jako władca inteligentny, wykształcony i głęboko wierzący, ale też groźny i niezwykle surowy (o czym świadczy chociażby wcześniej wspomniany edykt o nagrodzie za głowę każdego chrześcijanina). Być może postrzegał Franciszka jako sufiego, czyli wędrownego ascetę, którego słowa warte były wysłuchania. I chociaż kroniki chrześcijańskie oględnie opisują to spotkanie, to jednak przyjmuje się, że sułtan podjął Franciszka bardzo uprzejmie i w pokojowej atmosferze.

Ubogi mnich z Asyżu odważnie opowiadał al-Kamilowi o wierze chrześcijańskiej, która według jego słów wyglądała zupełnie inaczej niż ta, widziana przez muzułmanów w postawie większości krzyżowców. Został wysłuchany z uwagą, a według relacji Tomasza z Celano sułtan chciał na koniec spotkania obsypać zakonnika i jego towarzysza hojnymi darami. Franciszek jednak ich nie przyjął, czym miał jeszcze bardziej zaimponować wyznawcom Allaha.

Św. Bonawentura dodaje, że Franciszek na potwierdzenie autentyczności prawdy ewangelicznej i tego, że jego wiarę należy uznać za pewniejszą i bardziej świętą, chciał przejść razem z muzułmańskimi duchownymi po rozżarzonych węglach. Na propozycję próby ognia al-Kamil miał odpowiedzieć: „Nie wierzę, żeby któryś z moich kapłanów zechciał wydać się na pastwę ognia celem obrony swojej wiary albo poddać się jakimś innym mękom”. A wobec dalszych nalegań Franciszka, że jeżeli on sam obronną ręką przejdzie tę próbę, to sułtan przyjmie wiarę Chrystusową, odpowiedział, że nie ma odwagi przyjąć tej propozycji w obawie przed gniewem swojego ludu.

Zatem mnichowi z Asyżu nie udało się ponieść męczeńskiej śmierci ani nawrócić sułtana, ale otrzymał od niego gwarancję bezpiecznego powrotu do obozu krzyżowców, poruszania się po Ziemi Świętej, a nawet możliwość stałego osiedlenia się tam franciszkanów (z czego w przyszłości skwapliwie skorzystali). Sam Franciszek w październiku 1219 roku wyruszył z powrotem do Italii, by zająć się swoją wspólnotą. Być może w czasie podróży pocieszał się słowami al-Kamila, który miał powiedzieć: „Gdyby wszyscy byli takimi chrześcijanami jak ty, przyjąłbym waszą wiarę”.

Bibliografia:

  1. Billings M., Wyprawy krzyżowe, tłum. Z. Dalewski, Warszawa 2002.
  2. Paczkowski M., Powstanie i początek Kustodii Ziemi Świętej, https://czasopisma.uni.opole.pl/index.php/scrs/article/view/915 [dostęp: 29.12.2020].
  3. Rędzioch W., Św. Franciszek u sułtana, aby głosić wiarę chrześcijańską i ponieść męczeństwo, https://www.niedziela.pl/artykul/40630/Sw-Franciszek-u-sultana-aby-glosic-wiare [dostęp: 28.12.2020].
  4. Runciman S., Dzieje wypraw krzyżowych, tłum. J. Schwakopf, t. 3, Katowice 2009.
  5. Świątkiewicz W., Franciszek u sułtana, http://idziemy.pl/kosciol/franciszek-u-sultana/57917 [dostęp: 28.12.2020].
  6. Wczesne źródła franciszkańskie, red. o. S. Kafel, t. 1–2, Warszawa 1981.
  7. Wilczyński K., Co św. Franciszek powiedział sułtanowi?, https://deon.pl/kosciol/komentarze/co-sw-franciszek-powiedzial-sultanowi,371827 [dostęp: 28.12.2020].
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW piątek rozpoczną się zapisy na szczepienia dla osób powyżej 70 roku życia. Dworczyk o całej procedurze
Następny artykułW Bazławkach powstał pierwszy odcinek serialu o gminie Reszel