A A+ A++

Wczorajszą Noc Muzeów można zaliczyć do jednej z najlepszych, jakie dotąd obchodzono w Prudniku. Z pewnością wpływ na to miało umiejscowienie wydarzenia – główna atrakcją było zwiedzanie zakonu bonifratrów.

Z opcji skorzystało 150 osób, a więc tyle, ile przewidział organizator, a wejściówki rozeszły się jak świeże bułeczki – w dwie godziny tego samego dnia, gdy ogłoszono program.

Pięć grup rozpoczynało zwiedzanie od kościoła pw. św. Piotra i Pawła, kojarzącego się nam z przymiotnikiem „mały”. W rzeczywistości obiekt jest całkiem sporych rozmiarów i pełen wyszukanych elementów wystroju, na których skupił się Marcin Husak – od niedawna dyrektor Muzeum Ziemi Prudnickiej. Możliwości kościelnych organów przedstawił tutejszy organista – Łukasz Solarski, na co dzień pasjonat lokalnej historii. Z kościoła zwiedzający udali się do zakonnych archiwum i refektarza, kaplicy, ogrodu i krypty, w której pochowanych jest kilkudziesięciu zakonników. W międzyczasie odwiedzić można też było strych budynku zakonnego, który już ze wspomnianym wcześniej przymiotnikiem nie ma wiele wspólnego – to trzypiętrowa „hala”.

W miejscu, w którym strych płynnie przechodzi w część wieży kościelnej, znajduje się prawdziwa perełka. To mechanizm zegara. Wykonała go niemiecka firma Edward Korfhage, która istnieje do dziś i konsultowała naprawę (choć obecnie zajmuje się już elektroniką). Tej dokonał dwa lata temu prudniczanin – Grzegorz Wojciechowski, którego zegar jest prawdziwym „oczkiem w głowie”. Zna on też i inne tajemnice strychu. To m.in znajdujące się tam pozostałości po pierwszym zegarze na wieży (ten obecny wyprodukowany został w 1911 roku), tzw. morowy krzyż, który widniał na kopule wieży na pewno przed obecnym, potężny, drewniany drąg, na którym w czasach niemieckich zawieszone były flagi, prycza dla przenoszenia rannych żołnierzy z czasów I wojny światowej (skąd się tam znalazła? – oto jest pytanie), czy komin, który służył nie tylko do palenia, ale również wędzenia żywności. Na strychu najbardziej interesująco prezentuje się jednak fragment dawnej apteki bonifraterskiej. Zgromadzone tam specyfiki mają ponad 130 lat (!), zamknięte są w oryginalnych opakowaniach i nie wiadomo, co tak naprawdę się w nich znajduje. Próbować odradzano – jednym ze znalezisk był bowiem…arszenik. Grzegorz Wojciechowski wskazał też miejsce, gdzie w 1945 roku zakonnicy zamurowali zakonne dokumenty i książki. Powód był jasny – zbliżający się wówczas do Prudnika Rosjanie zachowywali się na zdobywanych ziemiach bardzo podobnie, jak obecnie na Ukrainie, po dokumentach mógł więc zostać proch. Akcja zakończyła się powodzeniem, bo w większości nie wpadły w łapy czerwonoarmistów.

Osobnym wartym odnotowania wątkiem jest możliwość wczorajszego zwiedzania wieży Woka. Obiekt – po długiej przerwie – znów jest otwarty. I tak będzie do końca września, więc okazji do podziwiania miasta z wysokości nie zabraknie. Tuż przy wieży bonifratrzy utworzyli też tzw. Warsztat Zielarza. W wyremontowanym budynku można było degustować napary ziołowe, a na stoisku na zewnątrz zakupić publikacje dotyczące Prudnika.

Nadmieńmy tu jeszcze, że klasztor wraz ze szpitalem powstał w latach 1782–1783, natomiast w latach 1785–1787 wzniesiono kościół. Budowę nadzorował mistrz murarski Piotr Paweł Ertel z Wrocławia.

Fotorelacja z wczorajszego wydarzenia na naszym facebooku. Na głównym zdjęciu – pozostałości po 130 letniej bonifraterskiej aptece.

Maciej Dobrzański

Kościół i klasztor na historycznej rycinie. Ze zbiorów Walentego Stecia
Przedwojenne zdjęcie – ze zbiorów Walentego Stecia

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTak świętował Lech [WIDEO]
Następny artykułNie tylko Raszków. Premier Morawiecki przyjedzie też do Ostrowa