Jak co roku, pod koniec października, organizatorzy Tour de France zaprezentowali trasę swojego wyścigu podczas oficjalnej gali w Paryżu. Podobnie jak w poprzednich latach, Christian Prudhomme i spółka, dość poważnie zaskoczyli ekspertów i kibiców. Dość nieoczekiwanie, największe zmiany dotyczą rozlokowania górskich etapów i długości odcinka jazdy indywidualnej jazdy na czas.
Start w kibicowskiej Mekce
Na początek to, o czym było wiadomo od dłuższego czasu – start przyszłorocznej Wielkiej Pętli odbędzie się w Bilbao, przy akompaniamencie całych mas kibiców z Kraju Basków. Po Hiszpańskiej stronie granicy kolarze będą także drugiego dnia, kiedy to peleton pokona trasę pomiędzy Vitorią i San Sebastian. Co ważne, niedaleko przed metą umiejscowiony został podjazd pod Jazkibel, znany z rozgrywanego w nadmorskim mieście worldtourowego klasyku.
Wczesny atak na Pireneje
W związku z lokalizacją Grand Depart, Christian Prudhomme i jego współpracownicy zdecydowali się bardzo szybko wysłać peleton w Pireneje. Drugi z legendarnych francuskich łańcuchów górskich będzie areną zmagań największych gwiazd już podczas piątego i szóstego etapu, czyli w samym środku “pierwszego tygodnia” rywalizacji.
Pierwszy z pirenejskich etapów będzie nieco łatwiejszy. Do pokonania będzie 165 kilometrów pomiędzy Pau i Laruns. Na trasie umieszczono dwie górskie premie – Col de Soudet (15,1 km, 7,2%) oraz doskonale znane Col de Marie Blanque (7,7 km, 8,6%). Co ciekawe, końcówka rywalizacji dokładnie pokrywa się z 9. etapem TdF 2020, wygranym przez Tadeja Pogacara – pierwszym w jego karierze.
Etap szósty będzie już typowym górskim etapem, na którym różnice w czołówce mogą być całkiem duże. Na odcinku wiodącym z Tabres do Cauterets-Cambasque ulokowano trzy wspinaczki – Col d’Aspin (12 km, 6,5%), Col du Tourmalet (17,1 km, 7,3%) oraz finałowy (16 km, 5,4%), będący przedłużeniem podjazdu, na którym swoje trzecie zwycięstwo etapowe w karierze odniósł Rafał Majka. Co ciekawe, ostatnie 100 kilometrów etapu wygląda praktycznie identycznie jak 7 lat temu.
Powrót legendy
Po dwóch nieco spokojniejszych dniach, na zakończenie “pierwszego tygodnia” zmagań, organizatorzy przygotowali prawdziwą bombę. 9 lipca kolarze przemierzać będą Masyw Centralny, by pierwszy lat od około 40 lat zakończyć rywalizację na Puy de Dome (13,3 km, 7,7%), legendarnej górze, na której w 1975 roku Eddy Merckx został uderzony w brzuch przez kibica, a nieco ponad 300 lat wcześniej, Blaise Pascal dokonywał swoich największych odkryć.
W przypadku Puy de Dome, oprócz czystej radości z powrotu tak ważnego i trudnego podjazdu na trasę Tour de France, warto także wspomnieć o niedawnych słowach Christiana Prudhomme, który zarzekał się, że finisz na tym wygasłym wulkanie jest niemożliwy ze względów logistycznych. Bardzo podobnie o niektórych wzniesieniach w Polsce wypowiadał się także Czesław Lang, który przez szefa największego wyścigu na świecie mógł stracić jeden z ważniejszych argumentów w walce z przeciwnikami jego podejścia do Tour de Pologne.
Zmora sprinterów
Początek drugiego tygodnia ścigania, w odróżnieniu od chociażby edycji sprzed 5 czy 10 lat, będzie zupełnie nieprzychylny sprinterom. Peleton przez 3 dni będzie bowiem nadal przemierzał malownicze szosy Masywu Centralnego, a co za tym idzie, zawodnikom przyjdzie się zmierzyć z niewdzięcznym, pagórkowatym terenem, który przede wszystkim będzie odpowiadał uciekinierom, którzy wcześniej poniosą już spore straty w klasyfikacji generalnej. Jednocześnie może to być też dobry moment dla Wouta van Aerta, by podobnie do edycji z 2022 roku, bardzo wcześnie zapewnić sobie zwycięstwo w klasyfikacji punktkowej.
W weekend zawodnicy ponownie wjadą w wysokie góry. Tym razem rywalizacja przeniesie się do Jury i wysokich Alp, gdzie bardzo ciężkich finiszy z pewnością nie zabraknie. Trzynasty, piątkowy etap stanie pod znakiem wspinaczki pod Grand Colombier, gdzie w 2020 roku… także wygrał Tadej Pogacar, a Egan Bernal przeżywał jedne z największych męczarni w swojej zawodowej karierze. Finałowy podjazd (17,4 km, 7,1%) z pewnością poważnie przerzedzi peleton, lecz ze względu na trudności na kolejnych etapach, nie jest pewne, czy faworyci poważnie sprawdzą swoje możliwości. Patrząc jednak na to, co działo się w tym roku…
Alpy wysokie, wysokości niskie
Sobota i niedziela, kończące drugi tydzień rywalizacji, to ściganie po alpejskich, choć nie najtrudniejszych szosach. Etap 14 stanie pod znakiem trudnej rywalizacji w średnich górach, zakończonych zjazdem do Morzine. Wcześniej do pokonani będą jednak takie podjazdy jak Col de Cou (7 km, 7,4%), Col du Feu (5,8 km, 7,8%), Col de la Ramaz (13,9 km, 7,1%) oraz Col de Joux Plane (11,6 km, 8,5%), którego szczyt został umieszczony 12,5 kilometra przed metą. Zważając na piątkową i niedzielną końcówkę może to być dobry etap dla mocniejszych uciekinierów, lecz jednocześnie o swoje mogą powalczyć Ci, którzy stracili już nieco w generalce, ale nadal mają ochotę na pozycję w ścisłej czołówce.
W niedzielę, podobnie jak dzień wcześniej, podjazdy nie będą należały do najtrudniejszych. Ostatnie kilometry mogą być jednak niezwykle ciekawe. Po wcześniejszych wspinaczkach pod Col de la Forclaz (7,2 km, 7,3%) i Col de la Croix Fry (11,3 km, 7%), kolarze zmierzą się z niezwykle trudnym finiszem, złożonym z dwóch wspinaczek – Cote des Amerands (2,7 km, 11,1%) i Saint-Gervais Mont-Blanc (7,2 km, 7,7%).
Czasówka dla Francuzów
Choć w ostatnich dwóch latach całkowity dystans indywidualnej jazdy na czas na Tour de France był jak najbardziej akceptowalny, Christian Prudhomme jest znany z podporządkowywania tej konkurencji pod najlepszych francuskich zawodników. Zwracając uwagę na umiejętności indywidualnej walki z zegarem Davida Gaudu i Romaina Bardet, nie da się nie zauważyć, że zaledwie 22 kilometry ścigania na “kozach” jest ukłonem w ich stronę. Co więcej, siedemnasty etap przyszłorocznej Wielkiej Pętli będzie także dość mocno pofałdowany.
(Nie)mityczny trzeci tydzień
W sumie, na całym dystansie trzeciego tygodnia ścigania, każdy z kolarzy powinien znaleźć coś dla siebie. Po wtorkowym etapie jazdy indywidualnej na czas, kolarze zmierzą się z królewskim etapem przyszłorocznej edycji wyścigu. Co ciekawe, będzie to odcinek zakończony krótkim, ale i bardzo trudnym zjazdem. W sumie, na dystansie 166 kilometrów do pokonania będą cztery kategoryzowane podjazdy – Col de Saisies (13,3 km, 5,3%), Cormet de Roselend (19,9 km, 6%), Cote de Longefoy (6,6 km, 7,6%) i Col de la Loze (28,4 km, 6%), z którego szczytu do mety pozostanie 6,5 kilometra. Jednocześnie będzie to pierwszy w historii finisz etapu na zjeździe ze wspomnianego Col de la Loze, które zadebiutowało na Tour de France w 2020 roku, a etap wygrał Miguel Angel Lopez. Ponownie więc kluczowe będzie ostatnie kilka kilometrów, gdzie miejscami nachylenie sięga do 24%.
Kolejne dwa dni to z kolei szanse dla uciekinierów oraz sprinterów. Na ten moment jednak nie możemy przewidzieć, co może się wydarzyć na etapach przelotowych. Przed kolarzami ciągle będzie bowiem finałowy etap górski, który powinien ostatecznie rozstrzygnąć losy klasyfikacji generalnej.
Bitwa o Wogezy
Czas na etap nr 20, ostatni przed swoistą paradą w Paryżu. Podobnie jak w 2020 roku (dużo tych podobieństw, prawda?), o ostatecznym układzie klasyfikacji generalnej zdecyduje odcinek prowadzący przez Wogezy. 2 lata temu, to właśnie tam, podczas jazdy indywidualnej na czas, świat zaskoczył Tadej Pogacar, nokautując Primoza Roglica. Tym razem na kolarzy czekać będzie naprawdę trudny, górski etap, na którym znajdzie się pięć kategoryzowanych podjazdów – Ballon d’Alsace (11,5 km, 5,3%), Col de la Croix des Moinats (5,2 km, 7%), Col de Grosse Pierre (3,2 km, 8%), Petit Ballon (9,3 km, 8,1%) i Col du Platzerwasel (7,1 km, 8,4%), z którego do mety w Le Markstein będzie zaledwie 7,5 kilometra. Co ciekawe, ostatnie 40 kilometrów etapu pokrywa się ze środkową częścią siódmego odcinka tegorocznej Wielkiej Pętli kobiet, gdzie po piękne zwycięstwo ruszyła Annemiek van Vleuten.
Podsumowując, na kolarzy w przyszłorocznym Tour de France czekać będzie jeden etap jazdy indywidualnej na czas, osiem etapów górskich (z czego 4 zakończone podjazdem, a dwa krótkim zjazdem lub odcinkiem płaskim), sześć etapów pagórkowatych i tyle samo płaskich. Każdy powinien więc znaleźć na niej coś dla siebie. Jednocześnie należy przyznać, że na wyścigu brakuje zdecydowanie dłuższego, płaskiego odcinka jazdy na czas oraz długiego, prawdziwie królewskiego etapu górskiego, choć temu do Courchevel nie brakuje wiele.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS