Zło zostało nazwane złem i wydano na nie wyrok – mówi Marek Mielewczyk, ofiara księdza seksualnego drapieżcy, po oddaleniu przez Sąd Najwyższy kasacji strony kościelnej.
Newsweek: Marku, byłeś jedną z pierwszych ofiar, która postanowiła opowiedzieć mi o swoich traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa. Twoja walka o prawdę i sprawiedliwość trwała blisko dekadę i zakończyła się w zeszłym tygodniu wyrokiem Sądu Najwyższego. Długo na to czekałeś. Czy po drodze miałeś chwile zwątpienia?
Marek Mielewczyk: Nie raz i nie dwa myślałem, żeby odpuścić. Czułem momentami gigantyczną presję ze strony ludzi, którzy uważali, że lepiej o tym nie mówić, żeby zapomnieć i nie wyciągać na światło dzienne rzeczy z przeszłości. Gdy nie widzisz zrozumienia na przykład własnej matki, to może dopaść cię zwątpienie. Gdy czytasz ohydne komentarze na swój temat w internecie, nie możesz czuć się z tym dobrze, bo wiesz, że ten cały hejt dociera do twoich bliskich, do dzieci. Na szczęście nie byłem w tej sprawie sam. Także twój film “Tylko nie mów nikomu” pomógł mi uwierzyć, że to, co robię, ma sens, że moja walka z bezduszną kościelną machiną jest ważna dla innych ofiar. Wciąż bowiem wiele skrzywdzonych osób boi się powalczyć o siebie, nie wierząc, że można wygrać z tą potężną i wpływową instytucją.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS