Niestety, kolejnych odpowiedzi na pytania zadane szefowi krakowskiej spółki „Chemart”, właścicielowi nieistniejącej już koszykarskiej drużyny pod nazwą Niedźwiadki Chemart Przemyśl Arturowi Lewandowskiemu nie będzie.
Tych kilkanaście zdań wyjaśnienia naszym Czytelnikom po prostu się należy. Kiedy powstawał materiał pod wspólnym tytułem „Nie do końca piękna katastrofa, czyli jak drugi raz upadły Przemyskie Niedźwiadki”, skontaktowałem się z panem Lewandowskim, pytając go, czy zechce odpowiedzieć na zestaw przygotowanych pytań. Tak, aby możliwość wypowiedzenia się, przedstawienia swojej wersji wydarzeń mieli wszyscy, najbardziej zainteresowani, w tej bulwersującej sprawie.
Pan Lewandowski chętnie przystał na to, prosząc o wysłanie pytań. Tak uczyniłem. Po zapoznaniu się z nimi, zaproponował zupełnie odstającą od jakichkolwiek dziennikarskich zasad konwencję. Otóż co niedzielę miał wysyłać odpowiedzi na jedno z 10 zadanych pytań. Tylko i wyłącznie dzięki naszej dobrej woli, a przede wszystkim redaktora naczelnego naszego tygodnika Artura Wilguckiego, przystałem na złamanie reguł, obowiązujących przy rozmowie, wywiadzie (jak zwał, tak zwał).
Na pierwsze pytanie: „Plany były wielkie, nic z nich nie zostało… Co się takiego wydarzyło, że w zasadzie z dnia na dzień postanowił się Pan zupełnie wycofać z projektu?” pan Lewandowski wysłał odpowiedź, mającą ok. 19 tysięcy znaków. Odpowiedź, która de facto odpowiedzią na konkretnie zadane pytanie nie była. Wysłał z zastrzeżeniem, aby wydrukować całość. Absolutnie takiej możliwości nie było. Tylko i wyłącznie dzięki naszej dobrej woli, a przede wszystkim redaktora naczelnego naszego tygodnika (po konsultacji z panem Lewandowskim) „odpowiedź” pojawiła się u nas w dwóch formach. W papierze jako streszczenie (omówienie), na naszej stronie internetowej – w całości. Zrobiliśmy coś, czego do tej pory nie praktykowaliśmy… I pewnie ze świecą szukać takich, którzy na „coś takiego” wyraziliby zgodę.
Już dwa tygodnie temu w tym miejscu miała się pojawić odpowiedź na pytanie nr 2. Ale się nie pojawiła. Nie pojawiła się, bo pan Lewandowski – wbrew buńczucznym zapowiedziom, obiecankom – nie odezwał się. Znikł. Rozpoczął coś, co miało wiele, a może i wszystko, wyjaśnić i nagle, z dnia na dzień, się wycofał. Skądś to znamy? Ależ oczywiście!
Kolejne pytania brzmiały:
- Ile własnych pieniędzy wyłożył Pan przez te trzy lata?
- W jaki sposób miasto pomagało Panu w tym projekcie?
- Kto, Pana zdaniem, miał „szukać” dodatkowych sponsorów, którzy wsparliby tej projekt?
- Do pewnego momentu z prezydentem miasta Wojciechem Bakunem pozostawał Pan w bardzo dobrych, przyjacielskich stosunkach. Snuliście wspólnie długofalowe plany. W którym momencie wasze drogi się rozeszły?
- Plotki głoszą, że przelaniem czary goryczy były wybory samorządowe do Rady Miejskiej w Przemyślu. Startując, otrzymał Pan bodaj 47 głosów. Czy to prawda?
- Nie było żadnej możliwości, dobrej woli, aby ten projekt jednak uratować?
- Wiele osób w Przemyślu twierdzi, że oto jota w jotę powtórzyła się sytuacja z Krakowa, z czasów, kiedy był Pan sponsorem Wisły Chemart Kraków… Co Pan na to?
- Nie szkoda Panu? Mnie osobiście najbardziej szkoda rzeszy tych dzieciaków, garnących się do koszykówki, których rodzice uwierzyli trenerom i zaczęli masowo wysyłać swoje pociechy na treningi.
- Jest Pan właścicielem licencji na grę zespołu Niedźwiadków Chemart Przemyśl tak w rozgrywkach I ligi, jak i II ligi. Co chce Pan z nimi zrobić?
Mimo wysłanych wiadomości, czy i kiedy wyśle odpowiedzi na kolejne pytania, próśb o kontakt (z datami – 11 i 12 lipca br.), nie raczył odpisać jednego choćby słowa. Miałem nadzieję, że rozmawiam z poważnym człowiekiem… Niestety, pomyliłem się.
Na tym temat pod tytułem „Niedźwiadki Chemart Przemyśl” na naszych łamach uważam za zamknięty.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS