A A+ A++

Kiedy ktoś myśli: „Metal Gear Solid”, zaraz potem mówi: „ale to już było… i nie wróci więcej”.

Nie zamierzam się tutaj rozpisywać o tym, jak Konami zarżnęło tę serię, a potem zatańczyło na jej grobie, wydawszy Metal Gear Survive oraz remake Snake Eatera na automaty pachinko. Fani serii nie mają zbytnio na co liczyć. Tym większe było moje zdziwienie, gdy zupełnym przypadkiem odkryłem produkt emgieesopodobny.

Czas czytania: 5 min

Do you know the acronym M.G.S.?

Grając w Hundred Fires: The Rising of Red Star, wcielamy się w Valero Montenegro, który po śmierci żony ucieka z Kuby. Parę lat później kontaktuje się z nim nikt inny, lecz sam prezydent USA, John F. Kennedy. Ten zleca mu misję zabicia pewnego japońskiego dewelopera w zamian za życie córki głównego bohatera.

Ciąg przyczynowo-skutkowy jest tutaj cokolwiek luźny, a logika nieraz bierze sobie wolne. Od samego początku wiadomo, że Hundred Fires: The Rising of Red Star to raczej parodia MGS-a, a w mniejszym stopniu hołd dla serii. Bawiłem się nieźle, lecz historia powstania tej gry też jest ciekawa.

W 2012 roku David Amado Fernández wypuścił na Androida Metal Gear: Outer Heaven. Był to fanowski remake pierwszego Metal Geara z 1987, wydanego pierwotnie na komputery MSX. Po tym, jak gra zdobyła milion pobrań, Konami usunęło ją ze sklepu. Nawiasem mówiąc, produkcję nadal można łatwo znaleźć i ściągnąć (klik!), lecz nie lubi się ona ze współczesnymi smartfonami. Rozwiązaniem mógłby być emulator.

Dwa lata później Amado wypuścił trylogię „MGS-like’ów” pod tytułem Hundred Fires. Gameplayowo był to, choć toporny i nieporadny, ale jednak Metal Gear. The Rising of Red Star jest sequelem Hundred Fires. Szczęśliwie nie trzeba znać pierwszej części, żeby grać w „dwójkę”. Rozgrywka z odsłon na Androida wygląda dosyć kiepsko, sequel wypada pod tym względem lepiej. Po kolei…

Don’t touch my balls

Na pierwszy rzut oka Hundred Fires: The Rising of Red Star wygląda jak nieślubne dziecko drugiego MGS-a oraz Peace Walkera. Mamy zinfiltrować lokację podobną do tej z Ground Zeroes, lecz moveset postaci oraz sposoby obezwładniania przeciwników jako żywo przypominają Sons of Liberty z tą różnicą, że w każdej chwili możemy przełączać się pomiędzy klasycznym widokiem z góry a kamerą obracaną przez gracza. Sterowanie jest wykonane tak sobie, ale nie wnerwia. Mogłoby być trochę precyzyjniejsze.

Podobnie jak w Metal Gear Solid 2, mamy na wyposażeniu pistolet na strzałki, którym możemy bez wysiłku wyeliminować wszystkich przeciwników na mapie. Strzelanie z karabinu też jest opcją, a gra kończy się pojedynkiem snajperskim.

Klimat MGS-a czuć było najmocniej podczas samego zwiedzania poziomu. W pewnym momencie trzeba było odszukać kartę-klucz do drzwi. Ta była ukryta w budce za polem minowym. Trzeba było więc znaleźć wykrywacz min. Aby to zrobić, należało wskoczyć w drewnianej skrzynce do ciężarówki, którą pojechaliśmy do innego rejonu bazy. Elementy metroidvanii były w MGS-ach silne (aż do Peace Walkera) i właśnie to szukanie sprzętu sprawiło mi najwięcej radochy. To jest po prostu fajne i mam nadzieję, że dalsze epizody pójdą w tym kierunku.

Ogółem gra się całkiem nieźle, do czasu aż ktoś się odezwie. Angielski w grze mocno kuleje i trochę dziwi mnie, że nikt nie pokusił się o korektę dialogów, zwłaszcza że Metal Gear: Outer Heaven wypadał pod tym względem poprawnie. Otrzymujemy w ten sposób takie kwiatki, jak „don’t touch my balls”, które jest dosłownym tłumaczeniem hiszpańskiego: „no me tocas los cojones”. Znaczy to tyle, co nie vkvrviaj mnie „proszę mnie łaskawie nie denerwować”. Ten przypadek jest na swój sposób uroczy, ale tekst jest najeżony zwyczajnymi błędami, na które ciężko nie zwrócić uwagi. Do tego dochodzi dubbing, który nie jest zły, ale nie jest też dobry. Głos prezydenta Kennedy’ego nadaje na takich częstotliwościach, że po pięciu minutach wytrąci z równowagi nawet Buddę.

Poza tym gra krzyczy całą sobą, że jest parodią MGS-a, i to tak głośno, że momentami skręcało mnie z cringe’u. Masz zabić pewnego japońskiego dewelopera, któż to może być? Czyżby to był sam Hideo Kojima? Nie może być! Czysty przypadek!

The best is yet to come

Do Hundred Fires podchodziłem trochę jak pies do jeża. Obawiałem się, że będzie to barachło żerujące na Metal Gearze, a bawiłem się całkiem nieźle. W grze czuć ducha oryginału, szczególnie w trybie treningowym, który niesamowicie przypomina analogiczny tryb z pierwszego MGS-a. Natomiast w trybie Infinite Gear musimy znaleźć i zniszczyć Metal Geara, przemierzając losowo wygenerowany labirynt pomieszczeń. Ciekawe urozmaicenie! Nawiasem mówiąc, animacje stalowego potwora są całkiem, całkiem. Zapoznawszy się ze wszystkimi trybami, całość można spokojnie przejść w mniej niż półtorej godziny.

Widać, że Hundred Fires to gra zrobiona z entuzjazmem, a doświadczenie zdobyte przy mobilnych produkcjach wypłaca teraz dywidendy. Owszem, grafika wygląda jak ze złotej ery PS3, animacje postaci są cokolwiek sztywne, a połowę kwestii dialogowych należałoby z marszu potraktować Delete’em. Wiele rzeczy jest do poprawy, ale tworzenie własnej gry to piekielnie czasochłonna i po prostu trudna sztuka. Trzymam kciuki za autora i czekam na dalsze wieści związane z grą.

Hundred Fires: The Rising of Red Star jest dostępna na Steamie oraz Nintendo Switch.

Nagroda dla wytrwałych. (źródło)

A jak Wy wspominacie serię Metal Gear Solid? Dajcie znać poniżej i do następnego!

Kod na grę w wersji Steam otrzymałem od jego twórcy – Davida Amado Fernándeza. ¡Gracias!

Link do profilu Davida na itch.io

Ogłoszenie parafialne

Od niedawna piszę dla strony Cross-Play. Nie zamierzam jednak porzucać bloga na PPE oraz forum CD-Action (tam wrócę, gdy sekcja blogów powróci na stronę główną). Dla Cross-Playa piszę publicystykę wszelaką i recenzje gier ogrywanych na konsolach. Na blogu poczytacie za to recenzje gier z PC, powroty do gier już kiedyś ogranych (przykładowo wpis o Twierdzy) oraz wszystko, co z jakiegoś powodu na Cross-Playa się nie nadaje.

Aby być na bieżąco ze wszystkimi moimi tekstami, wpadajcie też na Cross-Playa. Poza moim pierwszym i drugim tekstem znajdziecie tam też wiele innych artykułów, a w każdą niedzielę wlatuje tygodniowe podsumowanie najważniejszych branżowych newsów. No i mamy radyjko na stronie głównej.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDuże zmiany w Dom Development. Szerokie działania w ramach staregii ESG
Następny artykułLech Poznań – Karabach Agdam. Gdzie będzie można obejrzeć mecz?