Dwa lata temu odbudowa Pałacu miała być symbolicznym aktem wieńczącym stulecie odzyskania niepodległości. Wówczas mazowiecki wojewódzki konserwator zabytków Jakub Lewicki napisał w oświadczeniu że „w pełni popiera ideę odbudowy Pałacu Saskiego i pałacu Bruehla”.
7 lipca 2021 prezydent Andrzej Duda, przedstawiając projekt ustawy o odbudowie Pałacu Saskiego. Wcześniej obiecał ją Jarosław Kaczyński, prezentując „Polski Ład”.
1 grudnia na specjalnie zwołanej konferencji minister kultury, Piotr Gliński poinformował o szacowanych kosztach i czasie odbudowy. To niemal 2,5 miliarda złotych, a prace potrwają 10 lat. Gliński powołał też Zarząd Spółki Celowej, która ma być odpowiedzialna za odbudowę Pałacu Saskiego. Prezesem został Jan Edmund Kowalski, wiceprezesem ds. finansowych – Robert Cicirko, członkiem zarządu – Robert Bernisz.
Czytaj też: „Zbudujemy nowy dom”. Odbudowa Warszawy nie była przesądzona. Stalin uznał jednak, że jest mu politycznie potrzebna
Dlaczego odbudowa Pałacu Saskiego to fikcja?
Dziś z jego niegdysiejszych kształtów został tylko fragment arkady – grób nieznanego żołnierza. Słuchy o odbudowie pałacu wracają w ostatnich dekadach co jakiś czas, a projekt był swego czasu oczkiem w głowie byłego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. Odbudowa miała być namacalnym elementem planów polityki historycznej. Teraz do planów wraca wojewódzki konserwator zabytków, który mówi o potrzebie odbudowania pałacu. Nikt jednak nie opowiada, jaki to miałby być pałac, ani w jakim celu odbudowuje się tak wielki budynek w centrum miasta.
Historia pałacu wybudowanego po 1661 roku rozciąga się na przestrzeni czterech wieków. W tym czasie budynek przechodził z rąk do rąk, zmieniał właścicieli, status i swoją funkcję, był pałacem rodu Morsztynów, rezydencją króla Augusta II z dynastii Saskiej, w XIX wieku mieściło się tu liceum, budynki garnizonu wojskowego, mieściły się także burdele. Wojna zniszczyła miejsce doszczętnie, Niemcy wysadzili całość budowli, ale jej część, Grób Nieznanego Żołnierza, który znajdował się tu od 1925 roku, cudem ocalał. Przez lata plac po pałacu stał niemal pusty.
Fot.: Google Earth / Fot.
Lech Kaczyński po objęciu prezydentury miasta Warszawy wyszedł z inicjatywą odbudowy zabytku. Od razu pojawiły się pytania, na które nie dostajemy odpowiedzi. Jaki pałac chcemy odbudować, i czemu ten nowy budynek miałby służyć? Co restaurować chce prawica? Pałac królów Polski czy budynek, który przedwojenni warszawiacy już tylko zwyczajowo nazywali pałacem Saskim. Bo choć nie wszyscy o tym pamiętają, w latach XX-lecia pałac Saski zmienił znacznie swoje funkcje.
– Budynek przywołuje się jako jeden z architektonicznych symboli przedwojennej Warszawy. Owszem, pałac stał przy jednym z najważniejszych placów miasta, nie był jednak uważany za perłę architektury. Dowodem tego było choćby dopuszczenie likwidacji budynku zawarte w warunkach konkursu na przebudowę Placu Marszałka Piłsudskiego z 1935 roku. Niech nie zwiedzie nas efektowna kolumnada, pałac w formie z 1939 roku nie był reprezentacyjny, nie miał głównego wejścia ani eleganckich wnętrz – tłumaczy Jarosław Trybuś, główny kurator wystawy Muzeum Warszawy.
Kurator i znawca architektury dodaje też, że Pałac Saski od 1842 roku był wielokrotnie przebudowywany i remontowany. Jak na ironię, rozbudowę pałacu, którego kształt odbudować chce inicjatywa Saski 2018, ufundował rosyjski kupiec o nazwisku Skwarcow.
W walce o „historyczną prawdę” zwolennicy odbudowy mają jeszcze jednego przeciwnika. Jest nim sama historia.
Trybuś tłumaczy: – Budowa byłaby przede wszystkim, użyję mocnych słów, historycznym fałszerstwem. Decyzję o tym, by po wojnie nie odbudowywać pałacu, podjęli ludzie, którzy przeżyli tę wojnę. Widzieli zniszczone miasto i pamiętali jak wyglądało przed wojną. To ci ludzie w pełni świadomie zdecydowali pozostawić jedyną w mieście trwałą ruinę, by przypominała o tym, czego doświadczyła Warszawa [chodzi o grób nieznanego żołnierza – przyp. red.], czyli trzy łuki na tle ściany drzew. Poruszający, piękny obraz – komentuje Trybuś.
Michał Krasucki, naczelny konserwator zabytków miasta stołecznego Warszawy dodaje, że pozostawienie placu takim, jaki jest, to decyzja celowa. Architekci, którzy decydowali się na odbudowę miasta, rekonstrukcje setek kamienic, gmachów czy pałaców postanowili w tym właśnie miejscu pozostawić pustkę i fragment ruin, jako świadectwo zniszczenia, które wyrządziła nam wojna. Takie miejsca znajdziemy też w Hiroszimie czy Berlinie. To pomniki, tyle że pomniki pustki.
„Interesujesz się historią II wojny światowej? Sprawdź ofertę książek na ten temat. Ceny już od 18 zł”
Fot.: Marian Leśniewski/Archiwum / PAP
Władza niewiele mówi o historii budynku, jeszcze mniej o tym jak miałaby wyglądać odbudowa, na którą – jak podaje serwis Saska2018 – potrzeba około 262 milionów złotych.
– Odbudowa budynku wydaje się trudna co najmniej z kilku powodów. Choćby dlatego, że fundamenty oryginalnego pałacu zostały wpisane do rejestru zabytków i są pod placem. Trzeba byłoby je najpierw z rejestru wykreślić, by móc w ich miejsce wylać fundamenty pod nowy pałac. To, co oryginalne, zostałoby zniszczone na rzecz kopii – tłumaczy Trybuś i zaznacza, że nawet jeśli udałoby się odbudować Pałac Saski to będzie to tylko fasada. Dzisiejsze normy budowlane wymagają stropów innej grubości, które pomieszczą na przykład instalacje. W efekcie oryginalna fasada nie będzie pokrywać się z wnętrzem. Taką sytuację mamy już niedaleko w odbudowanym Pałacu Jabłońskich.
Fot.: Radek Pietruszka / PAP
Jest jeszcze rzecz, która zupełnie umyka z dyskusji, choć powinna być stawiana na pierwszym miejscu. Nie wiemy, co miałoby się w budynku znaleźć, komu miałby służyć i jakie funkcje pełnić.
– Dotąd nikt nam nie powiedział, czemu ma służyć ten nowy pałac saski. Budynki powstają dla określonych funkcji. Jaka ma być funkcja pałacu, tego nie wiemy – kończy Trybuś. Przyszły Pałac Saski wydaje się zatem dosłownie i w przenośni fasadą. Symbolem naszego fasadowego myślenia o historii, którą traktujemy na wyrywki i tak jak nam wygodniej.
To argumenty, z którymi PiS mógł się zapoznać już kilka lat temu. Rzeczywistość, w której znaleźliśmy się po nastaniu pandemii koronawirusa, ale też zmieniające się myślenie o urbanistyce rodzą nowe pytania. Po pierwsze, już w czasach, gdy Lech Kaczyński mówił o odbudowie Pałacu Saskiego, koszty tej inwestycji szacowano na miliardy złotych. Dzisiaj te koszty muszą być większe, a kryzys ekonomiczny, który ministerstwo kultury próbuje złagodzić zapomogami i dotacjami, jest nienajlepszym momentem na takie inwestycje. Pandemia powstrzymała już budowę pomnika upamiętniającego stulecie Bitwy Warszawskiej.
Wiele mówi się też o tym, że zrównoważona architektura w miastach, zamiast dodawać, powinna rewitalizować, adaptować i dostosowywać to, co jest, do nowych potrzeb. Podkreślało to choćby jury najważniejszej nagrody architektonicznej imienia Pritzkera, doceniając projekty francuskiego biura Vassal & Lacaton zajmującego się głównie rewitalizacjami dawnych budynków. Odbudowanie nieistniejącego pałacu, bez pomysłu na to, czym ma być jego przyszłość, w czasach, w których pieniądze powinny być dysponowane nadzwyczaj rozważnie, to po prostu zła decyzja.
Czytaj też: Pałac na torach. Dlaczego 50 lat temu obrócono pałac Lubomirskich w Warszawie?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS