Ubiegłoroczna Wielkanoc była pierwszym kamieniem milowym w pandemicznym świecie Covid -19. Głęboki lockdown pozamykał nas w domach, można było zapomnieć o tradycjach wielkanocnych (np. o rodzinnym śniadaniu wielkanocnym czy święceniu wielkanocnych pokarmów), boleśnie symboliczny był brak możliwości uczestniczenia w nabożeństwach kościelnych itp. W zdecydowanej większości byliśmy przestraszeni, mało kto potrafił odnaleźć się w zupełnie nieznanej rzeczywistości. Zdani na przekaz medialny, zalecenia rządu, opinie ekspertów, prawie bez uwag zaakceptowaliśmy wszystkie niedogodności, ufając, że wszystkie one wprowadzane są dla naszego dobra. Entuzjastycznie biliśmy brawa medykom, wynagradzając im katorżniczą pracę ponad siły, minister Szumowski bił rekordy popularności i zaufania, jako społeczeństwo wzorowo zdaliśmy egzamin ze zbiorowej odpowiedzialności i zdyscyplinowania. Zachowaliśmy się jak trzeba.
Na tym słodko-gorzkim obrazie pandemicznego społeczeństwa pierwsze rysy zaczęły się pojawiać przy okazji relacji z Lombardii. Setki trumien transportowanych wojskowymi ciężarówkami, pogrzeby co 30 minut, pacjenci umierający w karetkach pod szpitalami, brak rąk do pracy, odchodzenie w samotności, robiły przerażające wrażenie, ale w znacznej mierze okazały się zmanipulowane. Zdjęcia, które uwidaczniały wielką liczbę trumien z rzekomo zmarłymi na Covid -19, w rzeczywistości przedstawiały trumny zmarłych migrantów, którzy próbowali przypłynąć do Włoch siedem lat wcześniej. Ale twierdzenia o włoskiej Commedia dell’arte wciąż przyjmowano z oburzeniem, a ich autorów chętnie by ukamienowano. Niemniej zaczęły się pojawiać całkiem poważne, naukowe artykuły o tym, że pandemia jest co najmniej wyolbrzymiona, podjęte środki mocno przesadzone, a media – jako rządowe tuby nie informują obiektywnie o pandemii, ale stosują przekaz mający wywołać powszechny strach i bezdyskusyjny rygoryzm.
Zbliżamy się do następnej pandemicznej Wielkanocy. Jesteśmy, a przynajmniej powinniśmy być, o cały rok “pandemicznie” mądrzejsi, obeznani, posiadający własne zdanie i doświadczenia związane z Covid. I tak się zadziało, ale postawy wobec pandemii, szczepień i obostrzeń podzieliły społeczeństwo bardziej, niż podziały polityczne, czy światopoglądowe, które – jak się wydawało – są nie do przebicia na całe najbliższe i dalsze lata. Polityka stała się nudna i przewidywalna, rządzący, korzystając z pandemii, ochoczo zaprzęgnęli się do europejskiego wozu w koleinach “nowych ładów”, opozycja w swojej nieustającej, permanentnej żenadzie, chyba tylko dla najbardziej skretyniałych lemingów, wymyśla spektakle w rodzaju “Obajtek story”. Ale i tak walka polityczna, jeżeli to w ogóle jeszcze jest walka, odbywa się na covidowym polu. Pomimo, ze obydwie strony dmuchają w tą samą pandemiczną trąbę, mamy się ekscytować detalami: a to, że można (lub nie) szczepić więcej, mieć więcej łóżek w szpitalach, mniej chorych, więcej testów, mniej obostrzeń, więcej rygorów, maseczek w kratkę lub w groszki i tego rodzaju egzaltacje w dzieleniu włosa na czworo. Jedyne ciekawostki, to polityczne opowieści dziwnej treści, jak to posłanka Lewicy, na skutek prawicowo – liberalnego oświecenia umysłowego, oddaje się ( nie sugeruję, że dosłownie) sympatycznemu i przystojnemu panu Gowinowi. Tylko patrzeć, jak Miller wejdzie do rządu Morawieckiego, a Czarzasty zostanie kochankiem Biedronia. Tygrys wciąż szuka zagubionych pasków, Kukiz dla sędziów pokoju wypali z Kaczyńskim fajkę pokoju, a Ruch Trzaskowskiego okazał się ruchem chyba tylko frykcyjnym. Czyli; co tam panie, w polityce? – Nuda, ale i dziwy, panie, dziwy.
Wróćmy do pandemii. Czego się nauczyliśmy w tym temacie przez rok z małym haczykiem? Rządzący, media i politycy bardzo mało: wciąż grają taką samą melodię, wciąż powtarzają te same błędy, wzorując się na rozwiązaniach przyjętych za Odrą, niekoniecznie adekwatnych do zastosowania nad Wisłą. Ale jak kanclerz Merkel mówi, że należy zamykać, to nie mówi, tylko należy wykonać. Jawohl Frau Kanzler! Podobnie z przyłbicami ( z przyłbicami to na Grunwald) i szmatkami na gębie, problem jest tylko z godziną policyjną, bo nie ma przepisów, ale cała nadzieja w Przyłębskiej – może coś wymyśli. Od poprzedniej Wielkanocy doszło oczywiście jeszcze “wyszczepianie”, oferowane jako bramy do Edenu i powszechnej szczęśliwości. Wyrosła też ściana, którą rządzący zaczynają zauważać. Ściana podziału rządzący – społeczeństwo, przy której odżywa nieśmiertelne “my i oni”, potęgująca też podział na “covidian” , którzy na ogół popierają działania rządowe i przykładnie “łykają” medialny przekaz, oraz na “płaskoziemców” (“foliarzy”), spoglądających na pandemię – uogólniając – z wolnościowych i pragmatycznych punktów widzenia. Czy jednak jest coś wspólnego, co do czego “covidianie i “foliarze” się zgadzają? Tak, nikt nie dyskutuje, czy Sars -coV-2 istnieje i powoduje chorobę Covid – 19. Jest także względna zgoda, co do sensu stricte szczepienia – “płaskoziemcy” kwestionują jedynie propagandę szczepień przeciw Covid, w której roi się od – nazwijmy – nieprecyzyjnych określeń typu “bezpieczna”, “przebadana”, “skuteczna”, “sprawdzona”, czy “gwarantująca powrót do normalności”. Wiadomo także, że wirus powoduje relatywnie niewielką śmiertelność na poziomie najwyżej dwa procent wszystkich zakażonych. Reszta to niekiedy ogromne różnice, dlatego nie będę pisać co WIEMY o pandemii, ale to, co – od Wielkanocy do Wielkanocy – dowiedziałem się ja, reprezentując zapewne wcale nie małą grupę umiarkowianych “płaskoziemców”. Moja “wiedza” jest bez wątpienia subiektywna, ale – mam nadzieję – bliska obiektywnej prawdy, którą po prostu bez własnych przekonań, wypadałoby (dla własnego komfortu intelektualnego) przyjąć do wiadomości.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS