A A+ A++

Dziś Przemek przynosi tylko słoik czarnych oliwek. – Proszę bardzo, Maćku, do kanapeczki – mówi. Tylko gdzie ten słoik postawić? Na długim warsztatowym stole nie ma ani centymetra miejsca. Komputer, maszyna introligatorska, kubki, naklejki i koszulki z nadrukami i rysunkami. Praca wre, bo chętnych na antyrządowe gadżety przybywa.

Przemek co kilka dni przynosi kilka pięciolitrowych baniaków z wodą do mycia i na herbatę. Jest stałym dostawcą. – Podczas jednej manifestacji wszystkie drogi do sejmu obstawione były kordonem. Wokół skweru z pomnikiem Armii Krajowej mnóstwo radiowozów – opowiada rozemocjonowany. – Podjeżdżam swoją osobówką pod kordon. „A pan tu do kogo?” – pyta policjant. Mówię, że jedzenie dla Maćka przywiozłem, a na potwierdzenie otwieram bagażnik. „A co tak mało? Panu Bajkowskiemu to na trzy dni nie wystarczy” – odpowiada dowódca i otwiera kordon. Może oni też po cichu wierzą, że tacy jak Maciek w końcu obalą ten rząd?

Powiedziałem żonie: „Nie wiem, kiedy wrócę”

Początek marca 2016 r. Trybunał Konstytucyjny kierowany przez Andrzej Rzeplińskiego orzeka, że nowelizacja ustawy o Trybunale autorstwa PiS jest niezgodna z konstytucją. Ale premier Beata Szydło odmawia opublikowania wyroku TK, bo – jak twierdzi – został wydany niezgodnie z prawem. Rozpoczyna się najpoważniejszy kryzys w wymiarze sprawiedliwości w najnowszej historii Polski. 9 marca przed kancelarią premiera zbiera się tłum. Są m.in. przedstawiciele Partii Razem, Komitetu Obrony Demokracji i opozycjonistów, którzy wkrótce założą ruch Obywatele RP. Na pasie zieleni między jezdnią a Łazienkami Królewskimi rozkłada swój namiot Maciej Bajkowski. Ma sporo sprzętu, bo w przeszłości organizował obozy Łowców Przygód dla dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. Przywiózł karimaty, śpiwory i kilka namiotów. Razem z innymi strajkującymi stawiają dwa pawilony ogrodowe, w jednym urządzają biuro, w drugim kuchnię. Pierwszej nocy pod KPRM śpi kilkanaście osób.

Protest przed KPRM DAWID UCHOWICZ/Agencja Gazeta

W ciągu dnia towarzyszą im m.in. młodzi działacze Razem, kilkadziesiąt metrów dalej swoją przyczepę z licznikiem dni upływających od wydania wyroku TK ustawia KOD. Mijają kolejne dni, a premier Beata Szydło, mimo presji opozycji, niezależnych mediów, organizacji międzynarodowych i instytucji unijnych, nie cofa się o krok. Protest przed KPRM topnieje, a w maju naprzeciwko kancelarii zostają trzy namioty, w tym jeden Bajkowskiego. Premier Szydło w drodze do pracy mija go każdego dnia. – Powiedziałem żonie, że jadę na pikietę i nie wiem, kiedy wrócę. Ale liczyłem na bardziej zdecydowaną reakcję rodaków i protest, który spowoduje, że PiS w końcu się cofnie. Już po tygodni wiedziałem, że tak nie będzie. Mimo to postanowiłem zostać – wspomina Maciej Bajkowski.

Przed kancelarią premiera protestuje do Bożego Narodzenia. 16 grudnia 2016 r. Sejm forsuje ustawę ograniczającą pracę dziennikarzy w budynkach przy Wiejskiej, na mównicę wchodzi poseł KO Michał Szczerba z kartką z napisem „#WolneMediawSejmie”. Prowadzący obrady Marek Kuchciński stwierdza, że poseł zakłóca pracę izby i wyklucza go z obrad. Na mównicę wchodzą posłowie PO i Nowoczesnej, blokując dalsze obrady. Zaczyna się okupacja sali plenarnej, a przed sejmem zbierają się mieszkańcy Warszawy. Dochodzi do starć z policją, mundurowi odgradzają kompleks budynków przy Wiejskiej barierkami. – Wiedziałem, że muszę tam być. Zabrałem wszystko, co miałem, pod sejmem najpierw rozłożyłem duży parasol i sprzęt z nagłośnieniem. Potem przewiozłem namiot i wszystkie meble, a po kilku dniach z pomocą innych protestujących powstało całe miasteczko – mówi Maciej Bajkowski. – Robiliśmy ciepłą herbatę dla protestujących, ktoś ugotował zupę, ktoś inny przyniósł chleb ze smalcem.

To nie twoja bryka!

W ostatnich latach Jarosławowi Kaczyńskiemu napsuł sporo krwi. Po katastrofie smoleńskiej co miesiąc przez dwa lata jeździł za nim do Krakowa. Kiedy prezes PiS wizytował grób brata na Wawelu, Bajkowski krzyczał przez megafon, że jest kłamcą. Był na prawie każdej kontrmiesięcznicy smoleńskiej. Na jednej z nich ktoś złamał na nim kij z flagą Polski. Na innej został przewrócony, na kolejnej ukradli mu mikrofon.

Maciej Bajkowski (zdj. arch.)Maciej Bajkowski (zdj. arch.) Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta

W 2017 r. ze spotkania z Angelą Merkel w Hotelu Bristol Jarosław Kaczyński wychodził tylnymi drzwiami. Jego limuzyna zaparkowała tuż obok śmieciarki. Bajkowski krzyczał wtedy przez megafon: „Jarek, pomyliłeś samochody, to nie twoja bryka!”.

Trzy lata temu po jednej z dużych manifestacji przed sejmem protestujący wrzucili do puszki pod namiotem Bajkowskiego około sześciu tysięcy złotych. Miał je przeznaczyć na dalsze działanie pikiety. Przełożył pieniądze do saszetki zasnął z nią w namiocie. – W środku nocy poczułem, że ktoś mnie ciągnie za pas od saszetki, dostałem dwa razy w twarz, straciłem dwie jedynki, a złodziej uciekł z pieniędzmi. Pilnujący sejmu policjanci nawet się nie ruszyli. Złodzieja zatrzymano tydzień później, w Kielcach, ale miał przy sobie tylko 600 zł. Tyle udało się odzyskać – mówi.

Z policjantami, którzy patrolują okolice sejmu, jest na ty. – Z okazji Marszu Tysiąca Tóg ugotowałem 100 litrów bigosu. Na talerz kapusty załapał się niejeden policjant. Mówili, że smakowało – wspomina. – Tylko rowerka im darować nie mogę. Organizatorzy pikiety wspierającej protesty na Białorusi poprosili mnie o nagłośnienie. Przyjechałem trzykołowym rowerkiem z routerem, wzmacniaczem i kolumną. Policjant powiedział, że jak nie wyłączę, to mi zabiorą. „Nie wyłączę” – powiedziałem. No i zabrali, cały rowerek ze sprzętem. Nie oddali do dziś – żali się Bajkowski.

Ziarno piasku w tryby władzy

Koszulki z ośmioma gwiazdami, płócienne torby z hasłem „TVP łże” i przypinki ze Strajkiem Kobiet. Sklepik z gadżetami w namiocie Bajkowskiego otwarty jest niemal 24 godziny na dobę. Jeśli nikogo nie ma na stanowisku, wystarczy zapukać do drzwi. Ostatnio najlepiej schodzą kubki z wizerunkami Babci Kasi. Na jednym bohaterka ostatnich protestów kopie uciekającego przed nią prezesa PiS, na następnym nokautuje policjantów z pałkami.

Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta

Za drzwiami w jednym pawilonie jest biuro z długim stołem, na którym nie ma ani centymetra miejsca. Za biurkiem na ścianach wiszą czarno-białe zdjęcia z ulicznych protestów. Zostało tylko sześć, bo reszta poszła na licytację, a pieniądze na działanie pikiety.

Dalej, za kotarą – sypialnia, za następną podręczny składzik z najpotrzebniejszymi rzeczami. W drugim pawilonie jest magazyn z cięższym sprzętem. Z banerami, systemem nagłośnieniowym i meblami. Toaleta na zewnątrz, opróżniona i czyszczona dwa razy w tygodniu. Ogrzewanie farelkami i jednym grzejnikiem gazowym, prąd jest tylko po zmroku, w godzinach, w których świecą latarnie.

Maciej Bajkowski mówi, że po dwóch latach w kryminale takie warunki to luksus. Jako młody chłopak wychowywany tylko przez matkę szybko wpadł w złe towarzystwo. A że mieszkał w Ożarowie Mazowieckim, kolebce polskiej mafii, i znał się na samochodach, gangsterzy często korzystali z jego usług. Przebijanie numerów seryjnych miał w jednym palcu. Na początku lat 90. chcieli go za to zamknąć, a przy okazji zmusić, by przyznał się do innych przestępstw. Podczas przesłuchania pobił czterech funkcjonariuszy. Dostał 2,5 roku więzienia. Po odsiadce zamieszkał w gospodarstwie, które odziedziczył po ojcu. Pracował jako pomocnik na budowie. Z każdej wypłaty kupował nowe narzędzia, pilarkę, szlifierkę, piłę łańcuchową. To, co akurat było potrzebne. Narzędzia służbowe szybko się psuły, ale ze swoimi praca szła szybko i sprawnie. A ponieważ robił na akord, w 1996 r. prezes gratulował mu najwyższej wypłaty dla pracownika fizycznego w historii firmy. Kiedy zarabiał ok. 4 tys. na rękę, bochenek chleba kosztował 60 groszy, kostka masła złotówkę. Średnia pensja w tym roku wynosiła 873 zł brutto.

Bajkowski w tym czasie sporo odłożył. Kupił kilka komputerów i założył kafejkę internetową. Miał więcej czasu, więc nauczył się programowania. Z jego programów korzysta dziś ponad 100 sklepów internetowych w Polsce. Teraz do domu wraca kilka razy w roku, utrzymuje się ze sprzedaży gadżetów, a na działanie pikiety prowadzi stałą zbiórkę. Jest też puszka, do której można wrzucać datki. Nie potrzeba mu wiele, bo takich jak Przemek z oliwkami są dziesiątki. Dwa razy w tygodniu dwie panie na zmianę od początku przynoszą mu gar zupy. Kiedy ktoś przyjdzie pogadać, zawsze przyniesie chleb, kawałek kiełbasy czy worek ziemniaków. Tylko żona nie jest zbyt szczęśliwa, bo ostatnio mąż nie dokłada się do opłat ani na studia córki. – Dziewczyny znały moje poglądy od dawna, choć nie interesują się polityką, starają się mnie zrozumieć – zaznacza. I dodaje: – Zdaję sobie sprawę, że sam nie pokonam władzy. Jestem tylko drobnym ziarenkiem piasku rzuconym w jej tryby. Ale suma takich działań w całej Polsce powoduje, że PiS zaczyna się sypać. To drzewo już trzeszczy i w końcu się przewróci.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZnane aktorki oszukane metodą “na policjanta”, straciły blisko milion złotych
Następny artykułEksperci: Pandemia poprawiła wyniki finansowe mniejszych sieci handlowych