A A+ A++

Branży kwiatowej nie grozi upadłość – mówi w rozmowie z „Forbesem” Bogdan Biadała, prezes Polskiego Związku Ogrodniczego. Teraz trochę uspokaja, ale w marcu i kwietniu był daleki od optymizmu. PZO szacował na początku pierwszego lockdownu, że polscy producenci utracili 1 mld zł przychodu. W przypadku samych kwiatów ciętych mowa była o 285 mln zł. Ale już na tym etapie widać było światełko w tunelu. – Branża kwiatowa żyje od Dnia Matki do Dnia Matki. Wysoki sezon mamy od stycznia do maja, później jest już sezon niski – wskazuje Agnieszka Ptaszek, dyrektor sprzedaży w JMP Flowers. – Mieliśmy szczęście jako branża, że lockdown zaczął się po Dniu Kobiet, który jest jednym z ważniejszych pików sprzedaży – dodaje.

Słowa Agnieszki Ptaszek potwierdzają kwiaciarze. – Na szczęście lockdown ogłoszono już po Dniu Kobiet. Ten dzień to pewnego rodzaju „zastrzyk” dla kwiaciarni, więc wystarczyło na opłacenie pensji pracowników i innych kosztów za cały marzec – mówi Patrycja Czerniak, założycielka studia projektowo-florystycznego Sfera Zieleni w warszawskim Ursusie.

Rynek kwiatowy w Polsce

Polski Związek Ogrodniczy szacuje wartość rynku produkcji kwiatów w Polsce na 3,3 mld zł. W Polsce funkcjonuje ok. 5 tys. gospodarstw produkujących kwiaty. Tych największych – o areale powyżej 4 ha – jest nieco ponad 10. Średniaków (1-4 ha) jest ok. 500-600. Najwięcej jest tych najmniejszych. Mają one powierzchnię do 1 ha i obroty niższe niż 1 mln zł rocznie.

Kwiatami handlują oczywiście bezpośrednio producenci albo można je kupić na rynku hurtowym – chociażby w Broniszach pod Warszawą lub na Wielkopolskiej Gildii Rolno-Ogrodniczej w Poznaniu. Takich podmiotów mamy 24 nad Wisłą.

Kwiaciarni mamy zaś ok. 6,5 tys. Placówek handlowych, które sprzedają kwiaty jest oczywiście zdecydowanie więcej – wystarczy wspomnieć dyskonty lub supermarkety. Także w nich można kupić kwiaty od polskich producentów. Do tego oczywiście dochodzą targowiska. Tyle statystyk.

Marzec, który do końca nie był katastrofą

– Byliśmy zamknięci przez ok 2,5 tygodnia – wspomina wprowadzenie lockdownu w marcu Patrycja Czerniak. – Z początku dało się odczuć ubytki w przypadku kwiatów ciętych. Tak naprawdę można było handlować jedynie polskim tulipanem, nie było innych świeżych kwiatów – dodaje. Tulipany sprzedawały się także bezpośrednio od producentów, do czego jeszcze wrócimy. Ale właśnie to sprawiło, że kwiaciarnie odczuły pierwsze turbulencje. – Dopiero po jakimś czasie pojawiły się polskie róże – zauważa właścicielka Strefy Zieleni.

W pewien sposób trop wiedzie w tym momencie do JMP Flowers. To największy producent kwiatów w Polsce. Na 70 hektarach w Stężycy na Lubelszczyźnie, w specjalnych szklarniach zajmujących 18 ha rosną orchidee (200 odmian), anturium (70 odmian) i właśnie róże (także 70 odmian). To rodzinne przedsiębiorstwo istnieje od 1977 roku. Jego produkty nie dość, że znajdziemy w ok. 6 tys. polskich kwiaciarni, to jeszcze operacyjnie JMP Flowers działa także w Rosji i Austrii. Ich kwiaty łącznie znajdziemy w 26 krajach.

– Wielu holenderskich producentów kwiatów zadziałało impulsywnie, sporo z nich zatrzymało produkcję – mówi o marcu Agnieszka Ptaszek. Mało tego, do połowy kwietnia 400 milionów sadzonek i kwiatów zostało w Holandii zniszczonych lub przeznaczonych na kompost. Pandemia uniemożliwiła ich sprzedaż i wysyłkę za granicę.

Co zrobiło JMP Flowers, nie wiedząc co tak naprawdę się wydarzy na wiosnę? – Produkcję trochę obniżyliśmy, ale postanowiliśmy postawić na jakość. Zaczęliśmy czyścić też nasze chłodnie. Komunikowaliśmy, że mamy najświeższy towar, proponowaliśmy częstsze dostawy w mniejszych ilościach – dodaje Agnieszka Ptaszek.

Okazało się, że polski rynek mimo wszystko jest „głodny” kwiatów. Dzień Kobiet i decyzje Holendrów zrobiły swoje. – Wiele roślin ciętych pochodziło w tym okresie z chłodni. Dostawcy informowali kwiaciarnie, że towar jest sprzed dwóch lub trzech tygodni – mówi Patrycja Czerniak. – Klienci byli jednak bardziej wyrozumiali niż zwykle. Akceptowali, że towar nie jest super świeży, tylko stał dwa tygodnie w chłodni u naszego dystrybutora. Dostawy kwiatów z Holandii i Ekwadoru były długo wstrzymywane i tym samym możliwości zakupu mocno ograniczone – dodaje.

Fatalny kwiecień i odmrożenie

Nie zmienia to faktu, że spadki sprzedaży kwiatów w całej Unii Europejskiej wynosiły nawet 80-90 proc. Inne branże także traciły, ale w przypadku kwiatów cykl ich produkcji oraz kalendarz uroczystości i ważnych wydarzeń mają ze sobą wiele wspólnego. Najlepsze okazje zwiększające sprzedaż kwiatów ciętych to I połowa roku (Dzień Babci, Walentynki, Dzień Kobiet, Wielkanoc, Dzień Matki).

Producenci i kwiaciarze szacowali więc coraz większe straty. – W kwietniu spadek obrotów wyniósł u nas ok 60 proc. – podsumowuje Patrycja Czerniak.

Wystąpiliśmy do Komisji Europejskiej o rekompensaty. Nie była to wygórowana suma, ale pomogła producentom kwiatów utrzymać się na rynku – przypomina Bogdan Biadała.

Sytuacja epidemiczna zaczęła się jednak poprawiać. Kolejne europejskie rządy ogłaszały programy odmrażenia gospodarek. – W Austrii w trakcie pierwszego lockdownu giełdy i kwiaciarnie były zamknięte. Po otwarciu ustawiły się do niech kolejki. To był dobry znak przed otwarciem gospodarki w Polsce – wspomina Agnieszka Ptaszek. I dodaje, że w Polsce miało miejsce pewne szczęście w nieszczęściu. – U nas odmrożenie nastąpiło tuż przed Dniem Matki. I tegoroczny Dzień Matki był rekordowy – podkreśla.

Pierwsza okazja do świętowania okazała się więc zbawienna dla kwiaciarni.

Zmiany na rynku kwiatów w Polsce

Rodzi się dosyć ciekawy wniosek: polski lockdown – szczęśliwie dla kwiatów – wypadł między Dniem Kobiet i Dniem Matki. Ale wcześniejsze pozytywne historie nie znaczą, że polskiej branży kwiatowej nie towarzyszył strach. Sporo musiało zmienić się na rynku i wszystkie firmy musiały zachować czujność. Łatwo pewnie jest napisać to z perspektywy klawiatury komputera. Wystarczy chociażby wspomnieć aspekt wegetacji samych roślin. Hodowane w JMP Flowers storczyki rosną rok. Zamawianie sadzonek odbywa się nawet 2,5 roku wcześniej. Teoretycznie odrobinę łatwiej jest z kwiatami ciętymi – tutaj nieco bardziej można sterować ich wzrostem, ale finalnie kwiaty należy w pewnym momencie i tak zebrać.

Rozmawialiśmy również z kilkoma mniejszymi producentami kwiatów z okolic Ożarowa Mazowieckiego. Zwrócili uwagę na podstawową rzecz: – Jeżeli ktoś prowadzi wyspecjalizowane gospodarstwo produkujące jedynie kwiaty cięte, taka osoba nie jest w stanie przekwalifikować gospodarstwa w krótkim czasie na produkcję roślin doniczkowych. I odwrotnie. Koszty są po prostu za wysokie – powiedział nam pan Paweł.

Letni Targ Ogrodniczy w Poznaniu, czerwiec 2020 r. Fot.: Jakub Kaczmarczyk / PAP

Ale w tym roku producenci zdziałali wręcz cuda w obszarze promocji swoich, niejednokrotnie rodzinnych gospodarstw. Część producentów żartuje, że zarządzanie kryzysowe mamy w Polsce opanowane do perfekcji. – Kiedy my w Polsce nie mieliśmy jakiegoś kryzysu? – zapytała retorycznie pani Agata, pracująca w jednej z podwarszawskich firm.

Producenci musieli coś zrobić zwłaszcza z dystrybucją kwiatów. – Bazując na modelu sprzedaży znanym z lat ubiegłych, większość ogrodników po prostu nie dałaby rady – podkreśla pan Paweł. – Jeżeli ktoś był w stanie elastycznie dostosować się do sytuacji, przede wszystkim pokazać w mediach społecznościowych i zaczął trochę się ogłaszać – pojawiali się nowi klienci – dodaje. Jeśli nie Facebook, działała także poczta pantoflowa i ludzie sami często przyjeżdżali i kupowali rośliny. Zdarzało się, że okoliczni mieszkańcy nawet nie kojarzyli, że w ich najbliższej okolicy jest gospodarstwo produkujące kwiaty.

U nas nowością były obsadzenia roślinami rabatowymi. Przygotowywaliśmy gotowe skrzynki na balkony. Zdarzało się nawet, że wysyłaliśmy je do klientów kurierem lub taksówką – dodaje z kolei Patrycja Czerniak, reprezentująca stronę detaliczną.

Wymienia także dostawy gotowych bukietów kurierem wprost do domu. Jednak od razu zastrzega, że przychody z tej usługi nie były w stanie uratować finansów jej firmy. A prowadzony przez nią salon to nie tylko kwiaciarnia. Pani Patrycja przygotowuje także dekoracje. W tym roku niestety sporo kwiatowego tortu odpadło.

– Oddelegowanie pracowników na pracę zdalną spowodowało wstrzymanie usług kwiatowych dla firm. Kwiaty na recepcji nie były w tym okresie niestety nikomu potrzebne – wymienia. Ale to mniejsza liczba wesel stanowiła poważny ubytek dla całej branży.

Sezon weselny zmienił się diametralnie. Nasze zamówienia okroiły się w wielu przypadkach wyłącznie do bukietów i butonierek. Dekoracji sal w tym sezonie nie robiliśmy prawie wcale. Większe wesela częściowo są przekładane na rok przyszły lub zmienia się całkowicie ich forma. Często były to kameralne uroczystości, a nawet obiad z rodzicami i świadkami – wylicza Patrycja Czerniak.

Finalnie także kwiaciarnie musiały się dostosować do zmian. – Polskie kwiaciarnie to często rodzinne małe przedsiębiorstwa. Wiele z tych osób mocno się zmobilizowało i wykazało dużą kreatywnością. Intensywnie zaczęli działać w mediach społecznościowych, często dostarczali rośliny prosto pod drzwi. To wszystko było bardzo budujące – dodaje Agnieszki Ptaszek.

Zerwanie łańcuchów dostaw także w branży kwiatowej

Na wiosnę zmieniły, a tak naprawdę zachwiały się łańcuchy dostaw kwiatów. Stąd zresztą zmiany w asortymencie w marcu. Pojawia się więc pytanie, czy nasi producenci będą mogli zastąpić dostawców z Holandii, która jest potęgą w ich produkcji, a także z innych krajów.

Polscy producenci nie są w stanie na stałe wstrzelić się w rynek zajmowany przez producentów holenderskich. Tamtejsze firmy mają już swoje obiekty w różnych krajach – studzi trochę potencjalny entuzjazm Bogdan Biadała.

Ale sytuacja nie jest beznadziejna i na stałe pozostanie z nami chęć zakupu kwiatów u lokalnych wytwórców. Natomiast ci najwięksi – jak JMP Flowers – już teraz mówią o nowych umowach z sieciami handlowymi. Firma z Lubelszczyzny podkreśla, że coraz lepiej wiedzie jej się ostatnio np. w Czechach i na Węgrzech. Firma jest też w stanie szybko reagować i przesuwać dostawy z jednych rynków na inne.

W przypadku bliskości dostawców kwiatów i detalistów istotny jest jeszcze jeden aspekt, który może ratować kwiaty cięte: fizycznie mogą one pozostać dłużej w naszych domach, bo nie traci się czasu na ich transport.

Zmiany trendów. Polak kocha kwiaty

Uwarunkowania rynko … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNowe przepisy uderzają w branżę transportową
Następny artykułTajemniczy doradca Kaczyńskiego