A A+ A++

Wizyta lidera wolnego świata w stolicy walczącego z obcą inwazją kraju to wydarzenie historyczne. Decyzja o przyjeździe do Kijowa w lutym 2023 roku wiązała się z niewielkim, ale jednak ryzykiem. Warto jednak zdać sobie sprawę z prawdziej skali zagrożenia.

Kulisy decyzji Białego Domu

Jak zapewnił amerykański doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan Moskwa została poinformowana (uwaga: nie uzgodniona, a poinformowana właśnie) o podróży Joe Bidena do Kijowa na kilka godzin przed wyruszeniem z Przemyśla. Urzędnik Białego Domu nie zdradził jaka była odpowiedź Kremla, ale podobno dość arogancka. Jednak gdy 20 lutego po 8.00 rano prezydenta USA stanął na dworcu kolejowym w Kijowie i media ogłosiły to publicznie, rosyjscy propagandyści byli zaskoczeni – pierwsze reakcje Sołowiowa czy Skabiejewej pojawiły się dopiero kilkadziesiąt minut po tym jak wiedział o nich świat, a komentarze sformułowano niekiedy po całych godzinach. Być może władze rosyjskie nie uwierzyły w komunikat Białego Domu, a być może były zbyt przytłoczone tą informacją zdoławszy jedynie wymyśleć przemówienie Putina – zupełnie nienowatorskie, sztampowe, będące wyrazem bezradności.

Skoro Moskwa wiedziała o obecności największego wroga w kraju, który sama zaatakowała to czy miała możliwość go zabić?

Możliwe zagrożenia

Teoretycznie można by to zrobić jedynie na dwa sposoby – ostrzałem rakietowym lub poprzez zamachowców czy dywersantów, będących w Kijowie. Sprawa jednak nie jest taka prosta – miażdżąca większość pocisków rosyjskich jest skutecznie zbijana przez ukraińską obronę przeciwlotniczą, a te które nie zostają strącone rzadko trafiają w tak duży cel jak konkretny budynek, a co dopiero w poruszającą się postać chronionego VIPa. Rosjanie nie potrafią trafić w mosty na Dnieprze, w wieżę telewizyjną w Kijowie, start większych rakiet jest odnotowywany przez amerykańskie służby, więc o zagrożeniu wiedziano by na tyle wcześniej, że prezydent USA zdążyłby schronić się w odpowiednim miejscu. Nieudany zamach rakietowy mógłby dla Rosjan skończyć się jeszcze gorzej niż upokorzenie wizytą Bidena u Zełenskiego – mogłoby wywołać jeszcze bardziej stanowczą reakcję Białego Domu, który wypełnił procedury informując Kreml wyprawie do Kijowa.

Również poprzez dywersantów przeprowadzenie zamachu było niemal niemożliwe. Dziś już wiemy, że w stolicy Ukrainy od 24 lutego zlokalizowano około 3 tysiące przeszkolonych do zadań dywersyjnych funkcjonariuszy tajnych rosyjskich służb. Zostali oni złapani lub zabici, a jeśli jakaś garstka ostała się w mieście to nie posiada kwalifikacji do tak spektakularnych operacji jak zabicie człowieka chronionego przez ukraińskie i amerykańskie służby. Skoro prezydent Zełenski czuje się w mieście bezpiecznie, będąc tam cały czas, to tym bardziej życie Joe Bidena – jak na wojenne warunki – nie było aż tak zagrożone jak mogłoby się wydawać opinii publicznej, nieznającej realiów wojny.

Podróż

Stosunkowo największym ryzykiem wydawała się sama podróż – prawie 700 kilometrów pokonanych w ciągu ponad 8 godzin byłoby okazją do różnych aktów dywersji, sabotażu czy nawet wypadków, choć kolej na linii Przemyśl-Kijów działa chyba bardziej punktualnie i sprawnie niż przed wojną. Znając mechanizmy podejmowania decyzje w służbach państwowych nie zdziwi więc, że gremia odpowiedzialne za podróż Bidena raczej odradzały wizytę w Kijowie, a przeważyła osobista decyzja amerykańskieo lidera. I w tym należy upatrywać jego szczególną determinację, by dokonać spektakularnego gestu mającego zapowiedzieć wielką klęskę Rosji.

Kaczyński i Morawiecki w Kijowie

Nie da się w tym kontekście nie przypomnieć wizyty premierów Polski, Czech i Słowenii w Kijowie w dniu 15 marca 2022 roku. Wtedy sytuacja była o wiele bardziej dramatyczna i o wiele bardziej złowieszcza była reakcja rosyjskiej armii, stojącej wówczas pod Kijowem, zwłaszcza od północo-zachodniej strony. Konferencja polityków, w tym zwłaszcza Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego, była nagrywana a następnie odtworzona z dwugodzinnym opóźnieniem jako wydarzenie live (widzowie myśleli, że to relacja na żywo). Podczas transmisji Rosjanie zaczęli intensywny ostrzał miasta, co jako dziennikarze odczuliśmy w sposób szczególny – nas odwożono z pałacu prezydenckiego na samym końcu, właśnie gdy niebo rozbłyskało pociskami najeźdźcy.

Udana operacja służb, także polskich

Spacer Joe Bidena po Kijowie był nagrany przez internautów i szybko opublikowany w kanałach w sieciach społecznościowych. Tutaj amerykański prezydent był naprawdę obserwowany na żywo. Kluczowym zabezpieczeniem było więc dochowanie tajemnicy aż do samego przyjazdu do Kijowa, by żadne potencjalne zagrożenie nie zamieniło się w konkretny zamach, by nikt nie zdążył przygotować ataku. W tym sensie także polskie służby (Biden wylądował w Rzeszowie i pociagiem jechał do Przemyśla i dalej do Kijowa) zdały tutaj wzorowo egzamin.

Można powiedzieć, że tak jak polscy premierzy rozpoczęli kampanię wizyt zachodnich polityków w Kijowie, tak amerykański prezydent podsumował ten zwyczaj wielką deklaracją wsparcia w obronie przeciwko Rosji. A że Polska była pierwsza? Cóż, w sprawach rosyjskich zazwyczaj to my mamy rację.

CHCESZ POZNAĆ WIĘCEJ KULIS WIZYTY BIDENA W KIJOWIE? ZOBACZ:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKolejny incydent nad Bałtykiem. Poderwano myśliwce F-35
Następny artykułNOWY GŁOS W KIOSKACH: Pokrycie zawalonego dachu gminnego boiska nie odpowiadało okazywanym certyfikatom wytrzymałości. Dziennikarze GŁOSu uniewinnieni przez sąd. Centrum przesiadkowe będzie później i droższe. Zapracowani strażacy. Czerwony alarm w Górniku