To był deszczowy lipiec ‘98, miałam wtedy szesnaście lat, marzyłam o Martensach, kolczyku w pępku, discmanie i paru innych rzeczach, o których wiedziałam, że nie kupią mi ich starzy. Pobudka o szóstej trzydzieści, po siódmej wsiadałam na rower i jechałam z Gdańska do Sopotu, gdzie na plaży, tuż przed Grand Hotelem, stał kolorowy dmuchaniec. „Cztery złote, siedem minut” – do dziś to pamiętam, wypowiedziałam te słowa tamtego lata tysiące razy. Stałam tam bowiem, pod tym dmuchańcem, przez kilka tygodni, w słońcu i w ulewie, wpuszczając dzieciaki na zamek. A często po prostu kuląc się z zimna w małym namiociku, z przerwami na herbatę z termosu albo ciepłą zupę w samochodzie mojego pierwszego w życiu szefa. Bo to była moja pierwsza w życiu praca, a ja byłam z siebie strasznie dumna, kiedy tak jechałam wczesnym rankiem przez miasto.
Nie mam pojęcia, ile wtedy zarobiłam, ale pamiętam, jak smakowały pierwsze własne pieniądze. Otóż – smakowały wspaniale. Nie mam pojęcia, co za nie kupiłam, ale ten kolczyk zrobiłam sobie jeszcze tego samego lata, w tajemnicy przed rodzicami zresztą. Jeszcze większą frajdę dało mi jednak co innego – byłam niezależna i miałam własną moc nabywczą. To była wolność, w jakiej miałam się rozsmakować na lata i pracować na nią jeszcze wiele razy w czasach liceum czy jako studentka. Sprzedawać obrazy na Mariackiej i ubrania na rynku, miałam zostać kelnerką w Londynie i sprzątaczką w Kopenhaskim hotelu. Wolałam odkurzać lobby albo serwować posiłki przez kilkanaście godzin dziennie, niż patrzeć tęsknym wzrokiem na rzeczy, których nie mogłam mieć. Wolałam odciski na stopach i zniszczone dłonie, ale w nagrodę – możliwość zwiedzania świata i przywożenia zeń dóbr wszelakich.
Co zatem wyniosłam z młodości w temacie pieniędzy? Głównie to, że nie rosną na drzewach. Że na wiele przyjemności muszę sobie zapracować sama, bo rodzice nie zasypią mnie gotówką ani prezentami, rozpieszczanie dzieci po prostu nie było w ich stylu. Na to poczucie nałożyła się specyfika lat dziewięćdziesiątych w Polsce, które przyniosły nowe możliwości. Pierwszy okres „dzikiego”, jak się go dzisiaj określa, kapitalizmu, wykreował nowe potrzeby, rozbuchał nasz konsumpcjonizm. Znaleźliśmy się wtedy – my, dzieciaki z pierwszych roczników „pokolenia Y” – w nowym, kolorowym świecie reklam, napływu dóbr z zagranicy. Puste wcześniej półki zaczęły zapełniać się, a z telewizora mówiono mi, że „jestem tego warta”. Zaczęliśmy pragnąć rzeczy. Uwierzyliśmy, że wystarczy ciężko pracować, a możemy je mieć.
NASTOLATKI DAWNIEJ I DZIŚ
Za czasów naszego dzieciństwa zaszły wielkie zmiany gospodarcze i kulturowe. Nowe paradygmaty myślowe i makrotrendy, które przesunęły punkt ciężkości z kolektywizmu na indywidualizm. Przeszliśmy z etapu dzielenia się i współpracowania do czasów, kiedy bardziej zaczął liczyć się osobisty sukces i własna przyjemność. Zaczęliśmy kształcić się, wchodzić na rynek pracy z zupełnie innym przygotowaniem i nastawieniem niż nasi rodzice. Mogliśmy przecież mieć to wszystko, czego oni nie mieli – samochody, ciuchy, piękne mieszkania i zagraniczne podróże. Wielu młodych zaczęło skupiać się na sobie i własnych potrzebach. My, millenialsi, dzieci przełomu, mogliśmy wreszcie zarabiać i konsumować.
GOSPODARKA NADMIARU, CZYLI WIĘCEJ DO CHCENIA
No bo umówmy się – czego mogło potrzebować dziecko lat osiemdziesiątych, kiedy dookoła nie było nic? O czym marzyć, o co prosić, na co oszczędzać kasę? Najwyżej na lalkę z Pewexu albo resoraka z niemieckiego katalogu, ale te miały wówczas status świętego Graala. A może bardziej Yeti, wszak nie do końca pewne było, czy w ogóle istnieją. Myślę, że jeden z najważniejszych czynników, jakie wpłynęły w latach dziewięćdziesiątych na podejście młodych do pieniędzy to fakt, że sklepowe półki zaczęły uginać się od dóbr. Że zewsząd zaczęły kusić produkty i uciechy, wciąż lepsze, coraz to nowsze, z sezonu na sezon doskonalsze. Że świat zaczął dawać więcej możliwości, z których większość była dostępna za pieniądze. Pojawiło się dużo więcej do chcenia po prostu. Co się jeszcze za sprawą przemian gospodarczych wydarzyło, to to, że w kapitalizmie stan posiadania mówi o nas znacznie więcej niż wtedy, kiedy prawie wszyscy mieli podobnie mało. W gospodarce deficytu większość nosiła te same ubrania, mieszkała w takich samych mieszkaniach, z których każde miało identyczną meblościankę. A później domy, samochody, a nawet buty stały się wyznacznikami statusu społecznego. Dzieciaki czują to już od pierwszych kontaktów z rówieśnikami – kto ma lepsze zabawki, modniejsze plecaki, droższe ciuchy. To dlatego zaczęliśmy potrzebować pieniędzy bardziej niż nasi rodzice w młodości – nie tylko dla samej frajdy ich posiadania, ale po to, by znaczyć więcej. Zaczęliśmy funkcjonować w świecie bardziej różnorodnym majątkowo, w którym stan posiadania stał się miarą życiowego sukcesu. A przecież nikt nie chciał być w tym wyścigu luzerem. To wyzwalało przedsiębiorczość, motywowało do ciężkiej pracy.
PEŁNA MISKA – DOBRODZIEJSTWO CZY PRZEKLEŃSTWO?
O dzieciach urodzonych w świecie nowych technologii i szerokiego dostępu do dóbr mówi się, że mają jedwabne życie. Że przychodzą na świat i mają wszystko, o czym my mogliśmy tylko pomarzyć. Mówi się też czasem o nich, że są zepsute, że nie doceniają tej wygody, tych swoich kolorowych pokoików, pękających w szwach od zabawek, tych wakacji zagranicznych i możliwości wybierania zimowej kurtki z setek modeli. Mówimy często – ja tyle nie miałam. Kiedy byłam mała, miałam jednego misia i sukienki po kuzynce. A ja zaczynam sądzić, że to nawet dobrze. Obserwuję bowiem, że dzieciaki zaczynają się tym nasycać. Że dzięki temu nie ekscytują się już rzeczami tak jak my, pamiętający własne rozedrganie na widok pierwszej lalki Barbie i szybsze bicie serca podczas wizyt w McDonaldzie. Pewien poziom życiowego komfortu jest już przez nasze dzieci brany za pewnik, a konsumowanie przedmiotów przestaje podniecać, kiedy ma się ich dużo.
Dobrobyt, w którym wzrasta dziś większość dzieci, powszechna dostępność dóbr i zasypywanie ich tą obfitością, sprawia, że – paradoksalnie – mają szansę stać się mniej konsumpcyjne. Bo kiedy zaspokojone są potrzeby niższego rzędu, można zająć czymś ważniejszym. I tak moja córka, Zosia, uzbierawszy przez kilka miesięcy okrągłego tysiaka w skarbonce, postanowiła wydać go na podróż. Wprawdzie myślała wcześniej o hulajnodze elektrycznej, albo o nowym smartfonie, ale ostatecznie wyszło jej, że woli za te pieniądze coś zobaczyć i przeżyć. Już trzeci tydzień nie przestaje trajkotać o tym, co zobaczymy w Londynie – bo umówiłyśmy się na wspólny weekend i jej partycypację w kosztach wyjazdu.
MOTYWACJA DO ZARABIANIA
Wątpię, czy za kilka lat Zosia będzie równie zdeterminowana, co ja, jako szesnastolatka, żeby pracować i zarabiać na materialne przyjemności. Nie będzie mieć motywacji w postaci Martensów, kolczyka w pępku ani innych współczesnych ekwiwalentów, jakichś nowych obiektów młodocianego pożądania. Ona nie jest ich głodna, mimo że rynek oferuje wciąż więcej i więcej. Nadążenie na nim powoli przestaje być możliwe, a nadmiar powoduje znużenie. Może więc dobrobyt, w jakim chowają się nasze dzieci, nie będzie dla nich krzywdzący? Może one będą chciały w swoim wolnym czasie walczyć o ważniejsze marzenia, o bardziej wzniosłe idee niż piercing i modne obuwie?
O „pokoleniu Z”, czyli o dzieciach urodzonych po 2000 roku mówi się, że mają silną wolę zmieniania świata. To dzieci dobrobytu i nowych technologii, które mają wielkie plany na przyszłość. W przeciwieństwie do pokolenia lat 80-tych, pewien poziom zaspokojenia materialnego biorą za pewnik, więc ich energia może pójść w inne wartości. Urodzili się w świecie nie tylko wygodniejszym niż ich rodzice, ale w takim, przed którym stoi wiele cywilizacyjnych i ekologicznych wyzwań. Mają zatem dużo lepsze warunki i większą motywację do tego, by go zmieniać. Dużo lepsze niż my – dzieci gospodarki niedoboru, wpatrzone w kolorowy zachód, głodne konsumpcji.
„POKOLENIE Z” A PIENIĄDZE
Jeszcze nie weszło na rynek pracy, nie zaczęło zarabiać, zatem gdybanie na ten temat to trochę jak wróżenie z kart. Ja jednak troszkę powróżę – myślę, że pokolenie naszych dzieci będzie konsumowało mniej niż my. Po części z powodu wspomnianego nasycenia, mniejszej ekscytacji rzeczami, ale też z powodu kulturowego przesunięcia punktu ciężkości z „mieć” na „być”. Myślę też, że taki będzie kierunek w związku z rosnącą świadomością nadchodzącej katastrofy ekologicznej. Widmo zatonięcia w morzu plastiku, przerażających zmian klimatu oraz coraz bardziej realne zagrożenie konfliktami o ziemię czy wodę, doprowadzi do opamiętania. Nasze dzieci będą musiały kupować coraz mniej i coraz mądrzej, co przełoży się na ich podejście do pracy i pieniędzy.
Napatrzyły się na swoich zapracowanych, goniących za sukcesem rodziców, i będą chciały żyć inaczej. Będą szukać w pracy czegoś więcej niż zaspokojenia materialnych potrzeb – możliwości rozwoju w duchu uczciwości i głębszego sensu. No i przede wszystkim – będą żyć jeszcze bardziej online niż my. Mieszkać, gdzie tylko zamarzą i pracować zdalnie. Świat z internetem to przecież jedyny, jaki znają, jest więc naturalny i intuicyjny. Będą więc przez internet pracować, zarabiać i wydawać pieniądze. Myślę, że wszystkie te rzeczy będą robić mądrzej niż ich rodzice.
“PRZEŁOMOWA 13” – E-BOOK O DORASTANIU I FINANSACH NASTOLATKÓW
Zanim jednak przekonamy się, jak rzeczywiście będzie wyglądał stosunek naszych dzieci do pieniędzy i pracy, przed nami długa droga. Droga pełna rozmów, nierzadko pewnie też kłótni, podróż wypełniona buntem, negocjacjami, ale i lękiem. Przed nami dorastanie – naszych dzieci, ale i nas samych. Dorastanie do tego, żeby zaakceptować samodzielność, zostawić przestrzeń do własnych decyzji i błędów. Przed nami ewolucja z rodziców dzieci w rodziców nastolatków i to pewnie jest ten etap przygody, który wielu przeraża bardziej niż ząbkowanie czy adaptacja w przedszkolu.
Chciałabym Wam dziś polecić publikację, która pomoże w oswojeniu tego wyzwania, ułatwi zrozumienie i podpowie, jak być rodzicem współczesnego nastolatka. Przygotowany przez Nest Bank e-book “Przełomowa 13” to zestaw tekstów, który przybliża świat dzisiejszej młodzieży, mówi o ich rozwoju emocjonalnym, społecznym, osiąganiu samodzielności – także tej finansowej. Publikacja składa się z artykułów napisanych przez mamy dużych dzieci i nastolatków, z dużym naciskiem na perspektywę socjologiczną i psychologiczną. Miałam przyjemność dorzucić swoją cegiełkę do tego ciekawego projektu, analizując wyniki badania przeprowadzonego z młodzieżą i rodzicami nastolatków – z mojego tekstu dowiecie się między innymi, czy dzieciaki dostają kieszonkowe, jakie to kwoty, na co je wydają, albo czy mają konto w banku. Z pozostałych – o innych aspektach emocji i finansów trzynastolatka oraz o świecie nowych technologii, w którym dorastają nasze dzieci.
“Przełomowa 13, czyli o dorastaniu do decyzji finansowych” to starannie wydany i świetnie ilustrowany, darmowy e-book dla wszystkich, którzy chcą świadomie i przejść przez czas burz i naporu, mądrze wspierając swoje dziecko w dojrzewaniu do samodzielności.
E-booka “Przełomowa 13” możecie .
Wpis powstał we współpracy z Nest Bankiem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS