Wydaje się, że niemal wszyscy jesteśmy przekonani o tym, że żyjemy w nowoczesnym świecie, pławiąc się w racjonalizmie, osiągnięciach nauki czy techniki. Coraz częściej kpimy z religii, instytucji z nią związanymi, gardzimy przeczuciami, intuicją i subiektywnymi odczuciami, szufladkując je wszystkie w obrębie zaściankowości i zabobonu. Jeśli tak jednak jest rzeczywiście to dlaczego nadal czujemy respekt przed różnego rodzaju przesądami, niemal odruchowo i podświadomie wpisując się w ich kontekst i stając się ich częścią?
Do dziś znam wielu ludzi, którzy na widok czarnego kota przebiegającego drogę, wolą nadrobić kroku byleby tylko nie skrzyżować swej trasy ze ścieżką kocura. Wielu z nas odczuwa niepokój przy stłuczonym lustrze, są tacy, co nie przejdą pod drabiną, wielu twierdzi, że pecha przynosi „13-stka” lub rozsypana sól, niejeden z nas puka w niemalowane drewno, a nawet maturzyści na studniówkę i na sam egzamin dojrzałości zakładają czerwoną bieliznę i często nie strzygą się od studniówki po maturę? Czemu też związków małżeńskich raczej nie zawiera się w maju, obawiając się pechowego pożycia? Dlaczego tak jest? Dlaczego nadal, w tym naszym zwariowanym, ponowoczesnym niby świecie trzymamy się tak kurczowo tych z pozoru absurdalnych nawyków? Skąd owo „niezamierzone” przywiązanie do przesądów właśnie?
Przesądy to w zasadzie przekonania, poglądy, wierzenia, praktyki, które jednak nie posiadają oparcia w panującym obecnie systemie uzasadnień, wierzeń i obrzędów. Tym bardziej daleko im do racjonalizmu. Jednak ich źródło wywodzi przecież się z dawnych wierzeń i rytuałów kultury magicznej, z dawnych praktyk, obrzędów, nawyków. Można przypuszczać, że na przestrzeni wielu stuleci, a nawet tysiącleci przekonania takie, zwane często zamiennie zabobonami, ugruntowały się w społecznej świadomości i przeświadczeniu jako swego rodzaju suma splotów wydarzeń i związków przyczynowo – skutkowych, których wynik, będący swego rodzaju wspólnym, uśrednionym wszak mianownikiem wytworzył w zbiorowej mentalności takie, a nie inne przeświadczenia. Na przestrzeni pokoleń ludzie dostrzegali owe związki i wyciągali z nich wnioski. Po prostu. Być może nie stały więc za nimi żadne „siły tajemne” ani tajemnicze istoty zza światów, a jedynie zwykły rachunek prawdopodobieństwa. Być może ludzie mający kontakt z czarnym kotem zauważyli niegdyś pewne arytmetyczne powiązanie pomiędzy owym zwierzęciem, a jakimś przykrym zdarzeniem, z którym wszak kot nic wspólnego nie miał. Być może rozbite lustro komuś naprawdę przyniosło pecha lecz był to jedynie przypadek. Być może niektóre małżeństwa zawarte w maju były naprawdę nieszczęśliwe lecz wynikało to z bardziej przyziemnych przyczyn. Niewykluczone, że jakiś anonimowy maturzysta na swój egzamin dojrzałości założył czerwone slipy i po prostu poszło mu dobrze, on sam natomiast powiązał kolor bielizny z dobrym wynikiem matury. I w ten oto sposób ów przekaz zaczął żyć swym własnym, zbiorowym, z czasem życiem. Być może wszystko to jest jedynie sumą indywidualnych wrażeń, doznań i przypadków oraz ich skutków, które przenikły w dość naturalny sposób do przekonania całych rzesz. Być może? A może stoi za tym coś lub ktoś, jakaś nieokreślona siła, być może siła bądź siły realne, świadome. A może ową sprawczą siłą są w rzeczy samej nasze słowa i myśli, a my nie zdając sobie z tego sprawy zrzucamy winę na jakąś mniej czy bardziej zdefiniowaną, alternatywną rzeczywistość? Dlaczegóż by nie?
Wiele tego typu przekonań dotyczy także, co naturalne, śmierci, a więc nieuchronnej rzeczywistości wobec której chyba wszyscy odczuwamy lęk i respekt. Zmarłego z domu zawsze wynoszono nogami do przodu (by jego dusza wyszła z domu i nie wracała), trumną uderzano trzy razy o próg, w domach zatrzymywano na ten czas zegary i zasłaniano lustra, a do trumny wkładano, oprócz różańca czy książeczki do nabożeństwa, np. papierosy, fajkę czy nawet ćwiartkę gorzoły. Wszak najpowszechniejszym do dziś przekonaniem dotyczącym denata jest przeświadczenie, że zmarły nie powinien pozostać niepochowanym przez niedzielę. Sądzono bowiem, że jeśli tak się właśnie stanie to bardzo szybko kolejna osoba z rodziny odejdzie z tego świata, pociągnięta poniekąd na drugą stronę przez krewnego, który zmarł wcześniej. Tutaj wpływ człowieka oraz jego słów czy poczynań wydaje się raczej zmarginalizowany zupełnie. Skąd więc takie przekonanie? Czy jest ono również sumą przeszłych wydarzeń, układających się być może w pozoru logiczną konstrukcję? Być może… Ale być może jest jednak coś takiego, co stoi za tym wszystkim, być może jakaś nieokreślona siła, jakaś rzeczywistość i przemyślnie skonstruowany i działający system, o którym nie mamy zielonego pojęcia? Być może wówczas to śmierć, realna i świadoma otwiera się niczym metafizyczna „czarna dziura”, pożerając wszystko na swej drodze? Po linii krwi, powiązań, uczuć… Ponownie „być może”.
To, co w kontekście powyższego, „uderza” mnie najbardziej to fakt, który miał miejsce niemal trzy lata temu. W grudniu 2020 roku zmarła moja babcia, dla wszystkich po prostu Pani Stasia (właść. Maria Dziadek), krawcowa z Długoszyna. Przeżyła niemal 91 lat. Piękny wiek. Umarła w sobotę o godzinie 13.20. Nie było możliwości by pochować ją przed niedzielą. Nie przypominam sobie zresztą by wówczas ktokolwiek się tym specjalnie przejął. Po prostu. Pamiętam jednak, że dosłownie kilka dni później zmarła jej kuzynka, Pani Józia Baran, z domu Hujek. Obie były bliskimi krewnymi, ich ojcowie byli braćmi. Znały się dobrze, za młodu utrzymywały kontakty. Były na własnych weselach. Nie wiem na ile za sobą przepadały, nie wiem w jakim stopniu łączyła je jakakolwiek więź poza pokrewieństwem. Wszak były rodziną. Lecz zmarły niemal jedna po drugiej. Pani Józia była kilka lat młodsza.
Tak! Wiem. Śmierć w tak podeszłym wieku jest naturalną koleją rzeczy. To raczej logiczne, w tak imponującym wieku nie wstyd żegnać się ze światem. Lecz tak sobie myślę, że może było coś jeszcze, może z jakiejś przyczyny babcia pociągnęła za sobą swą młodszą nieco kuzynkę. Może po prostu postanowiła ją uwolnić z ziemskiego padołu, okraszonego chorobą i cierpieniem. Być może chciała ulżyć jej i przenieść ja do rzeczywistości innej, lepszej, a może jedynie znośniejszej. Taki argument też ma rację bytu. Przynajmniej dla mnie. Chyba…
Jarosław Sawiak
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS