A A+ A++

To naprawdę dziwna historia. Tym dziwniejsza, że prawdziwa. Miała miejsce wiele dziesiątków lat temu. Nad rzeką Kozi Bród, która dziś stanowi ledwie widoczny potok, wysychający w okresach susz stał stary młyn. Stoi tam zresztą do dziś. Bodaj jedyny tak dobrze zachowany w całej okolicy. Na zewnątrz po trochu przypomina ruderę, w rzeczy samej jednak jest osobliwą perełką w obrębie gatunku, będąc unikatem w swojej mikroskali.

Młyn w tym miejscu stał najprawdopodobniej od trzynastego stulecia, natomiast obecny obiekt pochodzi ponoć z przełomu XVIII i XIX wieku. Zachował do dnia dzisiejszego swoje oryginalne wyposażenie. Jedynie po wielkim drewnianym kole nie ma już śladu. Niewiele lat po wojnie miała tam miejsce dość dziwna i zdumiewająca historia. Działo się to w letnią, późną noc. Ówczesny gospodarz niemal całą nockę pracował w mozole, poddając młynarskiej obróbce nadmiar zbóż zwożonych z okolicy na drewnianych furach. Był sam. Wszystko szło jakby nigdy nic, woda na zewnątrz płynęła wartko, ochlapując kanał młynówki, pobliski las szumiał delikatnie, a napęd młyński terkotał miarowo. Stukot, tukot. Nagle jednak, zupełnie niespodziewanie wicher zerwał się dość gwałtownie, po czym elektryczne żarówki, zarówno ta na „parterze” jak i na piętrze zaczęły migotać. Niemal natychmiast po tym zgasły. Na gospodarzu nie zrobiło to większego wrażenia. Elektryka to elektryka. Tak samo zawodna jak i wygodna. Wziął do ręki dużą świecę i zapalił ją po kilku chwilach. Nikłe światło rozproszyło i ożywiło mdły mrok. Wszystko wokół trzęsło się i drgało nadal od wirujących napędów. Gospodarz postawił świece na parapecie po czym wyciągnął specjalnym kołowrotem kolejny wór żyta na górę. Zaraz potem pochwycił świecę i poszedł w kierunku schodów.

Lokalizacja starego młyna (zaznaczono kolorem żółtym)- (mapire.eu)

Dziś schody te są niezbyt stabilne, trochę rozklekotane, a na ich stopniach wyraźnie widoczne są dosyć głębokie wklęśnięcia od ludzkich stóp, które odcinek ten przemierzały zapewne wiele tysięcy razy. To trochę taki pomnik ludzkiej obecności i mozołu. Nagle wszystko jakby drgnęło nieco silniej, mocniej, wiatr wzmógł się, a płomień świecy jakby zamigotał. Mężczyzna postąpił pierwsze kroki schodami do góry gdy w jednej chwili zobaczył powyżej, na szczycie schodów, dużą postać mężczyzny. Wydawała się być potężna, a owo wrażenie potęgował kapelusz z pokaźnym rondem na głowie nieznajomego. Postać zaczęła schodzić w dół. Schody zgrzytnęły i jakby ugięły się nieznacznie. Wiatr jeszcze raz wzmógł się i zaszumiał, a płomień świecy nagle zgasł. W ciemności nadal jednak majaczył obrys milczącej sylwety. Gospodarzowi w jednej chwili włosy na głowie stanęły dęba. Młynarz zerwał się i pobiegł na zewnątrz. Młyn zostawił otwarty, machinę załączoną, sam zaś uciekł do domu. Na miejsce wrócił dopiero rano. Wyłączył wówczas napęd, dokonał przeglądu włości i dopiero po kilku długich chwilach wrócił do pracy w towarzystwie kotłujących się myśli. Nikomu nie wspomniał o wydarzeniu.

Stary młyn wodny nad Kozim Brodem z przełomu XVIII i XIX wieku (ze zbiorów rodziny Kubik)

Był raczej typem pragmatyka, wolał nie dzielić się z nikim tym, co zobaczył owej nocy. Ale chyba jeszcze bardziej bał się ośmieszenia; tego, że on, rosły chłop, człowiek trzeźwo stąpający po ziemi wystraszył się i uciekł przed… No właśnie? Przed czym? Z czasem jednak podzielił się doznaniem wśród znajomych i rodziny, traktując tenże raczej jako przejaw lokalnego „folkloru”. Na pamiątkę zdarzenia, a właściwie jako formę ochrony, na jednym z filarów powiesił „święty obrazek” z pierwszej komunii. Tak na wszelki wypadek. Obrazek wisi tam do dnia dzisiejszego. I pewnie zdarzenie to przeszło by już dawno do lamusa, zapewne nie pamiętałby o nim już niemal nikt, a przypominałby o nim jedynie ów święty, przykurzony i przyniszczony dziś obrazek gdyby nie jeszcze jeden detal. Kiedy wiele lat później umarła żona młynarza doszło do kolejnego, dość osobliwego zdarzenia. Otóż dla zmarłej szykowano miejsce pochówku. Miała być pochowana w rodzinnym grobie, w którym spoczywali jej przodkowie. Kiedy zaczęto kopać mogiłę, w tejże, oprócz grud ziemi i suchego piachu nie było w  zasadzie nic. Po wielu dekadach trudno było się zresztą spodziewać organicznych szczątek po czymkolwiek i po kimkolwiek. Z jednym wszakże wyjątkiem. Otóż na znacznej głębokości znaleziono tylko częściowo nadgryziony przez oś czasu duży, męski, skórzany kapelusz. Nic poza tym. W tej samej chwili kiedy gospodarz dowiedział się o owym specyficznym znalezisku, włosy ponownie stanęły mu dęba, zupełnie jak owej pamiętnej nocy gdy ujrzał potężną męską postać. Także w kapeluszu. Finalnie znalezione nakrycie głowy złożono na samym dnie mogiły, a na nim doczesne szczątki małżonki młynarza.

Długoszyńska młynówka w latach 50-tych XX wieku (ze zbiorów rodziny Robak)

Do dziś nie wiadomo do kogo należał ów kapelusz. Zapewne do kogoś, kogo tam pochowano, a kto niemal na pewno był członkiem rodziny. Czy ojcem, dziadkiem, a może kimś żyjącym jeszcze wcześniej? Tak czy owak – owa zbieżność pomiędzy kapeluszem owego nieznajomego, a tym co znaleziono w grobie była ponad wszelką miarę zastanawiająca. Czy była wszak tylko przypadkiem, owym zbiegiem okoliczności, a  może czymś więcej? A może kapelusz na głowie postaci w młynie oraz ten znaleziony w ziemi był dokładnie tym samym przedmiotem i własnością tego samego „człowieka”? Może. W tym wszystkim jedno nie pozostawia wszak wątpliwości. A mianowicie to, że owa dziwna historia wydarzyła się naprawdę. A całe reszta to tylko domysły i niedopowiedzenia, rozsypujące się pod naciskiem wątpliwości jak grudy suchej, zwietrzałej ziemi.

Jarosław Sawiak

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTo nie jest kolejny rozkład jazdy, to prawdziwa rewolucja w podejściu do komunikacji miejskiej w naszym regionie.
Następny artykułKleszcz odebrał mu wszystko. Kamil potrzebuje pomocy