A A+ A++

Mówimy przecież „na Litwie”, „na Łotwie”, „na Białorusi” itp. Nie do końca się z tym jednak zgadzam; tak określa się przecież niemal wszystkie wyspy, także te, które zawsze zachowywały podmiotowość prawno- państwową, nie zaś przedmiotowość, będącą przejawem podległości, np. np. w ramach kolonializmu. Myślę, że to raczej kwestia pewnych konwencji i przyzwyczajeń językowych, nie mających nic wspólnego z podmiotowością bądź przedmiotowością. W temat wszak nie brnę głębiej gdyż językoznawcą nie jestem. Liczą się bowiem nade wszystko intencje, a nie koniecznie konwencje. Kropka. I tyle w temacie. Natomiast solidaryzując się w obecnych, jakże trudnych i i dramatycznych czasach z narodem ukraińskim warto przyjrzeć się trochę samej Ukrainie choć trochę oraz sprostować to i owo w kontekście tego młodego państwa.

Po pierwsze; skąd się wzięła nazwa Ukraina? Słowo „ukraina”, czy „ukrainny” oznacza w pewnym sensie kresy, krańce, prowincję, pogranicze, teren obrzeżny, ziemie na swój sposób „obcą”, żeby nie powiedzieć „nie znaną”. W historii Polski „ukraina” była właśnie takim terenem kresowym, obrzeżem naszego państwa, nieco wyobcowanym i niepoznanym do końca. Tak samo zresztą miała się rzecz z punktu widzenia państwa moskiewskiego, czyli późniejszej Rosji.

Dla nas była Ukraina swego rodzaju obcą ziemią, odziedziczoną jako spuścizna po Wielkim Księstwie Litewskim w wyniku aktu unii lubelskiej z 1569 roku.

Ale początek Ukrainy to o wiele szerszy kontekst niż jedna data czy wydarzenie. Tak naprawdę Ukraina, a w zasadzie znaczna część jej terytorium jest bowiem zalążkiem Rusi jako takiej, a więc i w pewnym sensie Rosji. Ruś powstała wcześniej niż Polska, na początku miała stolicę w Nowogrodzie, potem zaś w Kijowie i dlatego czasem jest określana jako Ruś Kijowska właśnie. Nieco później przyjęła chrześcijaństwo w obrządku bizantyjskim. Pierwotnie Ruś obejmowała znaczną część dzisiejszej Ukrainy, niemal całą Białoruś oraz fragment dzisiejszej Rosji. W skład tegoż państwa nie wchodziła wówczas okolica Moskwy, zresztą ta jeszcze wówczas nie istniała.

Co prawda ekspansja Rusi postępowała z czasem w kierunku północnym i wschodnim, jednak jej trzonem były jej pierwotne, rdzennie ruskie tereny. Z czasem Ruś uległa rozbiciu dzielnicowemu, potem najazdom tatarskim. Potem nadeszły czasy podbojów litewskich w wyniku których zdecydowana część Rusi wpadła w ich ręce. Zachodnia Ruś natomiast (dzisiejsza zachodnia Ukraina- czyli dawna Ruś halicko- włodzimierska) za czasów Kazimierza III Wielkiego włączona została do Królestwa Polskiego, funkcjonując w nim jako województwo ruskie (nie mylić proszę z rosyjskim). Schyłek średniowiecza i okres nowożytny to okres rywalizacji o ziemie ruskie pomiędzy Litwą, a Księstwem Moskiewskim, które z czasem zaczęło odgrywać naczelną rolę w pozostałych częściach Rusi, stając się jej hegemonem. Sama Litwa zaś pozostając przez kilka pokoleń odrębnym państwem, coraz ściślej wiążącym się z Polską, uległa wszak wcześniej dobrowolnemu procesowi tzw. „rutenizacji”, czyli przejmowaniu języka, alfabetu i kultury ruskiej. Nie wolno jednak mylić pojęcia „rutenizacja” z określeniem „rusyfikacja”, gdyż ta druga była prowadzona przez Rosję i Rosjan później, m.in. względem Polaków w okresie zaborów. Jak widać więc Rosja to nie to samo co Ruś. Ruś to swego rodzaju pień, na którym wyrosły gałęzie Ukrainy, Białorusi i Rosji. Sama zresztą Rosja, a właściwie jej nazwa jest dość późna, pochodzi bowiem z przełomu XVII i XVIII wieku.

Na ziemiach polskich zresztą nazwa ta utrwaliła się jeszcze później, wcześniej używano określenie „Moskwa”, „Moskale”, „moskiewski”. Nazwa Rosja jest więc swego rodzaju emanacją nazwy „Ruś”. Rosja, jak dzisiaj widać, rości sobie prawa do Ukrainy, traktując ją jako element swej spuścizny historycznej i kulturowej i jak równie mocno widać, nie mogąc pogodzić się z jej utratą. W poczuciu takiej właśnie więzi jest to rzeczą zrozumiałą, nie usprawiedliwia jednak bandyckiej agresji i okrutnej wojny w imię chorych mrzonek wąskiego grona notabli. Ale tak samo nie można przecież odmówić prawa Ukraińcom do posiadania własnego państwa i uznawania ich za odrębny naród, z własnym językiem, kulturą i odrębnością historyczną i polityczną.

Tak samo zresztą przyznać trzeba, że pomimo silnych powiązań, Rosja nie ma wyłącznego prawa rościć sobie przywileju do czerpania z dorobku owej wspólnej kultury i tradycji. Rosja nie jest jedynym spadkobiercom kultury Rusi, pomimo wszak mocarstwowej pozycji i aspiracji, czy jej się to podoba czy nie, musi się nią dzielić. Nie jest też prawdą, jakoby rzeczywistym twórcą podmiotowości prawnej Ukrainy, jak i pozostałych, byłych republik radzieckich był Lenin, co obecny przywódca rosyjski całkiem niedawno podkreślił, obarczając tegoż, że tworząc Związek Radziecki, wraz z jego upadkiem przyczynił się do powstania szeregu państw, okrajając w ten sposób terytorialnie Federację Rosyjską w sposób istotny. Tożsamość narodowa, kultura i narodowość ukraińska istniały o wiele wcześniej. Aspiracje co do autonomii lub nawet niepodległości Ukrainy także. Ukraina była i jest obok Rosji i Białorusi żywą tkanką wschodniej Słowiańszczyzny, tej ruskiej, zakorzenionej w mrokach średniowiecza, owego wspólnego pnia, który bez wspomnianych powyżej gałęzi straci bezpowrotnie na swej niepowtarzalności i wyjątkowości.

Wojna trwa jednak nadal, barbarzyńska, okrutna, bezsensowna. Lecz pośród jej odmętów kryją się nieprzebrane zasoby dobra, bezprecedensowej chęci pomocy dla ofiar tego niezrozumiałego konfliktu ze strony naszego społeczeństwa, na co z podziwem patrzy cały świat.

Ostatnio wspominałem, ze w owej beczce miodu jest także łyżka dziegciu, dziś jest go coraz więcej. Są tacy, którzy nie chcą pomagać, manifestując swa niechęć wobec uchodźców ze wschodu. Tego jednak nie unikniemy. Tak sobie myślę zresztą, że kto nie chce pomagać, niech tego nie robi, po prostu. A jeśli nie chce, to niech przynajmniej nie pluje kwaśnym jadem nienawiści. W ostatnich tygodniach owego nienawistnego jadu sączy się wystarczająco dużo z Kremla. Ci którzy chcą, pomagają nadal i będą to czynić dalej, manifestując przy tym swoją solidarność ze społeczeństwem Ukrainy. Byleby tylko nie zagalopować się zbytnio i nie powielać błędu, wygenerowanego przez niektórych celebrytów i media. Masowo bowiem w miejsce pierogów ruskich na sklepowych półkach zaczęły pojawiać się ukraińskie. Niby te same, a nazwa inna. I błędna niestety.

Pierogi ruskie bowiem powinny zostać ruskimi, a nie ukraińskimi, ponieważ ich nazwa nie ma nic wspólnego z Rosja czy Rosjanami, chociaż my w Polsce Rosjan często „ruskimi” lub „ruskami” nazywamy.

Pierogi ruskie bowiem i ich nazwa nawiązują do Rusi Czerwonej, a więc do dawnego województwa ruskiego (od wspomnianej już Rusi halicko- włodzimierskiej), które przez wieki było częścią Polski, a i samo danie, choć wywodzące się stamtąd i naznaczone taką właśnie nazwą, oddającą przede wszystkim kontekst geograficzny – z Rosją, Rosjanami i tą idiotyczną i bezsensowną wojną nie mają nic wspólnego. Na przyszłość więc „smacznego” i oby nigdy nie udzieliła nam się kiedykolwiek jakakolwiek czkawka, szczególnie ta polityczna.

Jarosław Sawiak

Jarosław Sawiak
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułHumble Bundle udostępnia ogromny pakiet gier. Dochód zostanie przeznaczony na pomoc Ukrainie
Następny artykułStartuje trening Rowerowej Stolicy Polski