A A+ A++

Wojna to najokropniejsza rzecz jaką wymyślił człowiek. Wojna była i jest straszna. Nasz kraj dotykała wielokrotnie, obracając go w ruinę. Nie ominęła także Jaworzna, szczególnie mocno dając się we znaki w latach 1939-45. Chociaż nie toczyły się tutaj bardzo ciężkie walki, a samo miasto, co do zasady, nie uległo drastycznym zniszczeniom, to jednak konflikt ten odwrócił o sto osiemdziesiąt stopni niemal wszystko, rozdzielając rodziny i rozrywając na strzępy ludzkie zażyłości, sympatie i przyjaźnie, poddając ich wszystkich wielkiej próbie i obracając wszystko do góry nogami.

Niezwykle sugestywnym źródłem do tamtej rzeczywistości są wspomnienia jaworznianina, wybitnego fizyka, profesora Bohdana Dziunikowskiego, w ramach książki pt. „Nieodwracalność czasu, czyli garść wspomnień chłopca z Jaworzna.” Jako dziesięcioletni chłopiec autor nie rozumiał tego, co wówczas się działo. Pojęcia wojny czy śmierci były dla niego odległe i abstrakcyjne. Wychowywał się zresztą w dość zamożnej i wpływowej rodzinie, co w pewnej mierze separowało go, przynajmniej częściowo i do czasu, od skrajnych okropności tego globalnego konfliktu. I tak np. kiedy nakazano wyprowadzić się jego rodzinie z Winterówki na ulicę Żwirki i Wigury, to największym jego zmartwieniem był wówczas brak placu zabaw i boiska. Sugestywne było także to, że świat jego dziecięcych przyjaźni i wyobrażeń wydawał się nieco odklejony od rzeczywistości. Ale, jak się okazało, tylko do pewnego momentu. Lecz czy można się temu dziwić? W końcu był wówczas dzieckiem. Kiedy rozpoczęła się wojna miał dziewięć lat. Jednak to właśnie wówczas przysłowiowy domek z kart z wolna zaczął się rozpadać. Nieubłaganie. Bohdan Dziunikowski wspomina w tym momencie czas, kiedy przyjaźnił się wówczas niezmiennie z Bolkiem Urbańczykiem – ale absolutnie nie mógł zrozumieć i nie potrafił wytłumaczyć sobie tego, gdzie zniknął jego drugi przyjaciel – Jurek Aschnowitz. Nie dowiedział się nigdy tego, co się stało z nim i jego rodziną. Autor wspomina także, że bardzo zdziwił go fakt, że zamknięty był też sklep pani Nebenzahl, u której kupowało się przed wojną solone śledzie z beczki, czosnek i cebulę. Tego, co stało się z nimi wszystkimi możemy się tylko domyślać.

Jaworzniccy chłopcy zydowscy w okresie międzywojennym. Czy jest wsród nich Jurek? (ze zbiorów Barbary Stanek)

Autor wspomina także innego znajomego, nieco starszego od siebie, niejakiego Mundka. Przed wojną znali się i bawili niejednokrotnie. Ale zdziwienie w autorze wywołał przede wszystkim fakt, że kiedy spotkał go na ulicy podczas wojny, to był on ubrany w strój młodzieżowej organizacji hitlerowskiej Hitlerjugend; brunatna koszula, czarne, krótkie spodenki, na ramieniu czerwona opaska ze swastyką, przy szerokim skórzanym pasie zawieszony sztylet. Kiedy młody Dziunikowski spotkał go wówczas, ten udał, że go nie widzi. Jak się później dowiedział, jego matka — właścicielka sklepu na jaworznickim rynku podpisała Volkslistę. Nie ona jedna zresztą. Takich osób było podobno całkiem sporo.
Czas wojny okazał się więc czasem wielkiej próby ale i wielu przewartościowań. Jak pisze autor wspomnień : „Tak runął — jak domek z kart — świat mojego beztroskiego dzieciństwa mój przedsionek dziecięcego raju. Dlaczego tylko przedsionek? Myślę, że za głównymi wrotami raju nie słychać już odgłosów ludzkiej niedoli i ludzkich ziemskich cierpień. Do mnie — od dzieciństwa — takie odgłosy docierały, mącąc spokój i beztroskę.”
Lecz to, co w tej części wspomnień jest najbardziej smutne i uderzające to rozterki dziecka, którego wielkim zmartwieniem był fakt, że bez względu na to, co stało się z jego żydowskim przyjacielem, w raju nie spotka niestety owego towarzysza dziecięcych zabaw — Jurka Aschnowitza. Dla niego – jak wspomina pan Dziunikowski- rajskie wrota były szczelnie zamknięte, urodził się bowiem w rodzinie żydowskiej, a powszechnie utrwalaną i powtarzaną przez Kościół tezą było wówczas sformułowanie, że Extra ecclesiam salus nulla — czyli, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Była to teza mocno osadzona w mentalności chłopca, teza utrwalana i „pielęgnowana”. Wobec niej poczucie samotności i bezsilności dziecka jest przykre i uderzające.

Bohdan Dziunikowski w latach młodości – (fot. J. Niewodniczański)

Pan Bohdan Dziunikowski nie żyje od jedenastu lat. Nie wiem czy finalnie znalazł się w raju. Mam nadzieję, że tak, choć jako naukowiec i „ścisłowiec” na jakimś etapie swojego życia być może przestał weń wierzyć. Jednak ja mocno wierzę w to, że takie miejsce jak raj w ogóle istnieje. Ale najbardziej chcę wierzyć w to, że bez względu na to, gdzie teraz jest szanowny pan Bohdan, to znalazł tam swojego Jurka, swojego przyjaciela i towarzysza podwórkowych zabaw. I wierzę również w to, że także właśnie dla niego, dla żydowskiego chłopca, znalazło się miejsce w raju, bez względu na okropieństwa wojny i absurdalne, skostniałe i bezduszne formuły, które z dobrym Bogiem nie mają nic wspólnego. I mam nadzieje, że tzw. „raj” przeznaczony jest dla nas wszystkich. Po prostu.

Jarosław Sawiak

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWłasne mieszkanie czyni szczęśliwym? Polacy wskazują, że tak. Tego szukamy w nieruchomościach
Następny artykułZatańczyły z Lubinem w tle