Przyzwyczailiśmy się do wizerunku św. Mikołaja, w ramach którego zerka na nas starszy, rubaszny pan z siwą brodą i szczerym, dobrodusznym uśmiechem. Warto jednak przypomnieć sobie to, że taki obraz szanownego Mikołaja jest stosunkowo nowy i z potencjalną rzeczywistością historyczną nie ma wiele wspólnego. Zresztą sama historyczność jako taka jest tutaj dość dyskusyjna. Dlaczego? No właśnie, dlaczego?
Wpływ kultury anglosaskiej w ostatnich kilku pokoleniach spowodował, że św. Mikołaj kojarzony jest bardziej z okresem bożonarodzeniowym i z prezentami, które się wówczas rozdaje, a przecież w tradycji wielu europejskich krajów tzw. „mikołajki” przypadają 6 grudnia. A dlaczego właśnie tego dnia? Bo właśnie wówczas zmarł św. Mikołaj, biskup Miry, który zasłynął ze swej hojności i dobrotliwości. Długo był on uważany za postać historyczną, choć od dłuższego już czasu jego istnienie jest poddawane w wątpliwość. Kwestia ta nie została do dziś rozstrzygnięta nawet przez sam kościół, w ramach którego Mikołaj nadaj jest świętym kościoła katolickiego i prawosławnego, choć jego ewentualny kult jest raczej dowolny.
Mikołaj miał urodzić się na terenie dzisiejszej Grecji (choć tam prezenty rozdaje św. Bazyli), znaczną część życia spędzić natomiast miał na terenie Turcji, gdzie był biskupem. Jego pierwotny więc wizerunek charakteryzują szaty i atrybuty sakry biskupiej, a jedynym wspólnym mianownikiem współczesnego i historycznego wizerunku tegoż jest długa, siwa broda. Biskup miał wspierać biednych, sieroty, wdowy, rozdawać potajemnie upominki i pieniądze ubogim i potrzebującym, finalnie rozdał cały swój majątek, przez co stał się pierwowzorem postaci rozdającej prezenty dzieciom. Przedstawiany jako starzec z okazałą brodą, często w infule i z pastorałem, z workiem prezentów i pękiem rózg w ręce. Jedna z legend głosi np., że pewien człowiek, który popadł w nędzę, postanowił sprzedać swoje trzy córki do domu publicznego. Gdy biskup dowiedział się o tym, nocą wrzucił przez komin trzy sakiewki z pieniędzmi. Wpadły one do pończoch i trzewiczków, które owe córki umieściły przy kominku dla wysuszenia. Stąd w krajach, gdzie w powszechnym użyciu były kominki, powstał zwyczaj wystawiania przy nich bucików lub skarpet na prezenty. Tam, gdzie kominków nie używano, św. Mikołaj po cichutku wsuwał prezenty pod poduszkę śpiącego dziecka.
Skąd wziął się wszak współczesny wizerunek św. Mikołaja, bardziej zlaicyzowany, bajkowy? Jego twórcą i popularyzatorem był w rzeczy samej amerykański karykaturzysta Thomas Nast, który na początku stycznia 1881 opublikował ilustrację, na której św. Mikołaj rozdaje prezenty żołnierzom biorącym udział w wojnie secesyjnej. Wiele więc wskazuje na to, że jest to pierwsze przedstawienie świętego z charakterystyczną, elfią czapką zamiast mitry. Skąd ten właśnie pomysł i koncepcja, dlaczego taki, a nie inny wizerunek? Dlaczego owa postać tak bardzo odbiegła od pierwotnych wyobrażeń? Czy to znak czasu, czy coś innego? Sprawa najprawdopodobniej nierozstrzygalna. Potem, już w stuleciu XX wizerunek ten został ugruntowany przez koncern produkujący do dzisiaj bodaj najpopularniejszy napój gazowany, co spowodowało, że obraz świętego został niemal całkowicie wymazany. Do rozpowszechnienia takiego, a nie innego wyglądu Mikołaja przyczyniły się także filmy, bajki no i oczywiście reklamy. Nie rozstrzygając wszak kwestii historyczności bądź jej braku Mikołaja z Miry wypada zadać sobie jeszcze jedno pytanie. A mianowicie; jak to się więc stało, że to w okolicy koła podbiegunowego znajduje się miejsce powszechnie utożsamiane ze Świętym Mikołajem i jego miejscem pobytu? Otóż przyczynili się do tego Finowie. Mieszkańcy Krainy Tysiąca Jezior z żelaznym uporem promowali jedną ze swoich legend o Świętym Mikołaju.
Po raz pierwszy lokalizacja domu Mikołaja została oznajmiona przez fińskiego dziennikarza radiowego Markusa Rautio w 1927 roku. Była to tzw. „Góra-ucho” w Laponii. Nie mam pojęcia skąd u szacownego Marcusa wziął się taki, a nie inny pomysł. Wystarczyło wszak kilkanaście zaledwie lat by nową siedzibą dobrodusznego starca zostało niewielkie miasteczko Rovanieni w zachodniej Finlandii, co wydaje się nie mniej absurdalne. Skąd owa zmiana? Ano stąd, że wspomniana góra znajdowała się niedaleko granicy z radziecką Rosją, a w związku z „wojną zimową” pomiędzy Finlandią a ZSRR jesienią i zimą 1939 roku Góra Ucho znalazła się na granicy z Sowietami. Postanowiono więc przenieść siedzibę Mikołaja w bezpieczniejsze miejsce i ulokowano je właśnie w Rovanieni. I co do zasady tak już pozostało. Co prawda Amerykanie tuż po wojnie starali się przeforsować koncepcję aby siedzibę św. Mikołaja przenieść na biegun północny, jednak Finowie stwierdzili, że skoro nie ma tam lądu stałego, a także nie żyją tam renifery to siedzibą dobrodusznego starca powinno zostać małe fińskie miasteczko. I tak rzeczywiście się stało, choć Amerykanie kurczowo obstają przy swoim pomyśle.
Doszło więc do swego rodzaju ewakuacji św. Mikołaja. Wyrugowano go ze swej macierzy, pozbawiono korzeni. Zmienił się diametralnie jego wizerunek; od skromnego biskupa po gwiazdę kultury masowej. Urodzony w Grecji, pełniący swą posługę na terenie Turcji, zdmuchnięty został przez wiatr historii, wojny i konwenansów do dalekiej Finlandii, od wschodu kraju po zachód, a nawet jeszcze bardziej, w kierunku Arktyki. Wypaczono tym samym w sposób kompletny pierwotny wizerunek człowieka, zastępując tenże swego rodzaju mirażem. Czy to coś złego? Dla niektórych tak, dla tych mianowicie, szczególnie dla tych, którzy w owej przemianie dopatrują się wręcz wątków satanistycznych. Dla niektórych jest to raczej nieszkodliwa zmiana, będąca swego rodzaju znakiem czasów. Czym powinna natomiast być? Pytanie dość trudne, tym bardziej, że nie ma pewności, że pierwowzór Mikołaja istniał rzeczywiście. Tym bardziej też, że jego odpowiedników czy form zastępczych jest także sporo; od Jezuska, Dzieciątko, poprzez Gwiazdora, aż po Dziadka Mroza. Gdzie leży natomiast prawda? Czy gdzieś po środku, czy po którejkolwiek ze stron? Nie mam pojęcia. Jeśli wszak Mikołaj z Miry istniał rzeczywiście i stał się w sposób niezamierzony punktem wyjścia do różnych wersji samego siebie to mam nadzieję, że tak czy owak, za wszelkimi pokładami dobra, które upamiętnienie tego człowieka niesie, przynajmniej po części kryje się on sam. Chcę również wierzyć nieodparcie, że odrobinę jego właśnie każdy z nas nosi we własnym sercu. Nie tylko 6 grudnia czy w okresie świątecznym ale i w każdym pozostałym dniu roku.
Jarosław Sawiak
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS