A A+ A++

Witold Lutosławski, jeden z najwybitniejszych kompozytorów XX wieku, spytany kiedyś o to, dlaczego komponuje muzykę taką, a nie inną, odparł, że tworzy taką, jakiej sam chciałby słuchać. Odpowiedź konkretna ale i trochę zadziwiająca, przynajmniej z pozoru. Wydawać by się mogło bowiem, że każdy kto tworzy, czyni to przede wszystkim dla potencjalnych odbiorców; słuchaczy czy widzów. Czy aby jednak na pewno tak jest?

Witold Lutosławski (źródło: Wikipedia)

Czy ten, kogo nazwać winniśmy artystą aby na pewno za punkt odniesienia, jak i cel sam w sobie, winien brać tego, który w szerszej bądź węższej perspektywie czasowej stanie się tym, kto ową twórczość będzie absorbował? O czym więc lub o kim myśli „prawdziwy” artysta, jeśli takowy w ogóle istnieje?
Osobiście bardzo nie lubię słowa „artysta”, „artyzm”, „twórczość”, choć przez względną ubogość języka wybór mam dość ograniczony. Toteż zmuszony jestem owymi się posługiwać, bez względu na moje „widzi mi się”. Bo chociaż są to swego rodzaju „słowa klucze”, niosące za sobą, co do zasady, określoną treść, z założenia mocną i przesyconą indywidualizmem, to jednak w czasach nam obecnych hasła te wydają mi się coraz częściej pustymi, wyzutymi z prawdziwej materii, będącej u podstaw tkanką żywą i pulsującą. Dziś jednak owe „hasła” coraz rzadziej niosą ze sobą konkretny przekaz, bardzo często stanowią co najwyżej puste frazesy, będące żenującą, wyświechtaną odpowiedzią na potencjalną modę bycia „artystą”, bycia „jednym z nich”. Niektórzy więc, pozbawieni innych możliwości czy potencjału jedynie kreują swój wizerunek; poprzez styl ubierania, wysławiania, obnoszenia się z samym sobą, ekscentrycznego zachowania. Postawy takie są rzeczywiście uproszczonym odmalowaniem obrazu artysty, ukształtowanym przez całe pokolenia. Są zresztą one nie tyle dość typowe, co na swój sposób zasadne… ale i trochę zabawne. Twórca bowiem, chcąc zwrócić na siebie uwagę, robi to w sposób najprostszy z możliwych, robi bardzo wiele by rzucać się w oczy, zdając sobie sprawę, że sztuce samej w sobie ciężko się przebić, trudno jej się obronić, przetrwać, stać się atomem ponadczasowości, jądrem uniwersalnej kultury. Więc trzeba jej pomóc. Po prostu. Problem wszak pojawia się wtedy, kiedy to „forma” zaczyna przesłaniać treść, a właściwie jej brak. Wówczas pozostaje nużąca pustka, przykryta szalami, kapeluszami, „ochami” i „achami”, pseudo oryginalnością, za którą nie kryje się nic konkretnego. Wszystko to przeradza się w swego rodzaju kiepski ekshibicjonizm, mlący na okrągło tą sama papkę od której robi się mdło; w oparach absurdu, papierosowego dymu, alkoholu czy innych używek. Tworzą się różnego rodzaju bohemy, towarzystwa wzajemnej adoracji, w obrębie których każdy z osobna i tak kręci swój własny młynek skostniałymi palcami, patrząc z zawiścią i żenująca zazdrością na tych, w obliczu których widać coś więcej, niż u tych, którzy w oblicze to spoglądają, a szukają tak naprawdę siebie. I chociaż ów uproszczony wizerunek artysty, narastający przez całe pokolenia ma wiele wspólnego z rzeczywistością, to jednak obecnie najbardziej niepokoi fakt pozerstwa, kreowania się na kogoś, kim wcale się nie jest, a kim co najwyżej chciało by się być. Wówczas też trzeba by sobie pomóc. Nieprawdaż? O ile jednak w przypadku prawdziwych artystów i ich „dzieła” owa sztuka powinna obronić się sama (i tak zazwyczaj jest), to w przypadku tych drugich bronić się nie ma co, a prędzej czy później po farbowanej sylwecie pozostanie co najwyżej kukła. Kim więc jest prawdziwy artysta? Czy to kwestia stylu, kreacji, „rzucania się w oczy”, bycia „innym”, „dziwnym”? Po części tak. Zapewne. Ale tylko po części.

Wystarczy przywołać tutaj chociażby wspomnianego na początku Lutosławskiego, miłego starszego pana, który nikogo nie udawał, na nikogo się nie silił, był miłym, starszym panem w garniturze. Po prostu. A jednocześnie nietuzinkowym twórcą wielkiego kalibru. Jeszcze chyba bardziej jaskrawym tego przykładem był Dymitr Szostakowicz, arcywybitny kompozytor radziecki, którego wizerunek ze wszechmiar daleko odbiegał od obiegowego obrazu twórcy. Kim więc jest prawdziwy ów rzekomy, prawdziwy artysta? Bycie artystą to chyba przede wszystkim stan umysłu, pewien trudny do sprecyzowania rezonans osobowości, ukryty głęboko w człowieku. To swego rodzaju egocentryzm, tożsamy tak naprawdę z każdym z nas po trochu, choć u dorosłych, w nadmiarze, traktowany jest jak jednostka chorobowa. To trochę egotyzm, a nawet egoizm, tak, ten ostatni również. Bo przecież na to, co artysta robi, on sam spogląda przez cień własnych dłoni i palców, zanurzając się niejednokrotnie w samym sobie i nie dostrzegając niczego ponadto. Ale to chyba konieczne i dlatego po części usprawiedliwione. Wszystko to po trochu jest więc prawdą. Bo w końcu jak mówić o świecie, jak go opisywać, jak czynić to, nie przepuszczając go jednocześnie przez kalkę samych siebie, przez pryzmat, którym przychodzi wówczas być. To przecież niemożliwe. Zresztą i tak uważam, że odrobina artyzmu tkwi w każdym z nas, bez wyjątku. Wszelkie pasje, obsesje, hobby, wszelkie przejawy robienia czegoś od siebie, wszelkie postawy tego typu to przejawy owego artyzmu. Bez względy na to czy piszemy, malujemy, rzeźbimy, komponujemy, szydełkujemy, dziergamy, a nawet gotujemy, Wszystko to jest, a na pewno może być sztuką. A czy robimy to dla siebie, jak chce Lutosławski, czy może robimy to dla innych? Prawda zapewne leży gdzieś po środku, tejże posadowienie uzależnione jest od specyfiki każdego z nas i tego co robimy bez względu na to ile i w jakich proporcjach „…izmów” i „…yzmów” to wymaga. W tym wszystkim zaś najważniejszy jest fakt, że bez względu na to, co robimy, bez względu na to, jak to się ma do obiektywnej krytyki, kierującej się równie obiektywnymi wytycznymi, najistotniejszym jest autentyczność tego, czego autorami jesteśmy. Sztuka bowiem może być według owych wytycznych lepsza lub gorsza, wyższa lub niższa lecz najważniejszym jest to, by była prawdziwa. Bo w końcu finalnie najważniejszym jest to, by pozostała po nas jakaś treść, nie zaś powiewająca na lekkim wietrze kukła.

Jarosław Sawiak

Jarosław Sawiak
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPlayStation Plus Premium – brać czy nie brać?
Następny artykułTak się kończy prorosyjskość. Niemcy martwią się, że nikt nie zechce kupować od nich broni