A A+ A++


Zobacz wideo

“Wracamy do szkół i zajęć stacjonarnych” – oświadczył kilka dni temu minister edukacji Przemysław Czarnek. Dopytywany przez dziennikarzy przyznawał, że inne scenariusze nie są w tym względzie brane pod uwagę. A co będzie za kilka miesięcy? Tego, jak dodał, nie wie nikt.

– Szczerze mówiąc środowisko, w którym ja się “obracam” jest znacznie mniej optymistyczne. Obawiamy się tego, że nauczanie stacjonarne będzie tylko przez pewien czas, bo wirus sobie świetnie poradzi – mówi TOK FM Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 na warszawskim Mokotowie.

W przeciwieństwie do ministra, dyrektorzy nie tylko biorą pod uwagę różne scenariusze, ale – jak zapewniają – są na nie gotowi. – Przygotowywaliśmy się do tego już w czerwcu, po zakończeniu ubiegłego roku szkolnego. Określenie takiego ryzyka z perspektywy zarządzania szkołą jest niezwykle ważne – potwierdzała niedawno w TOK FM Krystyna Baryś, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 69 w Gdańsku.

– Jesteśmy przygotowani na trzy formy pracy. Pracowaliśmy już i stacjonarnie, i zdalnie, i w trybie hybrydowym. Mamy procedury – zapewnia Danuta Kozakiewicz. – Czy będzie potrzeba, by je wprowadzać? Pewności nie mamy, ale sądząc po tym, co mówią wirusolodzy, mamy wciąż zbyt małe wyszczepienie, by podchodzić do tego tak optymistycznie – dodaje.

Nowy rok szkolny i wytyczne ministerstwa

Ministerstwa – edukacji i zdrowia, wraz z inspekcją sanitarną – przygotowały listę wytycznych dla szkół, które mają zapewnić bezpieczeństwo epidemiczne w nowym roku szkolnym. Lista ta nie różni się znacznie od tego, co było rekomendowane rok temu.

Podstawowe zasady to: dezynfekcja powierzchni (przed i po zajęciach), dystans między osobami minimum 1,5 metra, higiena – czyli częste mycie rąk i unikanie dotykania oczu, ust i nosa, wietrzenie pomieszczeń – co najmniej raz na godzinę, a także w dni wolne od zajęć i oczywiście maseczki – w przestrzeniach wspólnych, gdzie nie da się zachować wyżej wspomnianego dystansu.

Oprócz tego przedstawiciele ministerstwa podkreślają, że do szkoły nie może przyjść uczeń, który ma objawy infekcji, nałożoną kwarantannę czy izolację. Rekomenduje się indywidualny transport do szkoły (np. pieszo czy rowerem) i nakazuje ograniczenie „do niezbędnego minimum” przebywanie w szkole osób z zewnątrz. Opiekunowie odprowadzający dzieci będą mogli wejść do budynku, ale tylko pod warunkiem, że utrzymają dystans między innymi opiekunami i ich dziećmi, będą mieli środki ochronne i będą przychodzić pojedynczo (tzn. jeden opiekun do dziecka czy dzieci, a nie np. oboje rodziców). Wszystkie wytyczne MEiN można znaleźć tu.

“Bańki edukacyjne”

Tyle teorii. O tym, jak to się będzie przekładać na praktykę rozmawialiśmy z Danutą Kozakiewicz. Dyrektorka SP nr 103 w Warszawie podkreśla, że w jej placówce już w zeszłym roku świetnie sprawdziły się tzw. bańki edukacyjne i w tym roku również zamierza je stosować. – Chodzi o to, żeby grupy klasowe nie stykały się z innymi grupami klasowymi. Czyli dzieci funkcjonują, w miarę możliwości, w jednych salach – poza zajęciami z WF czy informatyki. Przerwy również spędzają w swoim gronie. Jeżeli są na korytarzu, to w pewnej odległości od innej klasy. Przy ładnej pogodzie wychodzą na zewnątrz – opisuje.

Aby zachować dystans między grupami, nie trzeba budować specjalnych fizycznych barier. Jeśli chodzi o klasy I-III – nauczyciele nie mają “dzwonków” – na przerwy wychodzą naprzemiennie, kiedy inne klasy skończą, a powierzchnie używane (np. ławki na korytarzach) zostaną zdezynfekowane. – W przypadku klas starszych, przy wielkości mojej szkoły, korytarz dzielimy na dwie części i na jednym końcu znajduje się jedna klasa, a na drugim – druga. Między nimi jest natomiast wolna przestrzeń. Do tego jest dwóch nauczycieli dyżurujących i to naprawdę sprawnie nam szło – podkreśla Kozakiewicz.

W podobny sposób działa szkolna stołówka. Jej wielkość pozwala na to, by jednocześnie przebywały na niej dwie grupy. Uczniowie mają usiąść przy wyznaczonych stolikach, a po ich wyjściu (i przed pojawieniem się kolejnej klasy) powierzchnie są dezynfekowane.

Dzięki takim “bańkom”, nawet jeżeli u jakiegoś dziecka będzie potwierdzony koronawirus, to wyłączony zostanie jeden zespół klasowy, a reszta szkoły będzie mogła funkcjonować w miarę normalnie. – To nam się sprawdziło w poprzednim roku. Może nie na sto procent, bo czasem okazywało się, że chorował nauczyciel z klas starszych, który jednak wędrował między różnymi zespołami. Ale też wprowadziliśmy zasadę, że nauczyciel – w miarę możliwości – nie powinien się zbliżać do uczniów na odległość mniejszą niż 1,5 metra. Jeśli jest to niezbędne, zarówno uczeń, jak i nauczyciel musi mieć założoną maseczkę – wyjaśnia nasza rozmówczyni.

Co z tymi maseczkami? Gdzie je trzeba nosić?

Jeśli już chodzi o maseczki zakrywające usta i nos – zgodnie z wytycznymi resortu – są obowiązkowe w przestrzeniach wspólnych, gdzie nie da się zachować dystansu. Czy to oznacza, że uczniowie mają je nosić cały czas, także podczas szkolnych zajęć?

Dyrektor Kozakiewicz mówi, że w jej szkole – w czasie lekcji czy na korytarzu – nie muszą mieć założonej maseczki. – Chyba że rodzic sobie tego życzy. Mamy na przykład dzieci z obniżoną odpornością i wtedy stosujemy nieco inne zasady, zgodnie z tym, co zaleca nam lekarz danego dziecka i o co proszą rodzice – wyjaśnia.

Uczniowie powinni mieć maseczki jeżeli: podchodzą do nauczyciela albo w sytuacji, gdy może dojść do mieszania się osób z poszczególnych “baniek” – na przykład na wąskim korytarzu prowadzącym do szatni czy do toalety. Co ważne – dyrektorka nadmienia, że dotychczas nie było uregulowane, kto ma zapewnić maseczki (szkoła czy opiekunowie). – Teraz [w nowych wytycznych – red.] jest wyraźnie napisane, że to ma być rodzic – informuje.

Resort edukacji rekomenduje też, by pomieszczenia w szkole wietrzyć w przerwach między lekcjami, a także w dniach wolnych od zajęć. – W przerwach się oczywiście wietrzymy. Natomiast w dniach wolnych jest to utrudnione. Mamy nadzór w postaci monitoringu i jeżeli zostałyby otworzone okna, to włączą się alarmy. W dniach wolnych przychodzi więc dozorca, otwierane są niektóre okna na korytarzu, żeby był przepływ powietrza, ale to wietrzenie odbywa się w stopniu ograniczonym – wyjaśnia nasza rozmówczyni.

Jest łatwiej niż rok temu?

Pytana o to, czy czuje się teraz przygotowana do nowego roku szkolnego lepiej niż w sierpniu rok temu – odpowiada, że tych dwóch okresów w zasadzie nie da się porównywać. Po pierwsze dlatego, że więcej osób (zwłaszcza w większych miastach) jest zaszczepionych, więc mogłoby się wydawać, że jest bezpieczniej. Ale z drugiej strony – są też nowe warianty koronawirusa, które rozprzestrzeniają się szybciej.

– Zdobyliśmy dużo doświadczenia. W każdej formie pracowaliśmy. Wiemy jak to wygląda. Mamy opanowaną drogę zamykania poszczególnych klas. Już nie muszę szukać telefonu do sanepidu czy zastanawiać nad szybką ścieżką porozumienia się, bo to wszystko znam, więc pod tym względem jest dużo łatwiej – mówi dyrektorka SP nr 103. – Ale trudniej jest dlatego, że w ubiegłym roku, mówiąc kolokwialnie, ludzie się obawiali i robili to, co zalecali fachowcy. W tej chwili, mam wrażenie, że okres wakacyjny spowodował duże “rozprężenie”. Zachorowań jest mniej, przestaliśmy się bać. A zbyt duża pewność siebie to pierwszy krok do kłopotów – obawia się nasza rozmówczyni.

Szczepienia w szkołach

Zgodnie z planem resortu edukacji, we wrześniu ruszyć mają szczepienia w szkołach – wśród młodzieży powyżej 12. roku życia. Dyrektorzy otrzymali ostatnio od rządu informacji dotyczące organizacji całego przedsięwzięcia. Według wytycznych – pierwszy tydzień września ma być poświęcony na zachęcanie do szczepień i informowanie, drugi – na zbieranie zapisów, a w trzecim finalnie ruszyć ma już samo szczepienie. – Wielu dyrektorów uważa, że jest to akcja opóźniona. COVID-19 nie będzie czekał – mówi Kozakiewicz. – Jeśli dzieci wrócą z wakacji i przywiozą wirusa, będzie miał co najmniej dwa tygodnie na swobodne działanie – dodaje.

O tym, że zachorowań na COVID-19 – zwłaszcza wśród dzieci – jesienią będzie więcej mówił niedawno na naszej antenie dr Paweł Grzesiowski, prezes Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń i ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw COVID-19.

W rozmowie z red. Ewą Podolską przyznał, że kwestia powrotu dzieci do szkół i zachorowań wśród najmłodszych to “jeden z najtrudniejszych tematów”. – Niewiele wiemy o dzieciach, jeśli chodzi o COVID-19 z wczesnych faz pandemii. Pamiętamy, że mówiło się, że wirus ich nie atakuje, że one świetnie sobie z nim radzą. To była prawda do czasu pojawienia się wariantu delta – informował. Ekspert zwracał uwagę, że w krajach, w których dzieci poddawane są testom na koronawirusa zachorowań “jest multum” i część z nich przebiega ciężko. – Także ostrzeżenie trzeba wydać. Oddziały pediatryczne mogą się szybciej zapełniać, bo jeśli dzieci ruszą do szkół, to tych zachorowań będzie znacznie, znacznie więcej – przewidywał.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWielka Brytania: Antyszczepionkowcy wdarli się do budynku telewizji
Następny artykułGmina Nowy Tomyśl nawiązuje współpracę partnerską z gminą Dębno