Dwoje malutkich dzieci i ich babcię uratował piłkarz MKS-u Dębu Dębno. Całą trójkę wydostał z płomieni. Teraz rusza akcja pomocowa. Nam udało się porozmawiać z rodziną ocalałych z pożaru.
Maciej Siemiątkowski
Materiały prasowe
/ Łukasz Gryciak ratujący dziecko
Julia ma rok i cztery miesiące. Filip dwa i pół roku. Ich mama poprosiła babcię, żeby zaopiekowała się dziećmi, a sama pojechała załatwić sprawy w urzędzie. Jest około 13.00, piątek, 14 stycznia, w Dębnie w Zachodniopomorskiem. Nagle w mieszkaniu na niższym piętrze, prawdopodobnie z powodu wadliwej instalacji gazowej, wybucha pożar, płomienie szybko zajmują cały dom. Dzieci i ich babcia nie mają możliwości ratowania się ucieczką klatką schodową. Do ich mieszkania przedostaje się Łukasz Gryciak – strażak i zawodnik miejscowego klubu.
Po akcji ratunkowej strażak z objawami podtrucia trafił do szpitala. Dzień później został wypisany do domu. W ten weekend za bohaterską akcję Gryciak został odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Zasługi za Dzielność.
Ogromna wdzięczność
– To, co on zrobił, zasługuje na wielkie brawa – nie kryje uznania dla wyczynu pana Łukasza Andrzej Niedźwiecki, wujek dzieci. – Nasz dziadek Aleksander był komendantem straży, dlatego też zdajemy sobie sprawę, z jakim ryzykiem wiąże się ta praca. W sytuacjach zagrożenia oraz szoku człowiek zachowuje się irracjonalnie, odcina się rozum. Strażak cały czas był świadomy tego iż za plecami czyha ogień, każda sekunda to walka o życie; jego własne i dzieci, wielkie pokłony dla tego człowieka. Jesteśmy ogromnie wdzięczni – dodaje ze łzami w oczach.
Dym rozprzestrzenił się na wszystkie kondygnacje. Gryciak jakimś sposobem przedostał się do mieszkania uwięzionej trójki. Żeby się nie zaczadzili, co chwilę podawał swoją maskę tlenową na przemian dzieciom i ich babci. Cała czwórka ewakuowała się z balkonu podnośnikiem.
Gryciak odebrał odznaczenie w ten piątek. (fot. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji).
– Jak się widzi, że malutkie dziecko przestaje oddychać, to włączają się pewne automatyzmy w człowieku – mówił nam Łukasz Gryciak. – Stąd taka, a nie inna decyzja. Dziewczynka była w kiepskim stanie i dlatego też podjąłem decyzję o zdjęciu maski – tłumaczy nam zawodnik IV-ligowej drużyny.
I dodał: – Takiego pożaru jak ten nie było u nas w regionie już dawno. Nie wiem, czy kiedykolwiek coś takiego miało miejsce. Mój ojciec również jest strażakiem, pracował w zawodzie prawie 30 lat. Mimo to stwierdził, że się z czymś takim nie spotkał.
Wystarczy płomień od zapałki
Dziś Julia i Filip oraz babcia są już w domu. Ale tragedia z ostatniego weekendu odcisnęła na dzieciach duże piętno. – Wystarczy płomień od zapałki i dzieci nie potrafią powstrzymać emocji. Pojawia się płacz. To nadal tkwi w ich głowach. Są przerażone tą sytuacją – przyznaje Niedźwiecki, krewny poszkodowanych.
To on zorganizował zbiórkę dla rodziny (link do zrzutki TUTAJ). Potrzebne niemal wszystko – od podstawowych rzeczy jak ręczniki, naczynia, pościel po pomoc psychologiczną oraz materiały budowlane.
Wsparcie niektórych zaskoczyło Niedźwieckiego. – Jedna z mieszkanek Dębna sama zaoferowała zbiórkę ubranek dla dzieci. Proboszcz z parafii również chce pomóc. Wsparcie w sprawach urzędowych zaproponował lokalny działacz. Pomagają też moje znajome: Roksana z Austrii i Rebekka ze Szwajcarii. Jestem zaskoczony, bo tych osób jest coraz więcej – przyznaje wujek Julii i Filipa.
Pobudzić serca
I dodaje: – Cały czas czekamy na odzew, ludzką dobroć, bo istotnym jest, by jak najszybciej wszyscy wrócili do normalności, a dzieci uwierzyły na nowo w beztroskę życia. Najważniejsze, że w tym wszystkim mają siebie. A zbiórką chcemy pobudzić serca i pokazać, że wszyscy potrafimy być wspaniałymi ludźmi oraz dać nadzieję, że w każdej sytuacji istnieje dobre wyjście.
Zgłoś błąd
WP SportoweFaktyPiłka nożna
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Komentarze (2)