Istnieją obrazy, które fascynują znakomitą, wielowątkową fabułą. W innych na pierwszy plan wybija się fantastyczna rola pierwszoplanowa, jeszcze inne dotykają ważnych, aktualnych problemów, dzięki czemu stają się popularne. Z drugiej strony mamy również do czynienia z całkiem sporą grupą filmów, z początku skazywanych na kompletną porażkę, które jednak dzięki przedziwnemu połączeniu pewnych, z pozoru, kompletnie nie pasujących do siebie elementów, stają się filmami kultowymi. Niewątpliwie do grona takich produkcji należy “Kosmiczny Mecz”, wyreżyserowany przez autora zaledwie dwóch obrazów, Joe Pytkę, którego główną gwiazdą był rzecz jasna Michael Jordan. Zawodnik będący nie tylko najlepszym koszykarzem ostatnich dekad XX wieku, ale też do dziś przez wielu uważany za najwybitniejszego sportowca wszech czasów.
Mistrz i uczeń
W nowym filmie pałeczkę przejmuje po nim Lebron James, zawodnik o niepozostawiającym miejsca na żadne niedopowiedzenia przydomku “Król”, obecnie grający dla Los Angeles Lakers. Koszykarza, urodzonego w Akron w Ohio, tyleż z Jordanem łączy, co i dzieli. Już na początku kariery w collegu w Jamesie widziano następcę “His Airness”, który zresztą bardzo wcześnie dał młodzianowi swój prywatny numer telefonu, czego zresztą miał szybko pożałować, bo ponoć wykradli go koledzy młodego zawodnika, robiący później legendzie liczne żarty. Lebron po wejściu do ligi błyskawicznie udowodnił, że wcześniejsze pochwały wcale nie były czysto marketingowym pompowaniem jego wartości i szybko zmieniły się w, robiące wrażenie nie tylko na ekspertach, efektowne statystyki na boisku, a 36-letni dziś zawodnik zdobył jak dotąd cztery tytułu mistrzowskie. Perłą w koronie był ten najcenniejszy: w rodzinnym Cleveland Cavaliers, po słynnym powrocie, na który zdecydował się pomimo tego, że właściciel klubu wcześniej publicznie go obraził, po tym jak James zdecydował się na pamiętne “przeniesienie swych talentów na South Beach”. To właśnie za sprawą tej buńczucznej frazy, a także dołączenia do dwójki innych gwiazdorów, stał się przez moment najbardziej znienawidzonym zawodnikiem w NBA.
To już jednak przeszłość, bo od czasu dwóch mistrzostw z Miami Heat “Król” zdołał kompletnie odmienić wizerunek i dziś jest niekwestionowanym władcą parkietów, mimo tego, że bliżej mu już do końca kariery. Nie tylko jednak ów status w czasie realizacji filmu jest elementem zdecydowanie odróżniającym go od Jordana, który w połowie lat 90. był w szczycie swoich możliwości fizycznych. Zawodnicy ci bowiem prezentują kompletnie różne style gry. O ile bowiem “His Airness” zawsze brał odpowiedzialność na swoje barki, najczęściej oddając kluczowe rzuty, często decydujące o tytułach, o tyle James to gracz, który zawsze starał się wykorzystywać własnych partnerów z parkietu, często w najważniejszych momentach decydując się na podanie, a nie rzut, który zresztą – w końcówkach spotkań – często go zawodził. Z tego powodu na długo przylgnęła do niego łatka zawodnika pękającego pod presją, przez co wielu oldschoolowych fanów długo nie widziało go w jednym szeregu z Jordanem.
W tym kontekście warto się pokusić również o szerszą perspektywę. Nowy “Kosmiczny mecz” wchodzi do kin 25 lat po premierze pierwszego filmu, w zupełnie innym otoczeniu medialnym niż w latach 90. Mnogość wyboru różnorakiej rozrywki jest dziś nieporównywalna z czasami sprzed kilku dekad, a sam James z całą pewnością nie ma dziś statusu takiego jak Jordan wtedy, nie tylko ze względu na wspomniany styl gry, ale również na coraz szerszą reprezentację nowych, młodszych graczy, takich jak Steph Curry, Trae Young, Devin Booker czy Słoweniec Luka Doncić. Wielki sentyment jaki wielu 30 – i 40- latków odczuwa dziś do filmu Joe Pytki bierze się z uchwycenia w nim magii czasów minionych, w których produkcja ta była mocno zakorzeniona, również pod względem marketingowym.
Z reklamy na duży ekran
Choć na przełomie ostatnich dekad XX wieku pomysł połączenia zwykłego filmu fabularnego z animacją dla dzieci nie był ideą zupełnie nieznaną, przedstawiciele Warner Bros. podchodzili do niego ze zrozumiałą rezerwą. Sporym problemem było powstałe w latach 90. wrażenie, że królik Bugs i reszta bohaterów słynnego Looney Tunes kompletnie stracili znaczenie i trudno będzie odbudować ich markę. Przełomem była premiera znanego obrazu Disneya, w reżyserii Roberta Zemeckisa “Kto wrobił królika Rogera?”, w którym wystąpiło wiele znanych animowanych postaci. Ogromny marketingowy sukces tego obrazu pokazał, że łączenie zwyczajnych ludzkich bohaterów z cyfrowo wykreowanymi herosami ze świata kreskówek jest możliwe, choć jak wspominali sami twórcy było to bardzo trudne.
Pomimo wspomnianego tryumfu filmu Zemeckisa Warner Bros. dał zielone światło produkcji dopiero po ogromnym sukcesie kampanii reklamowej Nike, w której Michaelowi Jordanowi partnerował właśnie królik Bugs. Wyświetlane pomiędzy 1992 i 1993 roku reklamówki, m.in. podczas tradycyjnego Super Bowl, spotkały się ze sporym entuzjazmem widzów, a zarządców Warnera utwierdziły w przekonaniu, że ich najbardziej znani fikcyjni herosi nadal cieszą się sporą popularnością, zarówno wśród starszych, jak i młodszych widzów. Realizację obrazu ostatecznie przypieczętowała rozmowa głównego producenta, a także znanego reżysera, Ivana Reitmana z przedstawicielami Nike, którzy od razu zobaczyli w tym filmie także szansę dla siebie.
Rozpoczęcie prac nad samym filmem należało jednak wstrzymać, ze względu na niespodziewaną przerwę w karierze Michaela Jordana, który między 1993 a 1995 rokiem zdecydował się na porzucenie koszykówki i spróbowania swoich sił w baseballu. Paradoksalnie okazała się ona najlepszym wydarzeniem i to dla wszystkich stron. Dzięki przerwie scenarzyści zyskali bowiem główny motyw, na którym mogli oprzeć dość absurdalną – z punktu widzenia dorosłego widza – fabułę, a dodatkowo podgrzewany za sprawą kolejnych doniesień o pracach nad filmem powrót “His Airness” do gry, okazał się ostatecznie wielkim wydarzeniem, nie po raz ostatni w przypadku tego zawodnika, daleko wykraczającym poza świat sportu.
Twórcą filmu miał być Joe Pytka, mało znany reżyser, który jednak zasłynął głównie realizacją wspomnianych wcześniej filmów reklamowych z Jordanem i królikiem Bugsem, a przed tworzeniem “Kosmicznego meczu” zrobił tylko mało znaną komedię “Let it ride”. Pytka był jednak od początku zaangażowany w batalię z przedstawicielami Warner Bros., którą dzięki sporej popularności reklamówek sukcesywnie wygrywano, aż w końcu studio zadecydowało o zaangażowaniu w tworzenie pełnometrażowego filmu. Co ciekawe jednak sam opowiadał, że do jego realizacji został zaproszony dopiero pod koniec negocjacji, a szefostwo wytwórni później skutecznie storpedowało jego kilka pomysłów.
Trudna realizacja
Sporym problemem w przypadku takiego filmu okazał się scenariusz, który musiał w jakiś sposób wytłumaczyć widzowi skąd na naszej planecie pojawili się kosmici i dlaczego właściwie chcieli się z Ziemianami pojedynkować właśnie w meczu koszykówki. Sporo ułatwiła decyzja Jordana o wycofaniu się z gry i skupieniu na baseballu, z której istotnie uczyniono szkielet fabularny. Prócz reżyserii Pytka otrzymał również funkcję konsultanta przy skrypcie, w którym wymyślił, sfilmowaną już nawet scenę, w której Jordan po powrocie na Ziemię trafia tzw. home run w meczu baseballa, ale ostatecznie nie znalazła się ona w filmie.
Ważniejszym wydarzeniem, które ostatecznie nie doszło do skutku, była planowana współpraca ze Spike’ iem Lee, który pojawił się na planie i chciał pomóc przy poprawianiu scenariusza do filmu. Pytka dobrze znał się z nowojorskim reżyserem, z którym łączyła go wieloletnia przyjaźń i oczywiście widział w tym możliwość na dodanie do produkcji wielu interesujących wątków. Na nią nie zgodzili się jednak zarządcy Warner Bros., z którymi Lee był skonfliktowany. Powodem niechęci był sposób finansowania poprzedniego filmu Amerykanina – “Malcolm X”.
Spike Lee od początku uważał, że obraz ten potrzebował większych pieniędzy, których nie gwarantował Warner. Za namową Francisa Forda Coppoli, twórca postanowił zrealizować tak dużo materiału jak tylko się dało, by w ten sposób wymusić zwiększenie budżetu na wytwórni. Gdy zabiegi te się nie powiodły, a dzieło z Denzelem Washingtonem utknęło w post-produkcji, reżyser zmobilizował grupę celebrytów, wśród których byli m.in. sam Michael Jordan, Prince, Oprah Winfrey, Magic Johnson i Janet Jackson, którzy pomogli sfinansować produkcję. “Malcolm X” ostatecznie doczekał się swej kinowej premiery, ale przedstawiciele Warner Bros. obrazili się na samego twórcę, nie zgadzając się na jego udział w swoim kolejnym obrazie.
Joe Pytka wspominał, że namówienie aktorów do zagrania w tym filmie było bardzo trudne, właśnie ze względu na niecodzienny charakter całego przedsięwzięcia. Większość odtwórców bała się uczestniczenia w czymś, co może zakończyć się kompletną klapą. Słychać było również narzekania na to, że realizowanie podobnych dzieł było niezwykle trudne. Tak opisywał je sam Robert Zemeckis, który ponoć zapytany o to jakich rad udziela twórcom nowego filmu odparł: “Nie róbcie tego!”, wskazując na to, że realizacja “Kto wrobił królika Rogera?” nieomal kosztowała go życie. I tak do “Kosmicznego meczu” nie udało się zaangażować m.in. Michaela J. Foxa, który pierwotnie miał zagrać Stana Podolaka, Chevy Chase’a, a nawet gigantycznego koszykarza Gheorghe Muresana, który w tym czasie zaliczył już filmowy debiut w obrazie “Mój olbrzym”. Na rolę bez problemu zgodziły się koszykarskie gwiazdy tamtych czasów, takie jak Charles Barkley, Shawn Bradley, Patrick Ewing, Larry Johnson czy Mugsy Bogues, którym kosmici zabrali wszelkie koszykarskie talenty.
Opory przed wystąpieniem w tym filmie miał również sam Bill Murray, który ostatecznie był w nim nie tylko partnerem golfowym Michaela, ale również pełnił ważną funkcję (można powiedzieć, że Steve’a Kerra z Bulls) w drużynie Jordana, pokonującej kosmitów. Pierwotnie jednak zdecydował się wyłącznie na malutką rólkę, grając samego siebie u boku Jordana i legendarnego Larry Birda. Pytka wytłumaczył mu jednak w jaki sposób cyfrowo tworzone jest boisko do koszykówki, a także wielcy przeciwnicy z drużyny Monstars, co zadecydowało o zmianie decyzji, która rzecz jasna wyszła na dobre samemu filmowi. Bez tego nie byłoby choćby porównania do Dana Aykroyda, które śmieszy po dziś dzień.
“Kosmiczny mecz” był zaś produkcją przełomową, jeśli chodzi o użycie technologii cyfrowych. Przy animacjach do filmu pracowało ponad 700 pracowników w osiemnastu studiach w zarówno w USA: Ohio i Kalifornii, jak i Londynie oraz Kanadzie. Ze względu na technologiczną złożoność, a także duże ambicje projektu, związane głównie z dość specyficznym stylem poruszania członków Looney Tunes, dyrektor animacji Tony Cervone stwierdził, że jeszcze dwa lata wcześniej obraz ten po prostu nie mógł powstać. O tak wielkim sukcesie nie moglibyśmy mówić, gdyby nie postać Michaela Jordana, którego sam Pytka porównywał do Muhammada Ali, jako osobę zdecydowanie wykraczającą poza świat sportu. I choć reżyser pracował zarówno z Jamesem, jak i choćby ze Stephem Curry’m, obecnie twierdzi, że sequel z pewnością nie będzie znaczył dla ludzi tyle co legendarna produkcja z 1996 roku, którą mimo narzekań na fabułę czy grę aktorską, należy docenić jako prawdziwy fenomen lat 90.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS